Czarne, Wołowiec 2025.
Przeszkody systemu
Maciej Czarnecki sięga po skrajności, ale tak najłatwiej mu będzie naświetlić tematy, które szokują i które skłaniają do myślenia o różnicach kulturowych. „Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice” to reportażowa publikacja tworzona na bazie rozmów z ludźmi, którzy przeżyli traumatyczne wręcz wydarzenia w obcym dla siebie kraju i mają rozmaite spostrzeżenia w kwestii opieki społecznej za morzem. A opieka społeczna ma sporo pracy – bo gdyby chodziło o odbieranie dzieci rodzicom, którzy podniosą głos lub wprowadzą jakieś nakazy i zasady w domu, faktycznie łatwo byłoby krytykować i jednoznacznie oceniać sytuację. Tymczasem Czarnecki wywołuje faktyczne koszmary: młodzi chłopcy są wciągani przez gangi do dystrybuowania narkotyków albo giną w strzelaninach. Ci, którzy w naturalny sposób chcą się buntować – choćby z racji wieku – trafiają przeważnie albo do rodzin zastępczych (które rzekomo mają narzędzia do radzenia sobie z trudnymi przypadkami), albo w zębatki systemu, który nie ma prostych metod reagowania, chociaż reagować się stara. Ale jest też bardziej drażliwy motyw: to relacje rodziców dzieci chorych – albo z rodzin, które zostały potraktowane jako patologiczne (chociaż autor takiego określenia unika, w ogóle ucieka od ocen, nawet jeśli gdzieś na marginesie sygnalizuje na przykład problemy z alkoholem). W przypadku młodych ludzi z zaburzeniami psychicznymi kompletnie nie sprawdzają się schematy stosowane do ogółu – a przecież „szwedzki socjal” nie może zignorować wysyłanych sygnałów.
I „Dla dobra dziecka” to książka, która zbiera małe dramaty. Każdy rozdział jest tu osobną historią, to relacja szybka i emocjonalna, wypełniona prywatnymi dramatami i sygnałami nadużyć – przynajmniej z perspektywy pokrzywdzonych. Autor pozwala się swoim rozmówcom wygadać, daje im przestrzeń na naświetlenie krzywd i zmartwień, ale sam poprzestaje na zbieraniu informacji oficjalnie podawanych – żeby dać czytelnikom punkt odniesienia, pokazać praktykę i teorię – przy czym ta pierwsza oczywiście podlega licznym interpretacjom. To publikacja, w której każdy powinien wyrobić sobie własne zdanie na temat przedstawianych historii – wiele tu emocji i to skrajnych, wiele sytuacji, które w polskich warunkach faktycznie byłyby nie do pomyślenia – i właśnie z tego powodu autor może przyciągnąć do siebie spore grono czytelników. Jest to książka wyważona mimo ogromu krzywd i pytań, mimo wielu walk Polak kontra szwedzki system opieki społecznej. I to czytelnicy będą samodzielnie wybierać, komu bardziej zaufać, z kim się identyfikować i komu kibicować – autor pozwoli im na to, przedstawiając skomplikowane losy ludzi, którzy zdecydowali się wychowywać dzieci po drugiej stronie Bałtyku. A to oznacza, że książka przyniesie mnóstwo refleksji – nie da się jej czytać na zimno i kompletnie bez reakcji.
Nie jest to kompleksowe spojrzenie na socjal w Szwecji, tak samo jak i nie jest to kompleksowe spojrzenie na problemy Polaków w Szwecji – jednak pokazuje, co dzieje się, kiedy zabraknie możliwości porozumienia już nie tylko między człowiekiem i urzędami, ale też między narodami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz