Marginesy, Warszawa 2024.
Sława za zakrętem
Tam, gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, splendor i reklama, nie ma mowy o spokoju. „Oscarowe wojny” Michaela Schulmana to przyjrzenie się historii amerykańskiej Akademii Filmowej z jej blaskami i cieniami (ale przede wszystkim z cieniami, bo to właśnie porażki i skandale przyciągną odbiorców do lektury). Obszerna, żeby nie powiedzieć monumentalna publikacja przynosi przegląd gal, ale i kulisy przyznawania Oscarów od początku pomysłu na taką nagrodę. Autor nie jest zainteresowany podsycaniem legend – jeśli jakieś wydarzenie pozbawione zostało narracyjnej efektownej otoczki, przedstawia je w takiej właśnie formie, tak jest choćby z nazwą statuetki. Z czasem przekonuje się Michael Schulman, że podążanie po prostu za kolejnymi galami nie byłoby zbyt atrakcyjne dla czytelników – i stawia na to, co stanowi odejście od normy albo zapowiedź zmian. Założycielskim kwestiom poświęca sporo miejsca – ale to ważne, żeby pokazać, skąd Oscary się wzięły i jak wyglądał kres kina niemego – istotny dla kreowania kolejnych gwiazd. Z takich to motywów autor wychodzi po to, żeby finalnie wylądować przy problemach z ogłaszaniem nagród dla „La la landu” i „Moonlight”. Po drodze przyjrzy się między innymi kwestii (nie)obecności osób o innym niż biały kolorze skóry (i próbach naprawiania tego faktu) oraz mniejszościom (szeroko pojętym) – Akademia dąży do tego, żeby za sprawą poprawności politycznej nie można jej było niczego zarzucić. Jednak rzeczywistość wyprzedza zmiany i wciąż wychodzą na jaw kolejne ograniczenia jej członków – uniemożliwiające wydawanie obiektywnych opinii. Co ciekawe, Oscary w takim ujęciu schodzą na dalszy plan, bardziej liczy się to, co wewnątrz grupy. Osobne zagadnienie zapewniają też przygotowania filmów – Michael Schulman podąża za wybranymi reżyserami i sprawdza, jakie trudności musieli oni przezwyciężać, kiedy próbowali zawalczyć o nagrody. Tak widzowie poznają między innymi kulisy filmu „Szczęki”. Perypetie wewnątrz zespołów filmowych czy postawy reżyserów przekonanych o własnej nieomylności to również interesujący trop, który w tomie się pojawia. Bywa, że dla opowieści o skandalu lub problemie Michael Schulman zapomina na dłuższą chwilę o samych Oscarach – wiadomo jednak, że wróci do zagadnienia przy okazji kolejnej gali. Radzi sobie z burzliwą narracją bez trudu, stawia po prostu na tematyzowanie zagadnień i na przejrzyste z perspektywy zwykłych czytelników komentarze – dzięki takiemu zachowaniu „Oscarowe wojny” mogą czytać nie tylko filmoznawcy, ale także szeroka – masowa – publiczność pasjonująca się motywem filmów wszech czasów. Każdy, kto chce przekonać się, jak wygląda przyznawanie Oscarów od kuchni, może w tej książce sprawdzić rozmaite perypetie i przyczyny konkretnych decyzji.
Michael Schulman pisze bardzo dobrze, reportażowo i ciekawie dla masowej publiczności. Wie, że wielu czytelników nie zadowala się śledzeniem Oscarowych nocy – i do nich przede wszystkim się kieruje ze swoją historią. Przybliża spory wycinek rzeczywistości Akademii Filmowej i pozostawia odbiorcom rozstrzyganie, czy jej istnienie ma jeszcze dzisiaj sens – i czy sprawdziło się na przestrzeni lat. Pomaga inaczej spojrzeć na same nagrody, które wprawdzie wpływają później na wybory kinomanów, ale nie zawsze wydają się najlepszym rozwiązaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz