środa, 23 października 2013

Agnieszka Osiecka: Dzienniki 1945–1950

Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.

Nastoletnie zapiski

W pismach, które pozostawiła Agnieszka Osiecka, wątki autobiograficzne najbardziej przyciągają uwagę kolejnych pokoleń odbiorców. W lirycznych westchnieniach, w piosenkowych spostrzeżeniach, a nawet w absurdalnych chwilami dramatach czytelnicy chcą dopatrywać się związków z pozaliteracką rzeczywistością. Nie dlatego, by lepiej interpretować teksty i nie dlatego, by zrozumieć autorkę – ale ze względu na fakt, że Osiecka fascynuje jako osobowość, żeński odpowiednik Don Juana, ale i istota wrażliwa, kompletnie nieprzystająca do czasów PRL. Dla jednych ważne są jej kolejne romanse i ucieczki w stronę poezji od nieciekawej codzienności, innych intryguje wyczulenie na słowo oraz detale w międzyludzkich kontaktach. I to jedna z przyczyn, dla których pierwszy tom „Dzienników” Agnieszki Osieckiej urasta do rangi wspaniałego wydarzenia literackiego i zapowiada – na razie tylko zapowiada – możliwość zanurzenia się w najbardziej intymny rodzaj twórczości.

Pierwszy tom „Dzienników” obejmuje lata 1945–1950 (kilka stron z 1951 roku wskazuje, że będzie na co czekać). W momencie zakończenia tej części Osiecka ma dopiero czternaście lat, przed sobą wszystkie skandale, a za sobą kilka brulionów zapisków. Dziewczyna traktuje swój pamiętnik jako możliwość poszukiwania stylu, nie jako miejsce notowania największych sekretów. Na początku usiłuje przedstawić wszystko, co dzieje się w jej codzienności, z czasem ogranicza się do ważniejszych przemyśleń, a nawet drobnego filozofowania czy zgłębiania tematu własnej religijności. Co ciekawe, już teraz dziennik zapisywany w szkolnym zeszycie przygotowywany jest z myślą o czytelnikach: szkolne koleżanki wymieniały się pamiętnikami i komentują je nawzajem. To sposób na dyskretne zwierzenia (dziewczyny nie nadużywają swojego zaufania), ale i na literackie wprawki: dziennik staje się nie tylko sposobem na porządkowanie myśli i przeżyć, ale także na imponowanie sprawnością językową. Chociaż Agnieszka Osiecka tu pozwala sobie czasem na odstępstwa od stylistycznych norm i gramatycznych reguł.

Nastolatka najbardziej emocjonuje się sprawami sercowymi, sporą część jej wynurzeń zajmują westchnienia na temat chłopców, którzy jej się podobają. Warto wspomnieć, że w przygotowaniu tomu redaktorzy uwzględnili też poprawki i dopiski starszej o kilka lat (i bogatszej w zupełnie inne przemyślenia) Agnieszki Osieckiej. W ironicznych komentarzach dojrzewającej dziewczyny pojawia się całkowite odwrócenie uczuć – które jednak nie zmusza autorki do przekreślania naiwnych miłostek. Zdarza się młodej Osieckiej za to dochodzić do zaskakująco trafnych wniosków. Sporo miejsca w pierwszym tomie zajmuje również sport, zwłaszcza pływanie – oraz siatkówka, w którą dziewczyna chętnie grywa. Nie widać natomiast zbyt wiele egzaltacji czy zapatrzenia w poezję, wręcz przeciwnie – Osiecka chce jak najprościej opisywać codzienność. Z rzadka wymyka się jej parę słów na temat sytuacji w domu (pełniejszą wiedzę o tym czytelnicy uzyskają z doskonale przygotowanych i rozbudowanych przypisów) oraz refleksje o przyjaźni. Trochę o szkole, mnóstwo o relacjach towarzyskich. „Dzienniki 1945–1950” Agnieszki Osieckiej to zapowiedź przyszłej literackiej przygody.

Pierwszy tom „Dzienników” Agnieszki Osieckiej jest naturalnym wprowadzeniem w świat artystki niezwykłej i pozwala dogłębnie, od początku poznawać tę, która dotąd pojawiała się w nastrojowych utworach i cudzych wspomnieniach. Pierwszy tom pokazuje szczere spojrzenie na siebie i najbliższe otoczenie, zalążki celnych uwag i umiejętności obserwowania wszystkiego. Jest też ciekawy jako autokreacja, zestaw zapisków dziewczyny, która nie wiedziała jeszcze, jak potoczą się jej życiowe losy. Poważnie o codziennych błahostkach, refleksyjnie o życiu, miłości i hierarchii wartości. Osiecka w pamiętniku znajduje i miejsce na przemyślenia, którymi nie ma się z kim podzielić, a które potem zostaną rozbudowane. Momentami ona i jej koleżanki przypominają dziewczyny z powieści Kornela Makuszyńskiego – tyle że bez otoczki wesołości i beztroski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz