piątek, 16 maja 2025

Drew Daywalt: Dzień, w którym kredki miały dość

Kropka, Warszawa 2025.

Skargi

To opowieść ponadczasowa, w stylu, który każdy lubi. Do zwyczajności i tego, co da się zaobserwować na co dzień Drew Daywalt dodaje tylko odrobinę bajkowości: oddaje głos kredkom z pudełka. Chłopiec, który używa tych kredek bez przerwy, nawet nie przypuszcza, co mają mu do powiedzenia. Tymczasem wszystkie kredki postanawiają zabrać głos – i w listach przedstawić swoje racje i wątpliwości. Wybierają najlepszą z możliwych dróg: w przypadku listów nie trzeba wyjaśniać, w jaki sposób dogadały się z bohaterem. Pisanie to niemal ich naturalna umiejętność – i dzięki temu wyrażają siebie w sposób zwykły. Nie o głos zabierany przez kredki przecież chodzi, a o to, co mają do zaprezentowania.

I tak po kolei każda kredka zwraca się do bohatera z wyrzutami albo pochwałami. Jedne uważają, że pracują za dużo i wyliczają, co muszą codziennie kolorować, inne protestują przeciwko pomijaniu ich przy zabawach, jeszcze inne nie zgadzają się z rolą, jaka została im wyznaczona. Nagle okazuje się, że naśladowanie rzeczywistości wcale nie należy do najbardziej wymarzonych przez kredki zjawisk – każda pragnie kreatywności i indywidualnego podejścia. Kredki uświadamiają chłopcu, że wcale nie musi kierować się tym, co widzi. Przy kolorowankach i obrazkach tworzonych przez siebie może popuścić wodze fantazji i wykreować świat w inny sposób. A to z kolei daje siłę i pozwala na niekończącą się zabawę. Bunt kredek jest ważny i potrzebny. Bez podpowiedzi dziecko mogłoby się nie zorientować, że wpada w schematy – istniałoby niebezpieczeństwo, że już zawsze będzie robić to, czego się od niego oczekuje. A kredki pragną wolności i możliwości rysowania tego, co chcą, a nie zawsze tych samych przedmiotów.

W grafice Oliver Jeffers jest cudowny: wymyśla obrazki inspirowane rysunkami dzieci, specjalnie bawi się stylem tak, żeby efekt przywoływał na myśl dziecięce prace. Dodatkowo w książce stawia na listy. Te listy często zajmują całą stronę (są ładnie przygotowane graficznie, więc ogrom tekstu nie przerazi dzieci), automatycznie przypominają też o epistolografii i o kolejnej metodzie na wyrażanie siebie. Pozwalają ćwiczyć czytanie (i pisanie – kredki nie mają idealnie wyrobionego charakteru pisma, mogą w kształcie liter wyrazić wiele). Najważniejszym ich składnikiem jest jednak humor – w tej książce żart pełni ważną funkcję, pozwala zapraszać do lektury i zastanowić się nad rutyną – niekoniecznie i nie przez wszystkich pożądaną. W dodatku ten autor zachęca dzieci do eksperymentowania i do poszukiwania własnej twórczej drogi, daje im narzędzie, które pozwoli na wyrażanie siebie. Wyliczenia stosowane przez kolejne kredki przypominają najmłodszym, ile rzeczy czeka na narysowanie – po takiej historyjce nikt już nie będzie w zadumie tkwić nad pustą kartką, ta książka zachęca do rysowania. I to do rysowania oryginalnego, niezwykłego i przenoszącego do szalonych, fantastycznych światów. „Dzień, w którym kredki miały dość” to opowieść ponadczasowa i wspaniała – wielka pochwała rysowania po swojemu i przygoda, która łatwo może stać się udziałem każdego dziecka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz