czwartek, 20 maja 2010

Andrzej Kokowski: Dwanaście miesięcy z archeologią

Trio, Warszawa 2010.


O archeologii z uśmiechem

Niezainteresowanym wykopaliskami archeologia może się wydawać kwintesencją nudy. Cóż ciekawego bowiem dostrzec w niekończącym się grzebaniu w ziemi, jeśli prawdziwe skarby odnajduje się raczej rzadko? Andrzej Kokowski swoją książką „Dwanaście miesięcy z archeologią” udowadnia, że pozornie nieciekawy zawód może zaintrygować nawet obojętnych czytelników, a o znaleziskach mniej atrakcyjnych niż skrzynie ze skarbami z filmów o piratach da się opowiadać zajmująco i jednocześnie – prostym językiem. Już od pierwszych słów wstępu widać wyraźnie, że autora – dyrektora Instytutu Archeologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej – zwyczajnie bawi zdawanie relacji ze swojej archeologicznej pracy. Nie sposób też przeoczyć faktu, że autor to niezrównany gawędziarz, który nie boi się zaangażowania w temat – ale potrafi także zdobyć się na dystans i okrasić swoje wywody sporą dawką humoru. Od razu tłumaczy również strategie kompozycyjne tak, by czytelnicy wiedzieli, czego się mogą spodziewać – i by przystępowali do lektury przygotowani na niespodzianki.

Andrzej Kokowski prowadzi odbiorców przez dwanaście miesięcy – dwanaście tekstów, rozbudzających apetyty na publikacje z dziedziny archeologii. Pisze bowiem autor nie z punktu widzenia specjalisty, a przewodnika, który wie doskonale, jak przekonać do siebie ludzi spoza branży. Otwiera archeologiczny „rok” pytaniem o zabawy starożytnych – pokazuje, ile da się wyczytać z odnalezionych naczyń na wino, wyobraża sobie karnawał żyjących przed wiekami ludzi, ale też otwarcie przyznaje się do niewiedzy, akcentuje miejsca nieznane i nie boi się publicystycznego, miejscami dowcipnego języka. Próbuje odpowiedzieć na pytania o pochodzenie Słowian i Gotów, a w maju wstąpienie Polski do Unii Europejskiej okazuje się dla niego dobrym pretekstem do przeglądu dawnych unii i sojuszy. Kokowski chce też zwiększenia świadomości społecznej w dziedzinie archeologii – edukacyjną rolę pełnić ma na przykład artykuł o wykrywaczach metali. Autor sprawdza, kiedy urządzenie to jest na stanowisku archeologicznym niezbędne, a kiedy stanowi „narzędzie zbrodni” w rękach poszukiwacza-amatora. Odzywa się w nim czasem żyłka narratora – kiedy na bazie znalezisk próbuje zbudować wciągającą historię, kiedy ożywia przeszłość, by poruszyć czytelników i wzbudzić ich zainteresowanie. Istnieje przecież szansa, że lektura opowieści o wojowniku, który mógł być księciem, uzmysłowi przypadkowym zbieraczom, iż nie wyczytają oni ze swoich zdobyczy tak wiele jak specjaliści. Dla Kokowskiego istotny jest kodeks archeologa i walka o prawo ochrony zabytków archeologicznych. Sporo miejsca poświęca autor detektywistycznej pracy, różnej od zabawy w szukanie skarbów, mozolnemu odtwarzaniu przeszłości na podstawie wygrzebanych z ziemi okruchów. Czasem decyduje się na quasi-reportaż (jak w przypadku opowieści o Niemcach ratujących polskie zabytki archeologiczne), częściej strażnikiem. Listopadowy szkic rozpoczyna wiadomość o nietypowym nagrobku ze Złotowa (inskrypcja na nim trafiła już nawet do kabaretów) – to staje się pretekstem do snucia historii o nietypowych pochówkach, a całość nawiązuje oczywiście do pierwszych dni listopada.

Nieprzypadkowo decyduje się więc Kokowski na archeologiczną podróż rozłożoną na dwanaście miesięcy – eseje układają się w spójną całość, a że tematycznie wiążą się z ważnymi datami – czytelnicy muszą odnieść wrażenie, że archeologia jest nie tylko ważną, ale i bliską życiu dziedziną nauki. Kokowski pisze ciekawie, nie przytłacza odbiorców nadmiarem informacji, ale kusi odkrywaniem nieznanego, wprowadza w tajniki egzotycznego dla większości zawodu, a czyni to z uśmiechem. Kto zdecyduje się sięgnąć po tę publikację, z pewnością rozczarowany nie będzie – zwłaszcza że ilustrują ją dowcipne rysunki Szymona Kobylińskiego i Sławomira Mrożka oraz grafiki mniej znanego artysty – Jerzego Faczyńskiego.

1 komentarz:

  1. Lubię takie historyczne smaczki, jeśli książka napisana jest tak przystępnie jak podałaś to na pewno się za nią rozejrzę
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń