Egmont, Świat Komiksu, Warszawa 2025.
Zasadzki
Nie pierwszy to raz i nie ostatni, kiedy teatr łączy się bezpośrednio z kryminałem. W warunkach Dzikiego Zachodu można też obcować ze sztuką, o czym wiedzą aktorzy wędrownej trupy. Przygotowani są świetnie, wożą ze sobą nawet klakiera, żeby zapewnić aplauz widowni. Jednak z każdą wizytą coś w okolicy ginie – i na razie nikt nie łączy faktów. Przedstawienie, w którym piękna kobieta odpiera namolne zaloty pewnego niegodziwca, ogląda między innymi dzielny samotny kowboj. Lucky Luke nie ma jednak szansy na dowiedzenie się, jak kończy się sztuka: przeważnie jest ona przerywana przez skandal – aż do następnego razu. To zawieszenie na jednym kadrze będzie dla odbiorców czynnikiem humorystycznym i w prosty sposób zaimituje spektakl. Ale przecież nie o walory artystyczne tu chodzi, a o ściganie bandytów. Miejscowi co prawda mają swoje sposoby na wymierzanie sprawiedliwości (w przypadku górników akurat to nie smoła i pierze tylko biała farba i pierze, bo smoły nie byłoby widać na czarnych postaciach), ale przestępców trzeba schwytać. I najlepiej, żeby zrobił to ktoś z zewnątrz, kto nie jest zamieszany w lokalne układy.
„Biały jeździec” to komiks bardzo klasyczny. Wydaje się momentami wręcz zachowawczy w treściach, ale chodzi przede wszystkim o rozrywkę i śmiech, a ten wywoływać można bez większego wysiłku przez grę z doskonale znaną wszystkim konwencją. Autorzy bawią się nawet finałową piosenką kojarzoną zawsze z głównym bohaterem. Jolly Jumper, dzielny rumak, pozostaje tu ironicznym obserwatorem – mniej go w całym komiksie, bo też i nie wpisuje się zbyt dobrze w realizację teatralną. Autorzy przedstawiają tu metody na spędzanie wolnego czasu w miasteczkach pozbawionych dostępu do sztuki. Odwołują się do bogatej galerii charakterów – potencjalni widzowie, którzy pojawiają się na objazdowych spektaklach, niekoniecznie wiedzą, jak powinno się zachowywać w teatrach i przenoszą do nich zwyczaje z saloonu. Trudno się im dziwić, skoro na co dzień znają właśnie takie formy. Lucky Luke jednak mocno się na ich tle wyróżnia: nie tylko zachowuje powściągliwość w swoich reakcjach, ale jeszcze doskonale potrafi odnaleźć się w każdej, nawet najbardziej absurdalnej sytuacji.
Istota teatru zostaje tu obnażona: „Biały jeździec” to oczywiście historia o przestępstwach w wymiarze komiksowym, na wesoło – ale spore znaczenie ma tu specyficzny koloryt lokalny, tematyka i znajomość poprzednich rozwiązań. To zestawienie sprawdza się jako źródło komizmu i przełamań, scena z kolei uwidacznia słabe strony zapatrzonych w siebie. Artyzm to fikcja, a poszukiwanie środków wyrazu zamienia się w prawdziwą przygodę. Jak zwykle – dynamiczne kadry i śmiech potęgowany przez zawartość obrazków to rozwiązania, które przyciągną odbiorców – tych z młodszego pokolenia i dawnych fanów serii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz