Karakter, Kraków 2023.
Sfera śmiechu
Olga Drenda nie zamierza ani tworzyć konkretnych teorii na temat śmiechu, ani - porządkować istniejących komentarzy badaczy komizmu, chociaż w tle może je wykorzystywać. Nie próbuje też przyglądać się tym, którzy rozśmieszają zawodowo - rezygnuje z analizowania występów kabareciarzy, stand-uperów czy aktorów grup impro - wyłamuje się jedynie w przypadku kobiet parających się satyrą, tutaj wykorzystuje klasykę (Stefania Grodzieńska i Maria Czubaszek obok Hanki Bielickiej i Ireny Kwiatkowskiej). Szuka za to humoru wszędzie tam, gdzie nie można go z automatu oczekiwać - w popkulturze. I dlatego opowiada o memach, reklamach, kampaniach prezydenckich, modach w kawałach obiegowych, trochę o polityce i trochę o papieżu, o zmianach w języku potocznym - śledzi to wszystko, co z humorem w pierwszym odruchu się nie kojarzy i pokazuje, jak śmiech towarzyszy nam na co dzień. Forma eseju umożliwia autorce dwie rzeczy: po pierwsze pozwala na swobodną opowieść, tylko trochę tematycznie porządkowaną i na pewno nie wyczerpującą zagadnienia - a po drugie, daje szansę na przeskoki czasowe. Achronologiczne wywody wykluczają nudę - nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać za kolejnym tematycznym zakrętem. Raz na tapecie znajdą się kwestie związane z humorem internetowym, żeby za chwilę wrócić do kioskowych wyborów kawałów z lat 90. - Olga Drenda nie wyklucza w opowieści o śmiechu niczego, co znajduje się w powszechnym obiegu. Nie będzie tłumaczyć, dlaczego żarty są śmieszne - za to pokaże, jakie konsekwencje miało ich istnienie w dyskursie publicznym. Nie chodzi tu o to, żeby się razem śmiać, ale żeby przypomnieć sobie motywy budzące śmiech w różnych momentach najnowszej historii. Olga Drenda sięga do zagadnień, które w roli rozśmieszaczy się nie sprawdziły, naświetla prawdopodobne cezury pozwalające na zmiany w postrzeganiu komizmu - czyli robi coś, czego badacze zwykle nie analizują. Wchodzi w przestrzeń, w której nie ma przewodników - kieruje się własnym subiektywnym odczuciem humoru. I dzięki temu ocala część wydarzeń czy zjawisk społecznych - z tego względu "Słowo humoru" będzie warte zachowania.
To publikacja, która jest rozbudowanym komentarzem, esejem sygnalizującym część ciekawostek. Autorka rezygnuje z oceniania i z precyzowania rodzajów dowcipu, pochyla się nad pomysłami marketingowców i nad klasyką. I to może najbardziej zaskakiwać - mimo popkulturowych źródeł większości przykładów pojawiają się tutaj także motywy z klasyki, zupełnie jakby odniesienia do przeszłości nierozerwalnie łączyły się z opowiadaniem o śmiechu. To wygodne punkty zaczepienia, sygnał, że autorka doskonale orientuje się w całej historii badań nad humorem - ale ma się wrażenie, że zamiast nawiązań do Siedmiu Kotów mogła jeszcze przejść do bardziej aktualnych zjawisk - rozśmieszania na miarę XXI wieku.
Jest to komentarz sprawny i niewolny od osobistych wyznań - a jednocześnie spisany dość specjalistycznym językiem, Olga Drenda nie kieruje się do masowych odbiorców, chociaż to masowy humor interesuje ją najbardziej. "Słowo humoru" to znakomity prezent dla tych wszystkich, którzy cenią sobie drogowskazy związane ze śmiechem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz