Harper Collins, Warszawa 2024.
Na uboczu
Skandynawskie kryminały kojarzą się z mrokiem, ale chociaż „Hildur” autorstwa Satu Rämö to kryminał nordic noir – przez długi czas będzie przynosić bardziej pokrzepienie niż grozę i smutek. Dopóki w życiu Hidur nie zdarzy się coś, co całkowicie zmieni rozkład sił. Na razie jednak bohaterka prowadzi samotną walkę przeciw przestępcom. Hildur ma w swojej przeszłości momenty, które dostarczały jej szczęścia. Jednak traumy z dawnych lat kładą się cieniem na jej egzystencję. Bohaterka woli całkowicie poświęcić się pracy – a jest oficerem śledczym, i to niezłym – niż zastanawiać nad tym, co straciła. W surowym krajobrazie ostrzej widać wszystkie niedoskonałości i problemy, a Hildur wie, że nie ma ucieczki przed sobą samą. Jednak buduje sobie po kawałku azyl – jeśli potrzebuje bliskości, może udać się do sąsiada, z którym łączy ją seks (ale nie wspólne życie), jeśli chce wyzwań – praca dostarcza ich w nadmiarze. Hildur prowadzi egzystencję może i daleką od wizji rodzinnych sielanek, ale satysfakcjonującą. Jednak nie można pozwolić na bezkarność mordercom, zwłaszcza tym, którzy powtarzają brutalne zbrodnie i w ciałach ofiar pozostawiają znaki – niczym drwiące ze śledczych podpisy. Hildur bardzo zależy na łapaniu przestępców. Ma z nimi osobiste porachunki – lata temu straciła dwie młodsze siostry, nie mogła im pomóc, ale czuje się odpowiedzialna za ich los. W dodatku na co dzień nawarstwiają się zwyczajne problemy – partner przydzielony Hildur walczy o prawo do widywania dziecka, a jego była żona jest wyjątkowo perfidna w utrudnianiu kontaktów. I to działanie, które na Hildur wpływa.
Satu Rämö decyduje się na odmalowywanie problemów psychologicznych. Oczywiście ważne miejsce w tomie zajmują kwestie zbrodni, umysłu mordercy i zasad, którymi się kieruje – trzeba szukać powiązań między kolejnymi ofiarami, żeby w końcu móc udaremnić zbrodnicze zamiary – co zresztą stanie się w pewnym momencie osobistym wyzwaniem dla Hildur. Ale bardzo dużo w tej książce obrazów z obyczajowości – standardowych lub wyostrzonych scenek z życia wziętych, podkolorowanych dla dobra fabuły, ale przejmujących w swojej prawdziwości. Satu Rämö przynosi czytelnikom sporo trafnych spostrzeżeń na temat ludzkich charakterów – i nie ma tu znaczenia zastanawianie się nad tożsamością mordercy, intryga zyskuje dzięki drugoplanowym wstawkom. To sposób, żeby w „Hildur” pokazać ludzkie oblicze śledczych. Nie jest to rzecz jasna nowy zabieg, ale Satu Rämö wykorzystuje jego potencjał w rytmie właściwym nawet bardziej powieściom psychologicznym niż kryminałom noir. Nikt nie będzie na to zjawisko narzekać – liczy się bowiem precyzja w konstruowaniu biegu wydarzeń i w budowaniu całej galerii postaci. „Hildur” to powieść dobrze skonstruowana i napisana z wyczuciem, to coś nie tylko dla fanów kryminałów skandynawskich – w tej opowieści dzieje się więcej niż tylko sprawdzanie, kto mógł zabić i jakimi pobudkami się kierował. Jest „Hildur” powieścią, w której liczy się robienie swetrów na drutach i dbanie o kondycję – a to dobry sposób, żeby nie ulec wszechobecnemu marazmowi i smutkowi. Satu Rämö przynosi atrakcyjną także pod względem literackim opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz