środa, 4 listopada 2020

Malwina Ferenz: Szpital na peryferiach

Filia, Poznań 2020.

Wypadek

Przeważnie z rezerwą podchodzi się do tomów, w których sam autor przekonuje, że pisze dla śmiechu i że zamierza doprowadzać czytelników do niekontrolowanych wybuchów radości choćby w środkach komunikacji publicznej. Jednak Malwina Ferenz rzeczywiście rozbawić potrafi i jej krótki wstęp do książki „Szpital na peryferiach” - zupełnie zbędny – nie odbierze zabawy podczas lektury. Autorka stawia na intrygę okołokryminalną: oto dwóch przyjaciół, którzy dopiero co wyszli z więzienia, planuje ostatni skok. Zamierzają ukraść jubilerowi zestaw diamentów zamówionych przez lokalnego biznesmena – i w ten sposób ustawić się do końca życia. Karol i Filip bystrością nie grzeszą, więc jeśli coś może pójść nie tak – na pewno pójdzie.

W efekcie wypadku drogowego do szpitala na oddział chirurgii urazowej trafia pięć osób powiązanych ze sobą – chociaż nieświadomie. Młody naukowiec Tomasz, jego narzeczona Paulina, obaj niefortunni złodzieje, Sylwester Bogusławski – biznesmen, dla którego miały być diamenty oraz Grzegorz Gałązka, policjant niedoceniany przez zwierzchników. Autorka stopniowo odsłania relacje między nimi i zbiegi okoliczności, które doprowadziły do zamieszania. Dwóch bohaterów kraksy pakuje w gips bardzo dokładnie, następnych – fragmentarycznie. Wszystko po to, żeby dochodziło do komicznych pomyłek i do komplikacji. Unieruchomieni w szpitalu ludzie mogą jeszcze czasami działać: a to za sprawą nudzącego się na neurologii ośmiolatka, a to za sprawą kapelana szpitalnego, który chce pomóc. Tempa nadaje jeszcze żona biznesmena, Monika, która feralnego dnia odkrywa zdradę swojego małżonka i obmyśla zemstę. Większa część akcji rozgrywa się w szpitalu i dotyczy konsekwencji działań podejmowanych przez bohaterów. Układ sił stale się zmienia, a to za sprawą odkrywania tajemnic i komplikacji emocjonalnych. Chociaż Malwina Ferenz nie ma zbyt dużo czasu ani ochoty na zgłębianie psychiki swoich postaci, bawi się karykaturami przekonująco. Sprawia, że można polubić zarówno złodziei-nieudaczników (którzy mają cechy pozwalające wierzyć w ich dobre serca), jak i bezradnego śledczego, któremu nikt nie wierzy. Unika ponadto ta autorka stereotypów: zdradzona kobieta nie musi wpadać w czarną rozpacz. Monika, która zbliża się do pięćdziesiątki i której główną atrakcją na co dzień jest dbanie o włosy i paznokcie, zdaje sobie sprawę, że nie wygra z kochanką męża w kategorii młodość. Ma jednak umysł, z którego potrafi zrobić użytek – a to rzadkość w przypadku powieściowych romansów.

Wszystko jest tu obliczone na śmiech, ale przerysowania wcale nie bolą i nie irytują, wręcz przeciwnie – autorka tak prowadzi narrację, że chce się podążać za bohaterami i sprawdzać, co mają do zaoferowania. W kolejnych rozdziałach przeskakuje się od postaci do postaci, więc nawet mimo zakotwiczenia w szpitalu nie ma mowy o rutynie. „Szpital na peryferiach” to prosty, ale świetny poprawiacz humoru – powieść, którą czyta się bardzo szybko, jednak z zaangażowaniem w prześmiewczą akcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz