Harperkids, Warszawa 2024.
W ekranie
Bardzo dobry pomysł pojawia się w przygodzie Blue i Bingo – dwie siostry mają okazję pobawić się z Bobem. Bob to pacynka, przekazywana kolejnym dzieciom w szkole. Wydawałoby się, że Bob nie wniesie nic ciekawego w egzystencję bohaterów, jednak ta pacynka ma swoje zadanie do wykonania. Bob nie jest prawdziwy: działa tylko wtedy, kiedy ktoś podłoży mu głos (i tym samym dowolnie przez siebie wybrane treści), nie ożywa – jak czasem maskotki w bajkach – istnieje jako zabawka dla nieprawdziwych postaci. Ale w tym wszystkim Bob ma misję. Przechodzi z rodziny do rodziny i rozrywki z jego udziałem należy dokumentować na zdjęciach. To ciekawe zadanie, które nie pozwala odrzucić pacynki czy zignorować pracy domowej. Może się odbiorcom spodobać także ze względu na interaktywny charakter i na kreatywność. Ale kiedy Bob trafia do Bingo, przekonuje się, że nie ma u niej nic ciekawego do zrobienia. Przeważnie czas upływa małym psiakom na oglądaniu bajek. Nawet gry komputerowe nie mogą za bardzo odciągnąć bohaterów od wpatrywania się w szklany ekran. Bob jako gość w domu Bingo i Blue bardzo się nudzi. Liczy na to, że w końcu uda się zrobić razem coś twórczego – ale to wydaje się nie do osiągnięcia. Dzieci bardziej niż zabawka interesuje śledzenie wymyślonych przygód, które podaje się im bez szans na samodzielne rozrywki. I tu Bob może być pomocny: utrwalenie na zdjęciach jego przygód związanych z oglądaniem bajek nawet dla najbardziej uzależnionych od telewizora dzieci wygląda na potężną nudę. A przecież Bingo nic innego nie robi. Trzeba zapewnić Bobowi rozrywkę. „Bob Wielkouch” to malutka książka z serii Bluey, o przygodach kreskówkowej bohaterki (jest w tym pewna ironia, że krytyce podlega tutaj stałe oglądanie animowanych bajek przez najmłodszych – skoro to historia osnuta na motywach scenariusza do takiej bajki). To historyjka picturebookowa, więcej tu obrazków niż tekstu, a sam tekst jest ograniczany i sprowadzany do najważniejszych kwestii, tak, żeby dzieci mogły albo samodzielnie czytać i ćwiczyć tę sztukę, albo słuchać tekstu czytanego przez rodziców – i nie pogubić się w opowieści. „Bob Wielkouch” to jednak historia, w której najważniejsze jest przesłanie – to, czego dowiadują się o sobie dzieci, które nagle mogą spojrzeć z zewnątrz na siebie i samodzielnie wysnuć wnioski na temat własnego zachowania. To znacznie lepsze niż pouczanie czy wprowadzanie systemu nakazów i zakazów dla pociech – każdy w końcu chciałby, żeby inni zazdrościli mu rozrywek i pomysłów: a tego nie da się osiągnąć, żyjąc cudzym życiem bohatera z bajki. Dzieci powinny wziąć przykład z Blue i Bingo, które po nauczce, jaką dostały od Boba, angażują się w uatrakcyjnianie swojej codzienności i mogą na tym sporo zyskać. „Bob Wielkouch” to książeczka, która uświadamia małym czytelnikom to wszystko, czego niekoniecznie samodzielnie się domyślą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz