Agora, Warszawa 2022.
Sposób na podryw
Dziecięcy detektywi cieszą się ogromną popularnością, dlatego też Stuart Gibbs postanowił uruchomić kolejną szkołę szpiegów i przedstawić odbiorcom Bena Ripleya, nastolatka, który talentu do nauki nie ma, jednak ze wszystkich tarapatów wychodzi cało, chociaż nie unika przy tym ośmieszenia. "Szkoła szpiegów na nartach" to kolejny tom z bestsellerowej serii dla tych wszystkich młodych czytelników, którzy lubią opowieści w starym stylu, ale z nutą dowcipu. To dowcip z gatunku raczej mocno oczywistych, przy czym sprawdza się on w literaturze czwartej i nie tworzy dodatkowych kulturowych podziałów: wszystkie dzieci, które zechcą sięgnąć po przygody Bena Ripleya, znajdą coś dla siebie w jego dokonaniach i ekstremalnych przeżyciach. Ben nie może się pochwalić wybitnymi osiągnięciami w szkole. Co więcej: parę razy cudem uniknął relegowania, wszyscy nauczyciele widzą, że źle radzi sobie z zadaniami praktycznymi i nie pali się do zdobywania wiedzy. Do tego Ben - gdyby oceniać go z zewnątrz - byłby najgorszym szpiegiem w historii, ma talent wyłącznie do wpadania w kolejne kłopoty. A jednak to ten chłopiec jest wybierany do najtrudniejszych misji i może rywalizować ze znacznie silniejszymi od siebie przeciwnikami. Wspierany jest przez rzeczywiste talenty, między innymi Erikę, dziewczynę, która zachowuje się jak robot i stanowi materiał na szpiega idealnego. Stuart Gibbs stawia na dość wyraziste charaktery, nie przejmuje się budowaniem komplikacji w warstwie psychologicznej: dzieciom to obojętne, a liczy się dynamiczna akcja. Tej "Szkoła szpiegów na nartach" dostarcza.
Rozmach widać także w kontekście najnowszej przygody Bena Ripleya: oto chłopiec ma udać się z misją do ośrodka narciarskiego. Tu przebywa na feriach Jessica, ukochana córka Leo Shanga, chińskiego grożnego przestępcy, który wywiódł w pole CIA. Skoro dorośli zawiedli, dzieci muszą sobie poradzić - nie pierwszy to raz w powieściach detektywistycznych, kryminalnych i szpiegowskich, więc nikogo taki rozwój wydarzeń nie zdziwi. Problem w tym, że Ben nie należy do uwodzicieli i podrywaczy, nie potrafi zagadać do dziewczyny, która mu się podoba, a już na pewno nie wie, jak przekonać do siebie rówieśniczkę z Chin. Fakt, że z wybranych młodych agentów to on myśli nieszablonowo i może zdać się na własną wyobraźnię w chwilach zagrożenia, działa na jego korzyść. Erica nie słynie przecież z wrodzonej dobroci i łagodności, a ta sprawa okazuje się wyjątkowo delikatna. Oczywiście Ben popełni w swoich działaniach mnóstwo gaf, jednak na tym polega komizm powieści.
Stuart Gibbs wybiera sensacyjny ton i zestaw przygód, jakie nie mają szansy przytrafić się zwykłym odbiorcom - żeby uzmysłowić im, jak wielkiej rangi to sprawa, wyjaśnia, że Leo Shang dla swoich bliskich wynajął cały hotel, tak, żeby nikt ich nie niepokoił. W takiej sytuacji zbliżenie się do strzeżonej dobrze nastolatki wydaje się niemożliwe - tyle tylko, że Ben zaprogramowany na cel w zasadzie nie zna tego typu porażek. A przy okazji może też poćwiczyć kontakty interpersonalne i nabrać odrobinę pewności siebie w relacjach z płcią przeciwną. "Szkoła szpiegów na nartach" to zatem rozrywka i drobna podpowiedź dla czytelników, którzy - tak jak Ben - niekoniecznie postrzegani są jako geniusze. Lekka i ciekawa, dynamiczna powieść spodoba się nastolatkom, którzy kibicują Benowi w jego codziennych wyzwaniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz