Czarne, Wołowiec 2024.
Odkrywanie Pomorza
Eseje, jakie proponuje Paul Scraton w tomie „Duchy Bałtyku” urzekają swoją melodyjnością i łapaniem chwili. Autor podróżuje, żeby opowiadać – przemierza tereny, o których pisze, żeby dzielić się z czytelnikami całą ich zmysłowością i ulotnymi wrażeniami – tu może liczyć się nawet pogoda, która wpływa na interpretację wiadomości lub uruchamia wspomnienia. Paul Scraton wykorzystuje jednostkowe skojarzenia, fakty z przeszłości i efemerydy: sięga po prywatne zwierzenia i po przypadki z życia wzięte po to, żeby charakteryzować miejsce, budować jego legendy i brzmienia. Z tego składają się „Duchy Bałtyku” – tom, którego nie da się opisywać w kategoriach reportażu, chociaż reportażowego stylu odmówić mu nie można. Dla autora liczą się bardziej doświadczenia niepowtarzalne a łączące się w jeden migotliwy opis. Przeplatają się tu przeszłość i teraźniejszość, co z konieczności wskazuje na wielokulturowy charakter miejsca – i nie pozwala zapomnieć o tym, co składało się na całą historię. Wskrzesza ją autor z fotografii i z komentarzy, z napisów widocznych w sklepach i w bocznych uliczkach i z pejzaży – aktualnych i minionych. Odmalowuje przed czytelnikami fakty i sceny ważne z perspektywy wielkiej historii, ale i te, które po prostu ukształtowały egzystencję jednostek. Są tu książki, obrazy i życiorysy: nawiązania do kultury i do obyczajowości poprzedniej epoki, wszystko to, co pozwoli uświetnić interteksty, nada wartości prostym westchnieniom. Infantylizmu się tu nie uświadczy: autor nigdy nie zatrzymuje się na tym, co powierzchowne – chociaż takie rozwiązanie kusi, przecież bycie tu i teraz i dzielenie się z odbiorcami całym wachlarzem zdarzeń zmysłowych to prosta droga do uproszczeń. A jednak Paul Scraton od uproszczeń stroni, interesuje go za to malarska (albo fotograficzna) precyzja w budowaniu klimatu. Wie, że czytać go będą nie tylko odbiorcy znający konkretne prezentowane tu tereny, ale też tacy, którzy nigdy śladami „Duchów Bałtyku” nie będą mogli wyruszyć. Tych ostatnich wyręcza zatem autor w zwiedzaniu, dostarcza im wiadomości i przeżyć, które pozwolą wypełnić lukę i odczuć klimat przedstawianych miejsc.
Są „Duchy Bałtyku” książką tak daleką od przewodnika, jak to tylko możliwe – oczywiście autor opiera się na faktach i wykorzystuje wiedzę do stworzenia opisów, ale unika suchego rejestrowania zabytków czy komentowania wydarzeń historycznych w tonie rodem z podręczników – interesuje go to, co blisko ludzi. To, co ukształtowało miejscowych, co wpływało na ich wybory i na ich postawy. Płynnie przechodzi od rejestrowania doświadczanych wrażeń do czasów sprzed kilku dekad – i jest w tym działaniu bardzo przekonujący, każdy krok może stanowić pretekst do zanurzenia się w przeszłość i do rozważań na temat tego, co minione. „Duchy Bałtyku” pełne są takich właśnie łagodnych zwrotów i zakrętów, autor meandruje z przyjemnością tworzenia. Rejestruje zestaw doznań, z których następnie układa kolejne fragmenty książki. Ucieka od tego, co doskonale czytelnikom znane – podróżuje, żeby zrozumieć, zastanawia się na miejscu, analizuje to, co ma przed oczami – żeby na pewno nie pominąć żadnego elementu składającego się na niezwyczajność miejsca. Paul Scraton nawet jeśli coś doskonale zna, próbuje strategii naiwnego – dziwi się światu i dzięki temu może dochodzić do odkrywczych wniosków. Radzi sobie z takim pomysłem za sprawą poetyki – narracja w tej książce, doskonale przemyślana i staranna, wypełniona jest synestezyjnymi opisami i osobistymi spostrzeżeniami. Nie ma w niej fałszu, jest pogodzenie się z przeszłością, która teraz funkcjonuje jako tworząca przestrzeń. Chociaż to zakorzeniona w rzeczywistości publikacja, mocno poetycko może odbiorcom pobrzmiewać. Nawet jeśli autor akurat wprowadza do opowieści tematy trudne i wciąż bolesne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz