Sensus, Helion, Gliwice 2025.
Grupa
Trening Umiejętności Społecznych – TUS – to rodzaj spotkań, podczas których uczestnicy mogą ćwiczyć reguły życia w społeczeństwie, praktykować w grupie te zachowania, które zwykle sprawiają im problem i wyzwalają sporo stresu. Nieprzypadkowo moda na TUS wkracza na rynek wydawnictw poradnikowych niemal równolegle z obfitością publikacji o ADHD i autyzmie – grupy ludzi neuroatypowych najczęściej potrzebować będą wsparcia w postaci warsztatów lub spotkań w ramach TUS właśnie. Tymczasem coraz częściej z TUS korzystać muszą dzieci i młodzież bez dodatkowych diagnoz, ze zwykłymi problemami w gronie rówieśników – w dodatku wyzwolonymi z różnych powodów. Karolina Pudło i Aleksandra Pęcak chcą przygotować odbiorców na prowadzenie takich kursów – pracę przede wszystkim z młodymi uczestnikami (ale nie tylko z nimi) i działania prowadzące do rzeczywistego poprawienia kompetencji społecznych. Nie jest to zbyt rozbudowana książka, ale nakierowana na praktyczne wskazówki – w rozbudowanym wprowadzeniu autorki tłumaczą, czym jest TUS i jak to zorganizować, jak powinna wyglądać liczebność grupy, kto ma ją prowadzić i czy z pomocą czy bez – a także według jakich scenariuszy. Skrótowo omawiają oczekiwane i pożądane skutki oraz efekty uboczne – zjawiska, które da się zaobserwować podczas zajęć, ale które nie należą do specjalnie wypracowywanych. Co ważne, od początku autorki akcentują, że w ramach TUS trzeba będzie dostosowywać scenariusze każdorazowo do potrzeb i do możliwości grupy – coś, co wydawać by się mogło oczywiste, tutaj zyskuje całe opracowanie. Wiedzą też, że grupy nie tworzą się same i że energia w obrębie takiej grupy będzie wpływać dwukierunkowo na uczestników – dlatego też podpowiadają, jak dobierać uczestników w oparciu o ich deficyty i potrzeby oraz potencjał. Tu łatwo zamknąć się w schematach, dlatego też przydadzą się odpowiednie komentarze przygotowujące na pracę w niedalekiej przyszłości. Żeby wybrać uczestników do treningu, trzeba porozmawiać z ich rodzicami (TUS w tym wypadku dotyczy najmłodszych) i poobserwować głównych zainteresowanych w działaniu – Pudło i Pęcak sugerują, jak to zrobić systemowo. Na TUS najczęściej kieruje uczestników szkolny psycholog – w związku z tym autorki wprowadzają też motyw rozmów z rodzicami i testowanie ich oczekiwań i reakcji.
W przypadku Treningu Umiejętności Społecznych nie sprawdzi się pójście na żywioł i improwizowanie: tu istotnym elementem stają się zasady i możliwości monitorowania postępów – do tego trzeba zaangażować uczestników i ułatwić im funkcjonowanie na nieznanych zajęciach. Autorki zajmują się przedstawianiem znaczenia poszczególnych etapów kursu, podają też przykładowe zabawy i gry, które mogą pomóc w otwarciu uczestników. Kończą swoje opowieści analizą przypadków – co również może funkcjonować jako inspiracja dla czytelników.
„TUS skrojony na miarę” to opowieść o tym, jak podejść do konstruowania Treningu Umiejętności Społecznych, żeby był on satysfakcjonujący dla uczestników i dla prowadzących – żeby wykorzystywał potencjał dzieci i młodzieży i żeby naprawiał ich braki czy błędy. Bardzo dobrze wyważają autorki proporcje między przykładami, tabelkami do wypełniania oraz częścią teoretyczną – podsuwają czytelnikom niezbędne wiadomości, prowadzą przez cały system, a do tego wprowadzają drobne tekstowe ilustracje: metody sprawdzone w działaniu. Uprzedzają co do możliwych wyzwań i chcą, żeby Trening Umiejętności Społecznych zawsze był jak najpełniejszym wykorzystaniem możliwości oraz szans.
tu-czytam
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
sobota, 2 sierpnia 2025
piątek, 1 sierpnia 2025
Goscinny, Uderzo: Asteriks i Normanowie
Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.
Strach
Normanowie są przekonani, że strach dodaje skrzydeł – a ponieważ są niezwyciężeni, nie mają pojęcia jak to jest się bać i potrzebują w tej kwestii dobrego nauczyciela. Świadomi, że Galowie słyną z odwagi, postanawiają znaleźć wśród nich kogoś, kto pozwoli im poczuć strach. Porywają Skandaliksa, młodego bratanka wodza Galów – i liczą na to, że dzięki chłopakowi zrealizują swój plan. Jeśli będą umieli latać, przemieszczą się z łatwością do każdego miejsca na świecie. A skoro wystarczy tylko się przestraszyć…
„Asteriks i Normanowie” to kolejny tomik wydany z opracowaniem – dla koneserów i fanów Asteriksa, a także dla wszystkich dorosłych, którzy potrzebują usprawiedliwienia dla dopieszczania swojego wewnętrznego dziecka. Jeśli ktoś uwielbia przygody sympatycznych Galów (przy czym raczej nie istnieją ich przeciwnicy), może wzbogacić swoją kolekcję pod pozorami edukacyjności. Te komiksy bowiem są wydawane w twardej oprawie i z całą otoczką – opracowaniem dotyczącym powstawania, szkiców, pomysłów, kontekstu społecznego i obyczajowego czy wprowadzanych zmian. Autorzy serii wyręczają czytelników w pracy badawczej: podsuwają między innymi wyjaśnienia rozmaitych żartów (zwłaszcza tych, które nie przenoszą się przez granice i poza konkretnym krajem mogą być nie do końca zrozumiałe). To doskonałe miejsce nie tylko na analizy zastosowanych chwytów i nawiązania do prawdziwej historii, ale też na utwierdzanie odbiorców w przekonaniu, że uniwersum Asteriksa jest jedyne w swoim rodzaju.
Wprowadzenie i zakończenie tomu składa się właśnie z popularyzatorskich opowieści i ciekawostek, danych, do których przeciętni odbiorcy nie są w stanie samodzielnie dotrzeć – albo też nie myślą o tym, ciesząc się lekturą. Pozwala to trochę napowietrzyć objętość zeszytu i nadać mu automatycznie większą wartość. Centralną częścią książki jest oczywiście sam komiks – już bez dodatkowych przypisów. Do lektury przystąpić można już z większym zasobem wiedzy – i zwracać uwagę na motywy, które normalnie mogłyby zostać przeoczone – detale w stylu nawiązań do muzyki z lat 60. XX wieku – coś, co pojawia się w pojedynczych kadrach i stanowi rzeczywiście tylko tło wydarzeń. Goscinny i Uderzo wiedzą, jak wydobywać komizm z opowieści – stawiają na czytelne i mocne puenty i na dowcipy dla różnych pokoleń. Ta seria nie starzeje się mimo upływu czasu – i będzie cieszyć kolejnych czytelników. Dobrze, że na rynku pojawia się w wersji z opracowaniem – dzięki temu łatwiej będzie docenić rozwiązania stosowane w komiksie. Jeśli ktoś dobrze czuje się w świecie Galów i chce jak najlepiej poznawać świat z perspektywy małej galijskiej wioski z niezłomnymi wojownikami i magicznym napojem, może tu znaleźć całkiem sporo dla siebie i zwiedzać ukochane miejsca z przewodnikiem. Wiadomo, że z Asteriksa się nie wyrasta – dlatego też cieszy pomysł na przedłużenie istnienia komiksów na rynku i w świadomości czytelników.
Strach
Normanowie są przekonani, że strach dodaje skrzydeł – a ponieważ są niezwyciężeni, nie mają pojęcia jak to jest się bać i potrzebują w tej kwestii dobrego nauczyciela. Świadomi, że Galowie słyną z odwagi, postanawiają znaleźć wśród nich kogoś, kto pozwoli im poczuć strach. Porywają Skandaliksa, młodego bratanka wodza Galów – i liczą na to, że dzięki chłopakowi zrealizują swój plan. Jeśli będą umieli latać, przemieszczą się z łatwością do każdego miejsca na świecie. A skoro wystarczy tylko się przestraszyć…
„Asteriks i Normanowie” to kolejny tomik wydany z opracowaniem – dla koneserów i fanów Asteriksa, a także dla wszystkich dorosłych, którzy potrzebują usprawiedliwienia dla dopieszczania swojego wewnętrznego dziecka. Jeśli ktoś uwielbia przygody sympatycznych Galów (przy czym raczej nie istnieją ich przeciwnicy), może wzbogacić swoją kolekcję pod pozorami edukacyjności. Te komiksy bowiem są wydawane w twardej oprawie i z całą otoczką – opracowaniem dotyczącym powstawania, szkiców, pomysłów, kontekstu społecznego i obyczajowego czy wprowadzanych zmian. Autorzy serii wyręczają czytelników w pracy badawczej: podsuwają między innymi wyjaśnienia rozmaitych żartów (zwłaszcza tych, które nie przenoszą się przez granice i poza konkretnym krajem mogą być nie do końca zrozumiałe). To doskonałe miejsce nie tylko na analizy zastosowanych chwytów i nawiązania do prawdziwej historii, ale też na utwierdzanie odbiorców w przekonaniu, że uniwersum Asteriksa jest jedyne w swoim rodzaju.
Wprowadzenie i zakończenie tomu składa się właśnie z popularyzatorskich opowieści i ciekawostek, danych, do których przeciętni odbiorcy nie są w stanie samodzielnie dotrzeć – albo też nie myślą o tym, ciesząc się lekturą. Pozwala to trochę napowietrzyć objętość zeszytu i nadać mu automatycznie większą wartość. Centralną częścią książki jest oczywiście sam komiks – już bez dodatkowych przypisów. Do lektury przystąpić można już z większym zasobem wiedzy – i zwracać uwagę na motywy, które normalnie mogłyby zostać przeoczone – detale w stylu nawiązań do muzyki z lat 60. XX wieku – coś, co pojawia się w pojedynczych kadrach i stanowi rzeczywiście tylko tło wydarzeń. Goscinny i Uderzo wiedzą, jak wydobywać komizm z opowieści – stawiają na czytelne i mocne puenty i na dowcipy dla różnych pokoleń. Ta seria nie starzeje się mimo upływu czasu – i będzie cieszyć kolejnych czytelników. Dobrze, że na rynku pojawia się w wersji z opracowaniem – dzięki temu łatwiej będzie docenić rozwiązania stosowane w komiksie. Jeśli ktoś dobrze czuje się w świecie Galów i chce jak najlepiej poznawać świat z perspektywy małej galijskiej wioski z niezłomnymi wojownikami i magicznym napojem, może tu znaleźć całkiem sporo dla siebie i zwiedzać ukochane miejsca z przewodnikiem. Wiadomo, że z Asteriksa się nie wyrasta – dlatego też cieszy pomysł na przedłużenie istnienia komiksów na rynku i w świadomości czytelników.
czwartek, 31 lipca 2025
Anna Mietelska: Królisia Isia i nocnik
Nasza Księgarnia, Warszawa 2025.
Modnisia
Do grona bohaterów, którzy pokazują dzieciom, jak się zachowywać i przenoszą na karty książek na dobranoc codzienne zmagania maluchów z rzeczywistością dołącza królisia Isia. Anna Mietelska tworzy przesympatyczną postać, która nie może niczym zaskoczyć – ale może wspomóc rodziców w perswadowaniu dzieciom pewnych spraw. „Królisia Isia i nocnik” to oczywiście opowieść o rozstawaniu się z pieluchą – czyli obowiązkowy dzisiaj w seriach z literatury czwartej motyw pomagający dorosłym w nakłonieniu pociech do korzystania z nocnika. Sama królisia chce we wszystkim naśladować mamę – przymierza jej sukienki i kapelusze i paraduje w tym po mieszkaniu, przekonując wszystkich, że jest już duża. Tyle że do takiego image’u nie bardzo pasuje pielucha – bohaterka zatem prosi mamę o pozbycie się niepotrzebnego z jej perspektywy przedmiotu. Nadchodzi czas na poważną zmianę: królisia dostaje w prezencie własny nocnik. Tylko że korzystanie z niego wcale nie jest takie proste, pierwsza próba kończy się porażką, a brak reakcji w odpowiednim momencie – małą katastrofą. Na szczęście mama jest wyrozumiała i spodziewała się takiego rozwoju sytuacji, pociesza i tłumaczy, że gdy pojawi się dziwne uczucie w brzuchu, to moment na skorzystanie z nocnika. Tym kieruje się królisia, żeby już za chwilę świętować udaną próbę. Nie ma zaskoczenia w fabule – tu nie zdarzy się nic, co mogłoby być dla dzieci nietypowe czy dziwne, nawet możliwość zajrzenia do nocnika po sukcesie to temat już wyeksploatowany. Anna MIetelska po prostu wymyśla serię, która spodoba się dzieciom i ich rodzicom – niewiele tu tekstu, fabuły koncentrują się na tym, co istotne w codzienności kilkulatka, można spokojnie przeczytać całą książeczkę przed snem, a wszystko razem układać się będzie w piękną serię.
Piękną, bo Anna Mietelska zajmuje się również wykonaniem ilustracji – stawia na proste kształty w klasycznym stylu, odrzuca komputerowe grafiki, dba o to, żeby rysunki miały charakter. Cieniuje je, dodaje refleksy światła, unika zabudowywania tła niepotrzebnymi detalami, które odciągałyby uwagę najmłodszych od samej bohaterki lub postaci z jej otoczenia. Jej obrazki przypominają dzieła Beatrix Potter, przyciągają wzrok. Do tego przygody królisi Isi są wydawane w twardej oprawie – i to także argument za ozdabianiem nimi biblioteczki malucha. Tomiki wyglądają przepięknie, nie są przesłodzone, widać, że zostały stworzone z myślą o dzieciach, ale tak, żeby odróżniały się od standardowych cykli istniejących już na rynku wydawniczym.
Królisia Isia to bohaterka, która nie musi zbytnio się wysilać, i tak zostanie polubiona przez najmłodszych odbiorców – i będzie mogła przeprowadzać dzieci przez pułapki otoczenia. Ta postać będzie mieć ważne miejsce w świadomości kilkulatków – daje się lubić i chociaż jest dziecinna, to nie infantylna. Anna Mietelska wymyśliła sobie cykl nie oryginalny, ale realizuje go tak, że można tylko cieszyć się z obecności kolejnej postaci tłumaczącej dzieciom świat.
Modnisia
Do grona bohaterów, którzy pokazują dzieciom, jak się zachowywać i przenoszą na karty książek na dobranoc codzienne zmagania maluchów z rzeczywistością dołącza królisia Isia. Anna Mietelska tworzy przesympatyczną postać, która nie może niczym zaskoczyć – ale może wspomóc rodziców w perswadowaniu dzieciom pewnych spraw. „Królisia Isia i nocnik” to oczywiście opowieść o rozstawaniu się z pieluchą – czyli obowiązkowy dzisiaj w seriach z literatury czwartej motyw pomagający dorosłym w nakłonieniu pociech do korzystania z nocnika. Sama królisia chce we wszystkim naśladować mamę – przymierza jej sukienki i kapelusze i paraduje w tym po mieszkaniu, przekonując wszystkich, że jest już duża. Tyle że do takiego image’u nie bardzo pasuje pielucha – bohaterka zatem prosi mamę o pozbycie się niepotrzebnego z jej perspektywy przedmiotu. Nadchodzi czas na poważną zmianę: królisia dostaje w prezencie własny nocnik. Tylko że korzystanie z niego wcale nie jest takie proste, pierwsza próba kończy się porażką, a brak reakcji w odpowiednim momencie – małą katastrofą. Na szczęście mama jest wyrozumiała i spodziewała się takiego rozwoju sytuacji, pociesza i tłumaczy, że gdy pojawi się dziwne uczucie w brzuchu, to moment na skorzystanie z nocnika. Tym kieruje się królisia, żeby już za chwilę świętować udaną próbę. Nie ma zaskoczenia w fabule – tu nie zdarzy się nic, co mogłoby być dla dzieci nietypowe czy dziwne, nawet możliwość zajrzenia do nocnika po sukcesie to temat już wyeksploatowany. Anna MIetelska po prostu wymyśla serię, która spodoba się dzieciom i ich rodzicom – niewiele tu tekstu, fabuły koncentrują się na tym, co istotne w codzienności kilkulatka, można spokojnie przeczytać całą książeczkę przed snem, a wszystko razem układać się będzie w piękną serię.
Piękną, bo Anna Mietelska zajmuje się również wykonaniem ilustracji – stawia na proste kształty w klasycznym stylu, odrzuca komputerowe grafiki, dba o to, żeby rysunki miały charakter. Cieniuje je, dodaje refleksy światła, unika zabudowywania tła niepotrzebnymi detalami, które odciągałyby uwagę najmłodszych od samej bohaterki lub postaci z jej otoczenia. Jej obrazki przypominają dzieła Beatrix Potter, przyciągają wzrok. Do tego przygody królisi Isi są wydawane w twardej oprawie – i to także argument za ozdabianiem nimi biblioteczki malucha. Tomiki wyglądają przepięknie, nie są przesłodzone, widać, że zostały stworzone z myślą o dzieciach, ale tak, żeby odróżniały się od standardowych cykli istniejących już na rynku wydawniczym.
Królisia Isia to bohaterka, która nie musi zbytnio się wysilać, i tak zostanie polubiona przez najmłodszych odbiorców – i będzie mogła przeprowadzać dzieci przez pułapki otoczenia. Ta postać będzie mieć ważne miejsce w świadomości kilkulatków – daje się lubić i chociaż jest dziecinna, to nie infantylna. Anna Mietelska wymyśliła sobie cykl nie oryginalny, ale realizuje go tak, że można tylko cieszyć się z obecności kolejnej postaci tłumaczącej dzieciom świat.
wtorek, 29 lipca 2025
Goscinny, Uderzo: Tarcza Arwernów
Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.
Dzik na Winie
Można czytać przygody Asteriksa bez znajomości kontekstu historycznego – i cieszyć się wielopłaszczyznowym humorem. Można jednak skorzystać z popularyzatorskiego opracowania i dowiedzieć się, jak wyglądało tło wydarzeń z perspektywy dziejopisów. „Tarcza Arwernów” to kolejny tom przygód Asteriksa z historycznym i społecznym komentarzem – wersja dla koneserów klasyki i dla tych, którym nie wystarcza sam rozrywkowy aspekt komiksowych zeszytów. Tym razem wprowadzenie obejmuje zwłaszcza zwyczaje i wydarzenia z przeszłości – to, co wpłynęło na kształt doświadczeń dzielnego galijskiego wodza. Nie zabraknie analiz poszczególnych postaci, wiadomo, że karykaturalne portrety pełnią funkcję komizmotwórczą, ale przecież nie tylko – bohaterowie są też nośnikiem informacji o przeszłości i budowani są na bazie rzeczywistych danych. Wszelkie inspiracje, wątki i zapożyczenia z realizmu rozszyfrowują autorzy opracowania – można tutaj naprawdę docenić bogaty zestaw wiadomości. Jeszcze przed przystąpieniem do właściwej lektury odbiorcy otrzymają pełen pakiet danych, które potem można będzie odnosić bezpośrednio do wybranych partii komiksu. Okazuje się, że przygody Asteriksa nie są wyłącznie dziełem wyobraźni – twórcy przemycają sporo ciekawostek i skojarzeń. Co ważne, ponieważ nie wszystko da się przetłumaczyć z zachowaniem humoru, w tomie znalazło się też miejsce na opowiadanie o żartach i o dowcipach zagubionych w tłumaczeniu: czytelnicy dowiedzą się, na czym polegał kunszt duetu w tej kwestii. Są tu też oryginalne rysunki i szkice – fragmenty dzieł Uderzo albo próby uchwycenia pomysłu – tak, żeby odbiorcy mogli poczuć się jak włączeni w proces tworzenia, w mechanizm uruchamiania żartu na różnych poziomach.
W „Tarczy Arwernów” ważnym tematem staje się odchudzanie. Wszystko przez niekończące się galijskie uczty – wódz zawsze po okazjach do świętowania czuje się tak, jakby niebo spadło mu na głowę. Wątroba nie wytrzymuje, trzeba zatem udać się na specjalną kurację. Z kolei Juliusz Cezar pragnie odzyskać tarczę Wercyngetoryksa, prawdopodobnie zagubioną gdzieś w Galii. Jak zawsze jest tu wielowątkowo i zabawnie, karykaturalnie i dynamicznie – autorzy budują tę opowieść tak, żeby przyciągnąć odbiorców z różnych powodów. Cieszą się tworzeniem i to odzwierciedla się w ambitnym rozrywkowym komiksie.
Bardzo ciekawym dodatkiem do opracowania staje się informacja o tym, jak przygody Asteriksa publikowane były w Polsce (to również miejsce na wyjaśnienia dotyczące rozwiązań z przekładu) oraz kolejny motyw – inspiracje rysunkowe. Dzięki takim komentarzom można zagłębiać się w historię Asteriksa i nie tylko cieszyć się fabułą oraz wychwytywanymi detalami z narracji, ale również doceniać kunszt twórców w płaszczyźnie nawiązań do rzeczywistości. Wydawać by się mogło, że stworzona dla rozrywki bajka nie musi zbytnio trzymać się prawdy historycznej – tymczasem Goscinny i Uderzo udowadniają, że weryfikowanie faktów dostarcza kolejne poziomy dla żartów. „Tarcza Arwernów” to kolejna publikacja w cyklu, który połączy pokolenia i na długo zatrzyma odbiorców przy przygodach dzielnego Gala.
Dzik na Winie
Można czytać przygody Asteriksa bez znajomości kontekstu historycznego – i cieszyć się wielopłaszczyznowym humorem. Można jednak skorzystać z popularyzatorskiego opracowania i dowiedzieć się, jak wyglądało tło wydarzeń z perspektywy dziejopisów. „Tarcza Arwernów” to kolejny tom przygód Asteriksa z historycznym i społecznym komentarzem – wersja dla koneserów klasyki i dla tych, którym nie wystarcza sam rozrywkowy aspekt komiksowych zeszytów. Tym razem wprowadzenie obejmuje zwłaszcza zwyczaje i wydarzenia z przeszłości – to, co wpłynęło na kształt doświadczeń dzielnego galijskiego wodza. Nie zabraknie analiz poszczególnych postaci, wiadomo, że karykaturalne portrety pełnią funkcję komizmotwórczą, ale przecież nie tylko – bohaterowie są też nośnikiem informacji o przeszłości i budowani są na bazie rzeczywistych danych. Wszelkie inspiracje, wątki i zapożyczenia z realizmu rozszyfrowują autorzy opracowania – można tutaj naprawdę docenić bogaty zestaw wiadomości. Jeszcze przed przystąpieniem do właściwej lektury odbiorcy otrzymają pełen pakiet danych, które potem można będzie odnosić bezpośrednio do wybranych partii komiksu. Okazuje się, że przygody Asteriksa nie są wyłącznie dziełem wyobraźni – twórcy przemycają sporo ciekawostek i skojarzeń. Co ważne, ponieważ nie wszystko da się przetłumaczyć z zachowaniem humoru, w tomie znalazło się też miejsce na opowiadanie o żartach i o dowcipach zagubionych w tłumaczeniu: czytelnicy dowiedzą się, na czym polegał kunszt duetu w tej kwestii. Są tu też oryginalne rysunki i szkice – fragmenty dzieł Uderzo albo próby uchwycenia pomysłu – tak, żeby odbiorcy mogli poczuć się jak włączeni w proces tworzenia, w mechanizm uruchamiania żartu na różnych poziomach.
W „Tarczy Arwernów” ważnym tematem staje się odchudzanie. Wszystko przez niekończące się galijskie uczty – wódz zawsze po okazjach do świętowania czuje się tak, jakby niebo spadło mu na głowę. Wątroba nie wytrzymuje, trzeba zatem udać się na specjalną kurację. Z kolei Juliusz Cezar pragnie odzyskać tarczę Wercyngetoryksa, prawdopodobnie zagubioną gdzieś w Galii. Jak zawsze jest tu wielowątkowo i zabawnie, karykaturalnie i dynamicznie – autorzy budują tę opowieść tak, żeby przyciągnąć odbiorców z różnych powodów. Cieszą się tworzeniem i to odzwierciedla się w ambitnym rozrywkowym komiksie.
Bardzo ciekawym dodatkiem do opracowania staje się informacja o tym, jak przygody Asteriksa publikowane były w Polsce (to również miejsce na wyjaśnienia dotyczące rozwiązań z przekładu) oraz kolejny motyw – inspiracje rysunkowe. Dzięki takim komentarzom można zagłębiać się w historię Asteriksa i nie tylko cieszyć się fabułą oraz wychwytywanymi detalami z narracji, ale również doceniać kunszt twórców w płaszczyźnie nawiązań do rzeczywistości. Wydawać by się mogło, że stworzona dla rozrywki bajka nie musi zbytnio trzymać się prawdy historycznej – tymczasem Goscinny i Uderzo udowadniają, że weryfikowanie faktów dostarcza kolejne poziomy dla żartów. „Tarcza Arwernów” to kolejna publikacja w cyklu, który połączy pokolenia i na długo zatrzyma odbiorców przy przygodach dzielnego Gala.
poniedziałek, 28 lipca 2025
Liane Schneider, Hanna Sörensen, Habriele Brietzke: Zuzia uczy się dzielić, ufać i żyć w zgodzie
Media Rodzina, Poznań 2025.
Społeczność
Nie jest to najbardziej typowy tomik o Zuzi w serii Mądra Mysz. Stworzony został przez aż trzy autorki (Liane Schneider, znana już z poprzednich części przygód Zuzi, widnieje na okładce, poza nią pojawiają się jeszcze Hanna Sörensen i Habriele Brietzke, ta ostatnia jako autorka wskazówek dla rodziców, czego w tym wypadku nie da się zignorować), ilustracje wykonała Janina Görrissen, ale w całej serii wszyscy twórcy podporządkowują się charakterystycznym wyznacznikom i wskazówkom, żeby Zuzia zawsze przypominała siebie. Tomik nie jest typowy, co już pokazuje sam rozbudowany tytuł – „Zuzia uczy się dzielić, ufać i żyć w zgodzie” sugeruje poszatkowanie opowiastki. I faktycznie, zamiast klasycznej narracji prezentującej jakąś przygodę Zuzi w domowym lub przedszkolnym środowisku, jest tu seria migawek. Za każdym razem Zuzia przeżywa jakąś emocję, silne wzburzenie albo coś, co przekonuje ją do przestrzegania zasad życia w grupie. Zuzia bywa zła na tych, którzy psują jej zabawę, potrafi nawet zamienić się w potwora. Zdarza się, że tęskni albo boi się zostać sama, zdarza się też, że uczy się dzielić z innymi dziećmi – co nie zawsze jest łatwe. Za każdym razem jeden akapit wprowadza odbiorców w sytuację, a kolejny rozpracowuje uczucia i odwołuje się do przeżyć dziewczynki. Dzieci mogą dzięki temu przełożyć sobie na własne doświadczenia przygody Zuzi, to pouczające i przydatne w codzienności wskazówki. Tym razem zamiast jednej fabuły odbiorcy dostaną kilka wprowadzeń, sami będą mogli dopowiedzieć sobie brakującą resztę w oparciu o własne przemyślenia i przeżycia. To – o dziwo – wystarczy, dlatego, że Zuzia w tym tomiku nie pozostawia nikogo obojętnym. Scenki z życia są trafne i przekonujące, a do tego wyraziste.
Niewielki tomik mieści zatem w sobie wiele sytuacji, które trudno byłoby ująć w jedną spójną fabułę. Dzięki natychmiastowemu opracowaniu wrażeń, odbiorcy zyskają narzędzia do radzenia sobie z różnymi kwestiami. To znacznie lepsza metoda niż prowadzenie abstrakcyjnych pouczeń – łatwo będzie czytelnikom przyswoić porady i nastawić się na konkretne sytuacje w normalnym życiu. Zuzia staje się znów przewodnikiem, ale tym razem po samych uczuciach i reakcjach – co jest ważne, kiedy trzeba funkcjonować w społeczeństwie i zapamiętać reguły w nim rządzące. Chociaż zatem tomik różni się od poprzednich o tyle, że nie daje dzieciom szansy na przeżycie pełnowartościowej historii, nie będzie dla maluchów nudny czy nieprzydatny. Zuzia to bohaterka, która nie jest dla dzieci anonimowa, wielokrotnie też już udowodniła, że bardzo przydaje się w nawigowaniu po rzeczywistości. Nie jest też idealna w swoim dawaniu przykładu innym i między innymi dlatego cieszy się sporym powodzeniem wśród kilkuletnich odbiorców. Z Zuzią można przemierzać świat – a przynajmniej poznawać go na linii dom – przedszkole – i dowiadywać się, co przyniesie nowy dzień.
Społeczność
Nie jest to najbardziej typowy tomik o Zuzi w serii Mądra Mysz. Stworzony został przez aż trzy autorki (Liane Schneider, znana już z poprzednich części przygód Zuzi, widnieje na okładce, poza nią pojawiają się jeszcze Hanna Sörensen i Habriele Brietzke, ta ostatnia jako autorka wskazówek dla rodziców, czego w tym wypadku nie da się zignorować), ilustracje wykonała Janina Görrissen, ale w całej serii wszyscy twórcy podporządkowują się charakterystycznym wyznacznikom i wskazówkom, żeby Zuzia zawsze przypominała siebie. Tomik nie jest typowy, co już pokazuje sam rozbudowany tytuł – „Zuzia uczy się dzielić, ufać i żyć w zgodzie” sugeruje poszatkowanie opowiastki. I faktycznie, zamiast klasycznej narracji prezentującej jakąś przygodę Zuzi w domowym lub przedszkolnym środowisku, jest tu seria migawek. Za każdym razem Zuzia przeżywa jakąś emocję, silne wzburzenie albo coś, co przekonuje ją do przestrzegania zasad życia w grupie. Zuzia bywa zła na tych, którzy psują jej zabawę, potrafi nawet zamienić się w potwora. Zdarza się, że tęskni albo boi się zostać sama, zdarza się też, że uczy się dzielić z innymi dziećmi – co nie zawsze jest łatwe. Za każdym razem jeden akapit wprowadza odbiorców w sytuację, a kolejny rozpracowuje uczucia i odwołuje się do przeżyć dziewczynki. Dzieci mogą dzięki temu przełożyć sobie na własne doświadczenia przygody Zuzi, to pouczające i przydatne w codzienności wskazówki. Tym razem zamiast jednej fabuły odbiorcy dostaną kilka wprowadzeń, sami będą mogli dopowiedzieć sobie brakującą resztę w oparciu o własne przemyślenia i przeżycia. To – o dziwo – wystarczy, dlatego, że Zuzia w tym tomiku nie pozostawia nikogo obojętnym. Scenki z życia są trafne i przekonujące, a do tego wyraziste.
Niewielki tomik mieści zatem w sobie wiele sytuacji, które trudno byłoby ująć w jedną spójną fabułę. Dzięki natychmiastowemu opracowaniu wrażeń, odbiorcy zyskają narzędzia do radzenia sobie z różnymi kwestiami. To znacznie lepsza metoda niż prowadzenie abstrakcyjnych pouczeń – łatwo będzie czytelnikom przyswoić porady i nastawić się na konkretne sytuacje w normalnym życiu. Zuzia staje się znów przewodnikiem, ale tym razem po samych uczuciach i reakcjach – co jest ważne, kiedy trzeba funkcjonować w społeczeństwie i zapamiętać reguły w nim rządzące. Chociaż zatem tomik różni się od poprzednich o tyle, że nie daje dzieciom szansy na przeżycie pełnowartościowej historii, nie będzie dla maluchów nudny czy nieprzydatny. Zuzia to bohaterka, która nie jest dla dzieci anonimowa, wielokrotnie też już udowodniła, że bardzo przydaje się w nawigowaniu po rzeczywistości. Nie jest też idealna w swoim dawaniu przykładu innym i między innymi dlatego cieszy się sporym powodzeniem wśród kilkuletnich odbiorców. Z Zuzią można przemierzać świat – a przynajmniej poznawać go na linii dom – przedszkole – i dowiadywać się, co przyniesie nowy dzień.
niedziela, 27 lipca 2025
Małgorzata Kalicińska: Dom na głowie, czyli gang seniorów i ja
Poradnia K, Poznań 2025.
Starość
Nie ma w starości nic romantycznego, jedni tracą pamięć, inni siły, jeszcze inni zdrowie. Ludzie, którzy do niedawna byli samodzielni i w pełni sprawni, nagle potrzebują opieki i… cierpliwości, żeby dotarła do nich prawda o koniecznej pomocy. I Małgorzata Kalicińska bardzo dosadnie przypomina czytelnikom, że od starości ucieczki nie ma, a życie przynosi wyzwania, na które trzeba reagować na bieżąco. Bohaterka jej książki „Dom na głowie, czyli gang seniorów i ja”, Magda, jest matką i babcią – i stoi na życiowym rozdrożu. Nie wie, co chciałaby robić, powinna się przekwalifikować, ale nie ma na siebie pomysłu. Rzeczywistość przynosi jej rozwiązanie: Kwiryna, mama Magdy, zapada na otępienie starcze. Początkowo nie dzieje się nic alarmującego, ot, drobne wpadki i śmiesznostki, które mogą przydarzyć się każdemu roztargnionemu: Kwiryna podaje na przykład słodkie pierogi w słonej zupie i obraża się, kiedy ktoś się z niej naśmiewa. Z czasem jednak problemów jest coraz więcej i staje się jasne: Firka nie powinna już mieszkać sama. Z siostrą bez przerwy się kłóci, a młoda opiekunka… podaje jej marihuanę. Magda, namawiana przez członków bliższej i dalszej rodziny, postanawia działać: zakłada rodzinny dom opieki. Gromadzi pod jednym dachem wszystkich osiemdziesięciolatków – mamę i jej rodzeństwo – a do tego życiowo pogubioną Ryszardę, dziewczynę, którą mama toleruje jako swoją opiekunkę. Organizuje życie na nowo, wymyśla, jak powinno wyglądać, a co najważniejsze – skąd brać pieniądze na codzienne potrzeby.
Jest to powieść inna niż bestsellery na rynku. Przede wszystkim bohaterka-narratorka wpada w olbrzymie dygresje na temat kolejnych członków rodziny i ich perypetii, całe drzewo genealogiczne rozrysowuje przed czytelnikami zanim cokolwiek zacznie się dziać na dobre. Zresztą akcji nie rozkręca przesadnie, skupia się na tym, co potrzebne do zrealizowania śmiałego planu: najpierw to poszukiwania odpowiedniego domu (chociaż najlepsze rozwiązanie Magdzie podsuwa rodzina), później przekonywanie kolejnych seniorów, że powinni porzucić swoje dotychczasowe mieszkania i przeprowadzić się pod opiekę Magdy, jeszcze później – przygotowania do świąt i docieranie się pod jednym dachem, dzielenie się obowiązkami czy choroby. Pozostaje tu wątek Ryszardy – dziewczyny, która nie miała prawdziwego domu i teraz może się realizować, pod czułą i dyskretną opieką rodziny z wyboru. Do tego autorka dodaje jeszcze motyw romansowy – chociaż jej bohaterka jest już w wieku, w którym nie liczy na wielkie uczucie, nie może pozostać obojętna wobec towarzysza jej codziennych zmagań: Olo pojawia się znienacka i wrasta w normalność Magdy, nie ma tu wielkich namiętności, za to miłość, o jakiej mogą marzyć odbiorczynie. Nie jest to książka wygodna: zwłaszcza w przypominaniu o obliczach starości, które wymagają od młodszych pokoleń zdecydowanych działań. Magda w zasadzie nie ma innego wyjścia jak tylko poświęcić się dla bliskich – nawet jeśli snułaby inne plany, problemy zdrowotne członków rodziny skutecznie by je zniszczyły. To dla czytelniczek będzie wyraźny sygnał zapowiedzi nieksiążkowej – nieidyllicznej – przyszłości. Jednak Kalicińska koncentruje się na tym, co może podsunąć odbiorcom ważne i wartościowe rozwiązania – przypomina o idei wielopokoleniowych domów, w których wszyscy są kochani i potrzebni. I to może być najważniejsze przesłanie „Domu na głowie”.
Starość
Nie ma w starości nic romantycznego, jedni tracą pamięć, inni siły, jeszcze inni zdrowie. Ludzie, którzy do niedawna byli samodzielni i w pełni sprawni, nagle potrzebują opieki i… cierpliwości, żeby dotarła do nich prawda o koniecznej pomocy. I Małgorzata Kalicińska bardzo dosadnie przypomina czytelnikom, że od starości ucieczki nie ma, a życie przynosi wyzwania, na które trzeba reagować na bieżąco. Bohaterka jej książki „Dom na głowie, czyli gang seniorów i ja”, Magda, jest matką i babcią – i stoi na życiowym rozdrożu. Nie wie, co chciałaby robić, powinna się przekwalifikować, ale nie ma na siebie pomysłu. Rzeczywistość przynosi jej rozwiązanie: Kwiryna, mama Magdy, zapada na otępienie starcze. Początkowo nie dzieje się nic alarmującego, ot, drobne wpadki i śmiesznostki, które mogą przydarzyć się każdemu roztargnionemu: Kwiryna podaje na przykład słodkie pierogi w słonej zupie i obraża się, kiedy ktoś się z niej naśmiewa. Z czasem jednak problemów jest coraz więcej i staje się jasne: Firka nie powinna już mieszkać sama. Z siostrą bez przerwy się kłóci, a młoda opiekunka… podaje jej marihuanę. Magda, namawiana przez członków bliższej i dalszej rodziny, postanawia działać: zakłada rodzinny dom opieki. Gromadzi pod jednym dachem wszystkich osiemdziesięciolatków – mamę i jej rodzeństwo – a do tego życiowo pogubioną Ryszardę, dziewczynę, którą mama toleruje jako swoją opiekunkę. Organizuje życie na nowo, wymyśla, jak powinno wyglądać, a co najważniejsze – skąd brać pieniądze na codzienne potrzeby.
Jest to powieść inna niż bestsellery na rynku. Przede wszystkim bohaterka-narratorka wpada w olbrzymie dygresje na temat kolejnych członków rodziny i ich perypetii, całe drzewo genealogiczne rozrysowuje przed czytelnikami zanim cokolwiek zacznie się dziać na dobre. Zresztą akcji nie rozkręca przesadnie, skupia się na tym, co potrzebne do zrealizowania śmiałego planu: najpierw to poszukiwania odpowiedniego domu (chociaż najlepsze rozwiązanie Magdzie podsuwa rodzina), później przekonywanie kolejnych seniorów, że powinni porzucić swoje dotychczasowe mieszkania i przeprowadzić się pod opiekę Magdy, jeszcze później – przygotowania do świąt i docieranie się pod jednym dachem, dzielenie się obowiązkami czy choroby. Pozostaje tu wątek Ryszardy – dziewczyny, która nie miała prawdziwego domu i teraz może się realizować, pod czułą i dyskretną opieką rodziny z wyboru. Do tego autorka dodaje jeszcze motyw romansowy – chociaż jej bohaterka jest już w wieku, w którym nie liczy na wielkie uczucie, nie może pozostać obojętna wobec towarzysza jej codziennych zmagań: Olo pojawia się znienacka i wrasta w normalność Magdy, nie ma tu wielkich namiętności, za to miłość, o jakiej mogą marzyć odbiorczynie. Nie jest to książka wygodna: zwłaszcza w przypominaniu o obliczach starości, które wymagają od młodszych pokoleń zdecydowanych działań. Magda w zasadzie nie ma innego wyjścia jak tylko poświęcić się dla bliskich – nawet jeśli snułaby inne plany, problemy zdrowotne członków rodziny skutecznie by je zniszczyły. To dla czytelniczek będzie wyraźny sygnał zapowiedzi nieksiążkowej – nieidyllicznej – przyszłości. Jednak Kalicińska koncentruje się na tym, co może podsunąć odbiorcom ważne i wartościowe rozwiązania – przypomina o idei wielopokoleniowych domów, w których wszyscy są kochani i potrzebni. I to może być najważniejsze przesłanie „Domu na głowie”.
sobota, 26 lipca 2025
Miraculous. Biedronka i Czarny Kot. Książka do wyklejania
Harperkids, Warszawa 2025.
Tworzenie historii
Zeszyt poświęcony Biedronce i Czarnemu Kotu – czyli modnym obecnie bohaterom animacji – zamienia się w zabawkę do wielokrotnego użytku. Wydrukowany na grubym kredowym papierze, zawiera zestaw rozkładówek, które można uzupełniać naklejkami. Książka do wyklejania ucieszy maluchy, które lubią tworzyć obrazki po swojemu. Dzieci dostają tu jedynie tła – plansze, na których rozgrywać się mogą wydarzenia. Te plansze to miejsca z Paryża, ulice i budynki, które dzieci mogą dopiero dzięki kreskówce poznawać – to w takich okolicznościach rozgrywają się mrożące krew w żyłach wydarzenia. Tym razem jednak nie ma czasu na fabułę, tę tworzyć mogą sami odbiorcy, kiedy będą dokładać bohaterów do miejsc akcji. W drobnych – jednoakapitowych – komentarzach-poleceniach autorzy sugerują jedynie dzieciom, żeby wykorzystały konkretną postać – albo zestaw postaci. Ale mali odbiorcy mogą też wpływać na rozwiązania z cyklu – bo zdarza się, że mają szansę dokleić bohatera do miejsca, w którym nigdy się nie pokazywał.
Co ciekawe, nie ma tu właściwych odpowiedzi ani rozwiązań. Ulice czekają na zapełnienie, środkowa rozkładówka jest wypełniona naklejkami do wykorzystania – ale bez oznaczeń, które naklejki mają trafić na jakie rozkładówki. To do dzieci należy zatem decyzja co do ostatecznego kształtu obrazków. A właściwie – nie ostatecznego, bo dzięki kredowemu papierowi można spokojnie odklejać sylwetki i przenosić je na inne strony, co oznacza, że dzieci będą bawić się książką, dopóki się tym nie znudzą. Z rzadka pojawiają się w tomiku wskazówki podpowiadające dzieciom użycie jakiegoś rodzaju naklejek – ale wcale nie trzeba się tym sugerować.
„Książka do wyklejania” w tym wypadku pozostawia odbiorcom bardzo duży margines samodzielności i kreatywności – w dodatku to dziecko samo decyduje, kiedy dzieło jest już skończone (a zawsze może zmienić zdanie i przystąpić do dalszych poszukiwań). Samo przyklejanie naklejek jest rozrywką lubianą przez maluchy, tutaj jeszcze pozwala poćwiczyć zmysł kompozycji, a i rozwinąć wyobraźnię dzięki budowaniu samodzielnych opowiastek ze sprawdzonymi postaciami. Biedronka i Czarny Kot – jako wprowadzający do świata złoczyńców – muszą przecież przeżywać wielkie przygody i bez przerwy działać w obronie dobra. Cały czas są w ruchu i nie potrzebują stagnacji – ten tomik został zatem dobrze wymyślony pod cykl Miraculous – przynosi maluchom rozrywkę i możliwość zamiany książki w zabawkę. Gadżetowość tej publikacji sprawi, że odbiorcy chętnie usiądą do wypełniania kolejnych stron naklejkami. Przy okazji mogą potrenować narrację i zacząć wymyślać własne przygody bohaterów telewizyjnych. Mniejsze dzieci ćwiczą tu oczywiście też sprawność manualną – trzeba trochę wysiłku, żeby przenosić raz wykorzystane naklejki między stronami. Jest to książka, którą w całości tworzą dzieci – i to doświadczenie może im się przydać.
Tworzenie historii
Zeszyt poświęcony Biedronce i Czarnemu Kotu – czyli modnym obecnie bohaterom animacji – zamienia się w zabawkę do wielokrotnego użytku. Wydrukowany na grubym kredowym papierze, zawiera zestaw rozkładówek, które można uzupełniać naklejkami. Książka do wyklejania ucieszy maluchy, które lubią tworzyć obrazki po swojemu. Dzieci dostają tu jedynie tła – plansze, na których rozgrywać się mogą wydarzenia. Te plansze to miejsca z Paryża, ulice i budynki, które dzieci mogą dopiero dzięki kreskówce poznawać – to w takich okolicznościach rozgrywają się mrożące krew w żyłach wydarzenia. Tym razem jednak nie ma czasu na fabułę, tę tworzyć mogą sami odbiorcy, kiedy będą dokładać bohaterów do miejsc akcji. W drobnych – jednoakapitowych – komentarzach-poleceniach autorzy sugerują jedynie dzieciom, żeby wykorzystały konkretną postać – albo zestaw postaci. Ale mali odbiorcy mogą też wpływać na rozwiązania z cyklu – bo zdarza się, że mają szansę dokleić bohatera do miejsca, w którym nigdy się nie pokazywał.
Co ciekawe, nie ma tu właściwych odpowiedzi ani rozwiązań. Ulice czekają na zapełnienie, środkowa rozkładówka jest wypełniona naklejkami do wykorzystania – ale bez oznaczeń, które naklejki mają trafić na jakie rozkładówki. To do dzieci należy zatem decyzja co do ostatecznego kształtu obrazków. A właściwie – nie ostatecznego, bo dzięki kredowemu papierowi można spokojnie odklejać sylwetki i przenosić je na inne strony, co oznacza, że dzieci będą bawić się książką, dopóki się tym nie znudzą. Z rzadka pojawiają się w tomiku wskazówki podpowiadające dzieciom użycie jakiegoś rodzaju naklejek – ale wcale nie trzeba się tym sugerować.
„Książka do wyklejania” w tym wypadku pozostawia odbiorcom bardzo duży margines samodzielności i kreatywności – w dodatku to dziecko samo decyduje, kiedy dzieło jest już skończone (a zawsze może zmienić zdanie i przystąpić do dalszych poszukiwań). Samo przyklejanie naklejek jest rozrywką lubianą przez maluchy, tutaj jeszcze pozwala poćwiczyć zmysł kompozycji, a i rozwinąć wyobraźnię dzięki budowaniu samodzielnych opowiastek ze sprawdzonymi postaciami. Biedronka i Czarny Kot – jako wprowadzający do świata złoczyńców – muszą przecież przeżywać wielkie przygody i bez przerwy działać w obronie dobra. Cały czas są w ruchu i nie potrzebują stagnacji – ten tomik został zatem dobrze wymyślony pod cykl Miraculous – przynosi maluchom rozrywkę i możliwość zamiany książki w zabawkę. Gadżetowość tej publikacji sprawi, że odbiorcy chętnie usiądą do wypełniania kolejnych stron naklejkami. Przy okazji mogą potrenować narrację i zacząć wymyślać własne przygody bohaterów telewizyjnych. Mniejsze dzieci ćwiczą tu oczywiście też sprawność manualną – trzeba trochę wysiłku, żeby przenosić raz wykorzystane naklejki między stronami. Jest to książka, którą w całości tworzą dzieci – i to doświadczenie może im się przydać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)