piątek, 16 marca 2012

Jerome K. Jerome: Trzech panów na włóczędze

Zysk i S-ka, Poznań 2011.

Dowcip ponadczasowy

Wierzyć się nie chce, że minęło przeszło 110 lat od opublikowania tomu „Trzech panów na włóczędze” – ale angielski humor starzeje się na tyle wolno, że dziś można czerpać niekłamaną przyjemność z lektury. A narracja sprawia wrażenie nadzwyczaj aktualnej, pełna jest lekko naiwnego żartu i utrzymana w pogodnym tonie. Sprawdziło się tu zarówno odwołanie do dżentelmeńskich postaw bohaterów, którzy nawet we własnym towarzystwie nie rezygnują z uprzejmości i dyplomacji, jak i powiązanie z klasycznym już działaniem absurdu oraz dowcipu angielskiego. Jerome K. Jerome wykorzystuje w swoim dziele karykaturę wzmocnioną jeszcze przez pozornie infantylne postawy trzech panów i w efekcie uzyskuje opowieść, która znudzić nie może.

Trzech dżentelmenów, znanych już z tomu „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” zaczyna odczuwać tęsknotę za kolejną przygodą lub przynajmniej zmęczenie codziennymi obowiązkami. George, Harris i J. zastanawiają się nad wyprawą rowerową – pomysłowi męskiej eskapady entuzjastycznie przyklaskują żony i w końcu przyjaciele wyruszają, by na rowerach zwiedzić Niemcy. W trakcie tej włóczęgi odkrywają nie tylko różnice kulturowe czy społeczne, ale i prawa dotyczące złośliwości przedmiotów martwych. Swoje spostrzeżenia wyrażają w rozbudowanej formie, bogato okraszonej zabawnymi komentarzami. Nie będzie tu natomiast opisów, z czego zresztą autor całkiem udanie tłumaczy się w jednym z rozdziałów. Próby zrozumienia zwyczajów nieznanego panom dotąd narodu obfitują w komiczne pomyłki i błędne ustalenia – prostowane w miarę rozwoju akcji. Ogromna dawka absurdów buduje tę opowieść i sprawia, że czytelnicy – także dzisiaj – nie będą w stanie oderwać się od lektury.

Sprawdza się w „Trzech panach na włóczędze” ironiczna postawa prostaczka, potęgowana jeszcze przez fakt, iż w kreacjach bohaterów nie ma miejsca na wyrafinowane gry, a sarkazm pojawia się zaledwie w paru (za to bardzo wyrazistych) scenkach: panowie z reguły są pełni zdumienia światem i interpretują wszystko, co zobaczą, po swojemu – z dodatkiem prostoduszności. W związku z tym okazują się już w powieściowej rzeczywistości cudownie archaiczni, lekko zagubieni i wolni od złośliwości. Łączy ich przyjaźń, która jednak nie jest idealizowana; trzej panowie tylko wobec siebie pozwalają sobie na drobne złośliwostki – tylko w niewiele znaczących sprawach. Nieprzystosowanie do zasad panujących w obcym kraju przyczynia się do prowokowania humorystycznych przypadków.

Ale humor sytuacyjny to tylko cząstka opowieści, jeden z elementów fabuły, a przy okazji i punkt wyjścia do narracyjnych popisów. Nawet gagi, które nie zachwyciłyby odbiorców z uwagi na ich jednostronność czy przewidywalność (na co wpływ ma przecież i dystans czasowy), ożywają w barwnych opowieściach, mocno osadzonych w naiwnym zdumieniu. Trzej panowie nie należą do młodzieniaszków, ale kiedy wyruszają w nieznane, odzyskują młodzieńcze zadziwienie światem. Odkrywanie obcej kultury i obyczajów ma tutaj funkcję rozrywkową a nie informacyjną. Dzięki temu książka się nie starzeje. Drugim źródłem konserwującym tę opowieść staje się ponadczasowy i uniwersalny purenonsensowy humor – to nie satyra na konkretne zachowania (chociaż i ślady takich postaw autora można tu dostrzec); to wolny od kąśliwości ale ironiczny i nieco flegmatyczny dowcip, który z upływem czasu nie traci na wartości. Jerome K. Jerome potrafi bawić się drobiazgami. Koncentruje się wyłącznie na rozrywce. „Trzech panów na włóczędze” to zatem spora dawka komizmu i dobrej narracji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz