Czarne, Wołowiec 2025.
Znikanie
Spojrzenia skupiają się na Jadze Babażynie, a jej babajagowatość wręcz narzuca się czytelnikom „Urodzin” Weroniki Murek. Nic smutniejszego od stolat stolat wygłaszanego przez tych, którzy uważają, że tak trzeba i nie są w stanie wymyślić żadnych szczerych życzeń. Dziadek, który leży w szpitalu, niewiele już kojarzy, wie tylko, że właśnie zostanie zabrany na spacer urodzinowy. Ale i tak spojrzenia skupią się na Jadze Babażynie. Nic dziwnego. Babażyna przez lata była aktorką, najpierw sama występowała na scenie, później przeszła przez animację lalkami i zajęła się produkowaniem i przedstawianiem spektakli dla najmłodszych. Teraz o Babażynie świat powoli zapomina. Nie jest już nikomu potrzebna, nikt nie zaproponuje jej roli – jeśli Jaga sama nie zawalczy o własny byt i miejsce w świetle reflektorów (chociaż scenki w objazdowych przedstawieniach pozostawiają wiele do życzenia), nie upomną się o nią. Jaga Babażyna przemija. I to jest straszne. Przynajmniej w zamierzeniu. Problem polega na tym, że Jaga Babażyna cały czas ma marzenia, cały czas ma też potrzeby: chce zarabiać, właściwie nawet musi, żeby się utrzymać, chociaż w swojej karierze miała momenty, że wydzielała sobie drobne kwoty do wydawania, żeby tylko przeżyć. A teraz Jaga Babażyna może już tylko spoglądać wstecz. Jaga Babażyna próbowała swoich sił w wielu miejscach i w różnych kontekstach, za każdym razem próbując pozostać wierną sobie – a to wymaga nie lada energii.
Jaga Babażyna jest aktorką. Ale jest też ucieleśnieniem ludzkich lęków i dramatów. Wszyscy ci, którzy nie są w stanie zrealizować marzeń, przypominają sobie przez „Urodziny”, że czas ucieka i nie warto odkładać na później planów ani nadziei. Co ciekawe, Weronika Murek praktycznie nie wprowadza swojej bohaterki w interakcje i nie zmusza do wymiany poglądów z innymi bohaterami. Przemierza rzeczywistość krok w krok za postacią i przygląda się jej uważnie. Przedstawia każdy gest, świadoma tego, że każdy gest może mieć znaczenie w sytuacji, w której w obliczu przemijania nic nie ma znaczenia. Jaga Babażyna jest stale w świetle reflektorów, nawet kiedy już schodzi ze sceny. Autorka w narracji miesza ze sobą obiegowe poglądy i przekonania powtarzane z pokolenia na pokolenie, ale wykazuje się też niezwykle rozwiniętym zmysłem obserwacji. Karmi czytelników celnymi frazami, w bystry sposób komentuje to, co się dzieje. Sprawia, że opisy pozbawione dialogów nie tracą na dynamice – nie da się ich pobieżnie sprawdzać. Weronika Murek wymusza na odbiorcach mocne zaangażowanie w lekturę, chłonięcie jej bez dodatkowych zastrzeżeń. I właśnie z tego powodu wielu czytelnikom nie będzie w tej powieści wygodnie. Tutaj szczerość w połączeniu z kreacją aktorską zamienia się w mieszankę skrajnie niebezpieczną. Weronika Murek opisuje zwyczajność, przynajmniej w wymiarze, który jest dostępny dla jednej bohaterki. Nie nudzi się przy tym i nie męczy innych. Proponuje prozę gęstą i wypełnioną trafnymi obserwacjami. Zaprasza odbiorców do świata, który wymyka się takiemu poznaniu – tu właściwą bohaterką może być sama proza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz