Iskry, Warszawa 2024.
Spotkania
Książki memuarowe czy wspomnieniowe, które nie są typowymi pamiętnikami ani autobiografiami zawsze mają większe szanse na dotarcie do szerokiego grona odbiorców. Tomasz Jastrun taki gatunek wybiera, chociaż trochę zawęża grupę potencjalnych czytelników z racji bezkompromisowego stylu. Część wynurzeń upolitycznia, w części prezentuje dość niepopularne poglądy, stawia na radykalne czasem uwagi i komentarze, które niekoniecznie przysporzą mu fanów. „Alfabet polifoniczny” to nie tworzenie laurek, historii, które spodobają się każdemu – a bardziej kąśliwych podsumowań i uzupełnień. Alfabetyczny układ tematów odrobinę porządkuje tę sylwę – ale autor nie skupia się wyłącznie na ludziach, wprowadza też dodatkowe hasła, które po swojemu interpretuje albo wykorzystuje jako okazję do drobnych zwierzeń czy popisów wyobraźni poetyckiej. Tematy same do niego przechodzą, a w związku z tym nie musi się Tomasz Jastrun zastanawiać nad kompozycją i zawartością książki – wykorzystuje po prostu drobne obrazki z życia, migawki bez większych puent. Stawia na rozległość tematyczną, czasami zastanawia się, czy kogoś, kogo opisuje, nie obrażą jego słowa, innym razem jest tego świadomy – bo już kiedyś coś podobnego się wydarzyło. Od czasu do czasu autor wykorzystuje już gotowe fragmenty tekstów, uzupełnia nimi dzisiejsze skojarzenia. Pisze tak, żeby czytelników zaintrygować – nawet jeśli nie podaje żadnych konkretnych wiadomości. Liczy się tu spojrzenie z jego perspektywy, zestaw emocji, jakie chce przekazywać i wywoływać w odbiorcach.
Można po ten tom sięgnąć, jeśli chce się uzupełnić wiadomości na temat Tomasza Jastruna (i jego podejścia do rzeczywistości), ale znacznie lepiej będzie korzystać z publikacji jako z lektury rozrywkowej – trochę wspomnień, trochę plotek, trochę przemyśleń, trochę innego widzenia świata – to wszystko stanowi intrygującą całość i nadaje się do czytania dla przyjemności. Zwłaszcza ze względu na anegdoty dotyczące spotkań ze znanymi ludźmi – Jastrun wie, jakich treści poszukują odbiorcy najczęściej i po prostu podsuwa im przepis na atrakcyjny tekst. Nie sili się na obiektywizm, zresztą to założenie nie pasowałoby do „Alfabetu polifonicznego”, ponadto nie pozostawia samych czytelników obojętnymi – stara się ich trochę prowokować, a trochę zaskakiwać. Przynosi opowieść celną i szczerą, wypełnioną obrazkami z życia i refleksjami na różne tematy. Jest tu sporo pisania od niechcenia – tylko po to, żeby coś utrwalić, coś wyjaśnić albo coś dopowiedzieć – i to w zupełności wystarcza, zaspokaja ciekawość i przypomina, że nie tylko „wielkie” utwory mają znaczenie. Tomasz Jastrun zabiera odbiorców do swojego świata – z całą świadomością jego niedoskonałości. Jednak nie zamierza podporządkowywać się trendom ani zmieniać sposobu myślenia, wie doskonale, że to on decyduje o kształcie całości i to on ponosi odpowiedzialność za przedstawiane tu poglądy – nikogo nie zmusza, żeby je podzielał, za to sam nie próbuje niczego ukrywać. I takie podejście jednym czytelnikom przypadnie do gustu, innym wyda się przesadzone – ale „Alfabetu polifonicznego” po prostu nie da się oceniać jednoznacznie, ta książka wyklucza podobne spojrzenie już w samym założeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz