HarperCollins, Warszawa 2024.
Stalking
Susan V. Peacock chce podbijać rynek thrillerów erotycznych odwagą w kreowaniu scen seksu, tyle że niechcący ujawnia z całą mocą coś, co od dawna spędza sen z powiek wszystkim: brak sensownego języka do opisywania aktów płciowych. W efekcie penis w jednej scenie może być tylko zamiennie drągiem albo berłem, a „kakaowe oczko” nie doczekało się lepszego synonimu. Biorąc pod uwagę fakt, że sceny seksu stanowią dla autorki znacznie ważniejszą kwestię niż dylematy śledzonej przez anonimowego fana modelki – to może zmęczyć. Susan V. Peacock rzuca wyzwanie waniliowemu seksowi – nie interesują jej grzeczne miłosne uniesienia, stawia na przełamywanie zasad i barier – szuka wyzwań dla swojej bohaterki. Wprawdzie Samantha podkochuje się w przystojnym fotografie i marzy o tym, żeby ten dla niej porzucił swoje zasady, ale później, gdy puszczają hamulce, bohaterka może eksperymentować do woli, aż znajdzie zaspokojenie w dość nietypowej relacji. Autorka sięga i po seks w parach jednopłciowych, i po trójkąty. Opisuje sceny seksu oralnego, analnego, elementy BDSM i spankingu, w zasadzie próbuje każdemu z odbiorców zafundować coś poza standardowymi zbliżeniami bohaterów. Angażuje się w to do tego stopnia, że intryga thrillerowa schodzi na dalszy plan.
A w ramach intrygi thrillerowej Susan V. Peacock zajmuje się kulisami sesji fotograficznych. Jest tu Samantha – modelka, która pracuje profesjonalnie (jednak ma swoje marzenia i pragnienia i tego sama przed sobą nie ukrywa), jest Matteo – fotograf, który nie miesza pracy i życia prywatnego. Jest też Jeremy, najlepszy przyjaciel gej, który nadaje się idealnie do tego, żeby porozmawiać z nim o seksowności poznawanych facetów. I jest Peter, informatyk, który może się przydać, kiedy trzeba namierzyć stalkera. Każdy z bohaterów może uwikłać się w inny rodzaj relacji, każdy jest autorce potrzebny do uruchamiania erotycznych napięć. Bo Susan V. Peacock nie do końca martwi się zagrożeniem życia bohaterki: owszem, buduje dzięki temu atmosferę strachu i niepewności, ale to nie wiąże się z wyszukanymi śledztwami albo z pogłębianiem rysów psychologicznych postaci. Chodzi jedynie o impuls do szukania ratunku albo wpadania w pułapki z innymi ludźmi. Autorka myli tropy – podsuwa czytelnikom rozwiązania, które nie mają przełożenia na rzeczywistość, chce, żeby nie byli pewni co do prawdziwych intencji poszczególnych postaci.
Wiadomo, że po „Miasto demonów” sięgną ci czytelnicy, którzy szukają odważnej erotyki i silnych wrażeń – a nie literackości. I oni mogą się ucieszyć odejściem od typowych romansów, w których seks oralny jest dla autorów największą perwersją. Susan V. Peacock testuje na razie, ile może na polskim rynku wydawniczym zdziałać. Decyduje się na prozę bezkompromisową, taką, która podważa własny sens istnienia, ma stać się atrakcją i rozrywką a nie opowieścią jako taką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz