niedziela, 6 lipca 2025

Sylwia Góra: W stronę Anny. Biografia Anny Iwaszkiewicz

Marginesy, Warszawa 2025.

Miłość

Niewielu badaczy chce się zastanawiać nad relacją, jaka łączyła Jarosława Iwaszkiewicza i jego żonę, Annę. Anna jednak jest postacią, która musi pojawiać się w opowieściach i wspomnieniach, bo przecież dla licznych gości Stawiska była personą ważną, bez względu na chorobę czy brak sukcesów literackich. Anna funkcjonowała jako dobra partnerka, wyrozumiała i cierpliwa, zapewniająca ciepło domowego ogniska. Zapisywała swoje doświadczenia i przemyślenia w listach czy dziennikach – ani jedne, ani drugie nie miały nigdy ujrzeć światła dziennego, ale teraz są cennym dokumentem, który może próbować wyjaśniać badaczom to, co nie do wyjaśnienia. Bo Anna zawsze pozostawała w cieniu. A przy świadomości homoseksualnych wyborów jej męża – jej postawa rodzi kolejne pytania. Sylwia Góra nie zamierza budować klasycznej biografii, o czym uprzedza czytelników już w pierwszym zdaniu książki. Przyjrzy się za to Annie w kontekście wielkich zagadnień z nią związanych. Po pierwsze – to relacja z Jarosławem Iwaszkiewiczem. Pełna tajemnic, niedopowiedzeń i niemożliwych już do uchwycenia zasad regulujących codzienność Stawiska jest to publikacja – dla zainteresowanych pobocznymi wątkami z literatury. Tu chodzi o obyczajowość i o międzyludzkie kwestie, delikatne, czasami oparte na domysłach.

„W stronę Anny. Biografia Anny Iwaszkiewicz” to książka zaspokajająca ciekawość, przynajmniej w tych aspektach, w których uda się zgromadzić rzeczowe wiadomości. Sylwia Góra dąży do wytłumaczenia swojej bohaterki i jej zachowań, kontrowersyjnych dzisiaj, ale dawniej całkiem do zniesienia (przynajmniej niegenerujących poważnych konsekwencji dla związku). Dużo miejsca poświęca autorka tematowi choroby psychicznej Anny Iwaszkiewiczowej – według dzisiejszych lekarzy da się już nawet postawić ostrożne diagnozy, dawniej postawy bohaterki książki były uznawane raczej za dziwactwa niż za objaw poważnych dolegliwości zdrowotnych. Równolegle z kwestią choroby psychicznej toczy się jeszcze analiza dochodzącej do absurdu religijności. Anna popada w dewocję, ma momenty, w których potrzebuje wsparcia siły wyższej, zatapia się w potrzebie modlitwy i szokuje wręcz otoczenie świętoszkowatością. Autorka może się zastanawiać, czy to wiara, czy zachowanie na pokaz – wie jednak, że obecnie tego typu postawy byłyby odbierane jako poza, ale w czasach Iwaszkiewiczów niekoniecznie.

Jest ta publikacja próbą zaprzyjaźnienia się z postacią trudną i pomijaną niesłusznie w historii literatury – chociaż Anna nie tworzyła dzieł, funkcjonowała obok wielkich artystów. Będzie tu zatem mowa i o jej przyjaźni z Antonim Słonimskim, i o homoerotycznej fascynacji Marią Morską – wielkim niespełnionym uczuciem, które mogło być odwzajemnione. W części tajemnic pomagają wnuki Iwaszkiewiczów, które wprowadzają czytelników w codzienność Stawiska za sprawą własnych wspomnień. Gęsta jest ta książka, ładna od strony narracyjnej – Sylwia Góra nie popełnia typowych błędów związanych z zarzucaniem odbiorców kolażami z cytatów, wie, jak prezentować postać, żeby wypadała atrakcyjnie. Dobrze się ją czyta – a Sylwia Góra nie wymusza na odbiorcach ciągłego zakorzenienia w życiu literackim dwudziestolecia międzywojennego. Udaje jej się oderwać od środowiska skamandrytów, pisze coś z zupełnie innej perspektywy.

sobota, 5 lipca 2025

Marta Wroniszewska: Matka bez wyboru. O kobietach, które opuściły swoje dzieci

Czarne, Wołowiec 2025.

Rozłam

Kulturowo czy stereotypowo – kobiety są przypisane do swoich rodzin, dzieci, które wydały na świat. Więź matki z dzieckiem to najbardziej archetypowy motyw, niepodważalny i pozbawiony ciemnych punktów. Jednak Marta Wroniszewska zachęcona przez wydawnictwo postanawia przyjrzeć się sytuacjom, w których to nie ojciec odchodzi od rodziny, a matka decyduje się porzucić pociechy i męża – i funkcjonować w oderwaniu od nich. Ale w reportażach zebranych w tym tomie matki nie podejmują takich decyzji z własnej woli. One marzą o tym, żeby zostać z bliskimi, tyle że przez toksycznych partnerów są zmuszone do zmiany otoczenia. To nie sytuacje, w których kobietę można by oceniać przez pryzmat jej rzekomej samolubności: żadna z matek nie odchodzi, bo tego właśnie pragnie – każda za to jest ofiarą, której nikt nie pomógł.

Książka „Matka bez wyboru” składa się z dwóch części. Pierwsza to opowieści snute z perspektywy matek. Patologiczne domy, w których przemoc łączy się z wygasłym uczuciem, w których strach o życie idzie w parze z problemami psychicznymi. Tu matki muszą uciekać – a ich pociechy dawno już zostały odpowiednio nastawione do kryzysowej sytuacji i skłonne są raczej oskarżać rodzicielkę, niż ją wspierać w decyzjach. Te matki poświęciły wszystko, łącznie ze swoimi zdrowymi zmysłami – i teraz nie mogą już wytrzymać w domach, w których nie mają schronienia. I te matki za dziećmi będą tęsknić, będą próbowały odnowić kontakt, kiedy już ułożą sobie życie gdzie indziej. Druga część książki to z kolei historie dzieci, które zostały przez matki porzucone. I tu również rzeczywistość Marta Wroniszewska przedstawia jednoznacznie: nie ma miejsca na zderzanie ze sobą dwóch wizji świata, wystarczy jednokierunkowość narracji, żeby wstrząsnąć czytelnikami. W obu przypadkach bowiem ważne jest to, że rodzina, która powinna zapewniać stabilizację i spokój wszystkim jej członkom, staje się koszmarem i źródłem traum. W takich bataliach nie ma wygranych, wszyscy cierpią. Ale też nie ma możliwości uzdrowienia sytuacji – rozstanie jest jedyną sensowną formą zażegnania kryzysów. „Matka bez wyboru” to książka niewygodna. Książka, która stawia trudne pytania o role społeczne w powiązaniu z dobrem własnym – i książka, która rujnuje stereotypy.

Marta Wroniszewska między opisywaniem domowych dramatów swoich kolejnych bohaterek, zajmuje się też przytaczaniem statystyk czy informacji obiektywnych, tych, które pozwolą nakreślić prawny i społeczny kontekst wydarzeń. Dzięki temu odbiorcy nie muszą zastanawiać się nad systemami wartości i rozwiązaniami, jakie urzędnicy mogą zaoferować pozbawionym mocy decyzyjnej matkom-ofiarom. Co ważne, dla autorki sytuacje w opisywanych domach są tylko punktem wyjścia do dalszych komentarzy i poszukiwań danych – nie liczy się wyłącznie problem jednostki, ale możliwość wpisania tego problemu w szerszy kontekst. To lektura, która popsuje humor, albo nastawi bojowo – w zależności od czytającego. Na pewno nie da o sobie długo zapomnieć.

piątek, 4 lipca 2025

Patricia Highsmith: Krzyk sowy

Noir sur Blanc, Warszawa 2025.

Obserwacje

Bardzo pogłębione portrety psychologiczne proponuje Patricia Highsmith w swoich powieściach sensacyjno-kryminalnych. Do momentu, w którym bohaterowie tracą nad sobą kontrolę – bo później już wszystko zaczyna się walić i nikt nie będzie w stanie powstrzymać kataklizmu. W „Krzyku sowy” ten schemat się powtarza, ale schematów fabularnych próżno by szukać – znowu autorka – mistrzyni suspensu – wybiera nieprzewidywalność w rozkładzie akcentów powieściowych. Autorka wręcz zmusza czytelników do podążania za bohaterami po to, żeby ci musieli być świadkami tragedii, jaka za chwilę się rozegra. Z takiego układu nie może wyjść nic dobrego.

Na początku uwaga czytelników koncentruje się na trzech postaciach: na miejsce akcji prowadzi wszystkich Robert. Mężczyzna ma ugruntowaną pozycję zawodową, wydaje się być stateczny i zwyczajny. Ma jednak pewną słabość: uwielbia zakradać się pod dom Jenny i obserwować młodą kobietę przy codziennych rutynowych czynnościach. Jako podglądacz nie zamierza w żaden sposób wykorzystywać sytuacji, wystarcza mu patrzenie na Jenny – taki zupełnie niewinny voyueryzm, który wzbudzi oczywisty niepokój wszystkich, otwiera tę powieść. Robert wie, że powinien zrezygnować ze swojej słabości – warto by było, żeby przestał podjeżdżać pod dom Jenny i porzucił proceder podglądania jej zanim ktoś się zorientuje. Do tego jednak dojść nie może. Najpierw narzeczony Jenny, Greg, nabiera podejrzeń i postanawia rozprawić się z natrętem, później sama kobieta nawiązuje znajomość. I od tej pory układ sił nie będzie już taki sam. Nieoczekiwanie Jenny zakochuje się w Robercie (który nie jest w stanie odwzajemnić uczucia), a Greg szaleje z zazdrości. Patricia Highsmith coraz bardziej komplikuje losy postaci, zmusza je do weryfikowania swoich kodeksów i postaw – żeby tylko sprawdzić, jak zachowają się w sytuacji ekstremalnej. A ponieważ nie da się sprawić, żeby wszyscy byli zadowoleni jednocześnie – wykluczają to sprzeczne priorytety bohaterów – cierpienie będzie nieuniknione.

Tym razem w podglądactwie autorka nie widzi niczego złego ani przykrego, zresztą z chwilą poznania obiektu obserwacji Robert traci zainteresowanie dla takich praktyk. Za to przewartościowania w relacji damsko-męskiej wprost proszą się o zdecydowaną reakcję. I autorka decyduje się na rozwiązania dość radykalne – wyjaśniane już przez afekt – chociaż niekoniecznie oczywiste. Prowadzi czytelników przez wydarzenia tak, żeby mieli większą wiedzę niż bohaterowie – nikt nie uwierzy człowiekowi rozdzielającemu narzeczonych, że nie miał w tym swojego celu ani własnych pragnień – a przecież to, co wydaje się najbardziej logiczne, jest jednocześnie najmniej prawdziwe. Odbiorcy podążać mogą za śledczymi albo za samymi postaciami – znają ich motywacje i sposoby działania, nie wiedzą za to, jak zostanie rozwiązane śledztwo. „Krzyk sowy” to wytchnienie od wszystkich jednowymiarowych kryminałów z akcją prowadzoną po sznurku – tu psychologiczne pułapki nie pozwalają na zyskanie pewności i odpowiedzi na pojawiające się w toku śledztwa pytania.

czwartek, 3 lipca 2025

Aleksandra Belta-Iwacz: Kazik się zgubił

Media Rodzina, Poznań 2025.

Trening

Kazik na pierwszy rzut oka budzi sympatię. Mały chłopiec, przedstawiony jako radosny kilkulatek na urokliwych obrazkach, przeżywa jednak swój prywatny dramat w tomiku „Kazik się zgubił”. Aleksandra Belta-Iwacz w szóstej części cyklu pozwala dzieciom przyzwyczaić się do myśli o stresującej sytuacji – i podpowiada, co należy zrobić, gdyby przeżywało się akurat podobną przygodę. Lektura może nie tylko stać się pretekstem do rozmów z dzieckiem, ale też punktem wyjścia do treningów i ćwiczeń w kontrolowanych warunkach. Tak, żeby żadne dziecko nie traciło zimnej krwi, kiedy straci z oczu swoich rodziców.

Kazik ma trzymać któreś z rodziców za rękę – w tym otoczeniu łatwo się zgubić, wokół panuje chaos: sezon turystyczny trwa w najlepsze, a wokół jest mnóstwo straganów z ciekawą ofertą. Nic dziwnego, że mały bohater dowiaduje się, że musi być grzeczny i pilnować, żeby pozostawać w pobliżu dorosłych. Może i przestrogi nie byłyby konieczne, ale chłopiec chce iść bez trzymania się za ręce – czuje się wtedy bardziej dorosły i odpowiedzialny. Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby bohater nie dostrzegł magnesu w kształcie klocka. Tylko na sekundę traci z oczu rodziców i nagle orientuje się, że został sam.

Aleksandra Belta-Iwacz nie komplikuje sytuacji bardziej. Wie, że bohater przeżywa dramat. Podkreśla jego rozterki i strach, doskonale zrozumiałe dla małych odbiorców, niekoniecznie za to oczywiste z perspektywy dorosłych. Dzieci, które wyobrażą sobie siebie na miejscu Kazika, poczują gwałtowny przypływ adrenaliny. I tu warto prześledzić zachowanie małego bohatera. Kazik bowiem wykorzystuje to, co powiedziała mu mama. Wie, co ma robić, jak się zachować i jakie drogi są przed nim, gdyby pierwsza reakcja nie zadziałała. To, co robi Kazik, powinny zapamiętać kilkulatki – to również rozwiązanie idealne dla nich, na wszelki wypadek. W historii wszystko kończy się bardzo szybko i dobrze – w prawdziwym życiu również może tak wypaść, pod warunkiem, że maluchy zastosują się do wskazówek wprowadzanych przez autorkę do lektury. Aleksandra Belta-Iwacz przekonuje też w posłowiu rodziców – że warto nie tylko wpoić dziecku zasady zachowania w kryzysowej sytuacji, ale też przećwiczyć z nim określone postawy – bo tylko wiedza poparta doświadczeniem (nawet jeśli wyłącznie na sucho) przyniesie efekty. Oczywiście żaden maluch nie chce przeżywać strachu rozłąki z rodzicami – i żaden rodzic nie ma ochoty stresować się, gdyby przypadkiem stracił na chwilę z oczu pociechę – ale takie sytuacje się zdarzają i nie trzeba wiele, żeby rozegrał się mały dramat. Ta lektura ma pomóc – wyjaśnić konkretne sytuacje, nastawić odpowiednio psychicznie i nauczyć dzieci postępowania w dramatycznych momentach. Książka nadaje się też oczywiście na zwyczajną lekturę – jednak najprawdopodobniej doprowadzi do rozmów i wyjaśnień, do przestróg i oswajania pociechy z trudnymi sytuacjami. Cała ta seria nastawiona jest na rozwiązywanie problemów (najlepiej – zanim zaistnieją), a autorka dba o to, żeby przedstawić perspektywę malucha.

środa, 2 lipca 2025

Sylvanian Families. Piknik Frei

Harperkids, Warszawa 2025.

Świętowanie

To kolejny tomik spod szyldu Sylvanian Families – z małymi puchatymi zwierzątkami z różnych gatunków. Zwierzaki są urocze i trójwymiarowe, przypominają przytulanki i zachwycają najmłodszych. I o to chodzi – każde pokolenie potrzebuje jakichś cukierkowych postaci jako odskoczni od wszechobecnej adrenaliny i sensacyjności. Sylvanian Families to sfera łagodności i senności. Jeśli więc ktoś liczy na brawurową akcję – nie odnajdzie się w tym cyklu. Ale przecież nie wszystkim dzieciom zależy na tempie i szybkich zmianach wydarzeń. Sylvanian Families wycisza. W tym wypadku sprawdza się też jako cykl do zabawy z naklejkami. „Piknik Frei” to właściwie zeszyt ćwiczeń, w którym należy uzupełniać strony naklejkami (do wyboru jest ich ponad czterysta, co oznacza, że odbiorcy otrzymają sporo zabawy… i jednocześnie zostaną zmuszeni do maksymalnej koncentracji i do sprawdzania, czy na pewno odpowiednio wykonują polecenia.

Każda strona to zadanie – klasyczna łamigłówka (ewentualnie przedstawienie postaci). Są tu labirynty, wzory i porównywanki, jest uzupełnianie obrazków albo dopasowywanie naklejek do opisów (przyda się tu – jednak – umiejętność czytania. Bo chociaż w wielu miejscach wystarczy przyjrzeć się wyblakłym fragmentom obrazków – sylwetkom bohaterów – to czasem należy jednak uruchomić wyobraźnię i samodzielnie uzupełniać rysunki zgodnie z poleceniami.

Wiadomo, że dla małych odbiorców najbardziej przyciągające będą naklejki – sześć stron z naklejkami to naprawdę sporo, oznacza to zapowiedź dobrej zabawy, nawet jeśli owa zabawa polega przede wszystkim na uzupełniankach pod dyktando. Ale sporo jest tu łamigłówek logicznych, zadań, w których naklejki nie wyczerpują tematu, nie są jedyną wartością. Dzieci będą ćwiczyć koncentrację i umiejętności, nawet momentami przygotowywać się do rysowania szlaczków – a wszystko w ramach towarzyszenia bohaterom w ich codzienności. Codzienności bajkowej, maskotkowej i cukrowej. Świat z cyklu Sylvanian Families jest przesłodzony, owszem, ale jest jednocześnie w oczach najmłodszych prawdziwy – prawdziwy, bo kojarzy się z rzeczywistymi zabawkami, pałacykami stworzonymi na wzór domków dla lalek czy miniaturową zastawą stołową. Sporo grafik związanych z bohaterami to kadry wyglądające jak zdjęcia – przez co dzieciom łatwiej będzie uwierzyć w prawdziwość sytuacji, bohaterów i całego świata przedstawionego. Dopiero w drugiej kolejności zastanawiać się będą mali odbiorcy nad stopniem trudności – kiedy na przykład trzeba będzie umieścić naklejkę z wybraną postacią dokładnie w wytyczonym obszarze, tak, żeby nie pozaklejać innych sylwetek. Ta książeczka usprawnia zatem małą motorykę i przyczynia się do rozwoju umiejętności dzieci, chociaż wydaje się błaha i cukrowa, może przynieść trochę ważnych ćwiczeń istniejących na marginesie zabawy. Kraina Sylvanian Families to miejsce dostosowane do potrzeb najmłodszych odbiorców – jednak książeczka ze względu na małe naklejki przeznaczona jest dla dzieci powyżej trzech lat. Młodsze i tak nie dałyby sobie rady z precyzyjnym naklejaniem. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby oglądały strony utrzymane w pastelowo-cukierkowej tonacji.

wtorek, 1 lipca 2025

Kim Jiyun: Sekrety pralni w Yeonnam-dong

Rebis, Poznań 2025.

Dziennik

W momencie, kiedy kontakty społeczne przeniosły się już niemal w całości do internetu, pomysł Kim Jiyun okazuje się uroczy w swojej prostocie i powrocie do korzeni. Oto pralnia samoobsługowa w Yeonnam-dong. Miejsce, do którego przychodzi się tylko dla utrzymywania w czystości ubrań i pościeli. Przynajmniej z definicji. Bo to punkt, w którym można znaleźć wsparcie i pomoc w najtrudniejszych życiowych sytuacjach. „Sekrety pralni w Yeonnam-dong” to książka kojąca i bardzo prosta. Składa się z szeregu historii, w których bohaterowie prędzej czy później muszą trafić do zwyczajnej osiedlowej pralni. Jednak ktoś kiedyś zostawił tu swój dziennik – zeszyt, do którego można się wpisać. I kolejni bohaterowie zaglądają do owego dziennika, a później prowadzą korespondencję na jego kartach. Nie muszą się nawet spotykać, chociaż czasami do tego dochodzi – ale liczy się siła interakcji i zrozumienie dla problemów innych. Każdy boryka się z jakimś kłopotem ponad siły – i jeśli zdecyduje się zwierzyć z niego obcym ludziom, dostanie odpowiednią poradę albo wsparcie. Czasami ktoś przy dzienniku zostawia drobny podarek dla korespondencyjnego rozmówcy – coś na poprawę humoru i przypomnienie, że świat nie zawsze będzie zły.

Starszy pan z ukochanym psem, dziewczyna, która szuka miłości i staje się inspiracją dla ulicznego grajka czy kobieta, która właśnie odeszła od niewiernego partnera – każdy czasem musi uprać swoje rzeczy. A w tej pralni nie będzie oceniany, jeśli zdecyduje się odsłonić przed innymi kawałek duszy. Kim Jiyun pokazuje, jak bardzo ludziom potrzebne jest towarzystwo innych i wyrozumiałość dla słabości. Na początku autorka prowadzi szereg indywidualnych historii – łączy bohaterów w pary i w odpowiednim momencie kieruje ich kroki do pralni. Tu każda postać zawrze jakąś cenną znajomość. Ale to nie wszystko, bo ten szablon, chociaż krzepiący i uroczo naiwny, w pewnym momencie mógłby się znudzić. I dlatego autorka sięga też po wątek sensacyjny, motyw, w którym wszyscy muszą zacząć ze sobą współpracować (albo przynajmniej dowiedzieć się o swoim istnieniu), żeby osiągnąć sukces. Nagle okazuje się, że nie ma przypadków – że każde, nawet najbardziej błahe wydarzenie jest po coś – i że dobro skierowane do drugiego człowieka bezinteresownie – wróci do darczyńcy, kiedy ten będzie najbardziej potrzebował pomocy lub wsparcia. „Sekrety pralni w Yeonnam-dong” to nie powieść o skomplikowanej strukturze czy wypełniona drobiazgowymi analizami. Autorka wykorzystuje tu bardzo zwyczajne wydarzenia, które rozpisuje na krótkie opowieści, starając się przy tym zaangażować odbiorców w lekturę na bazie współczucia dla postaci. Nie musi sięgać po wielopiętrowe motywacje, bazuje na tym, co najbardziej zrozumiałe i najbardziej oczywiste z perspektywy czytelników – nawet jeśli ci nie chcieliby się przyznawać do podobnych uczuć. Książka ma nieść pokrzepienie, obietnicę, że w najbardziej ciemnym momencie życia będzie można liczyć na pomoc innych – i pokonać wszelkie trudności. Jest to niewielka powieść, w dodatku bazująca na czytelnym schemacie – ale i tak można się tu cieszyć lekturą.