czwartek, 15 lutego 2024

Marta Obuch: Ja tu tylko zabijam

Filia, Poznań 2024.

Uczelnia

Marta Obuch ma dość prosty przepis na romantyczne komedie kryminalne: pojawia się kobieta, która akurat (z różnych powodów) nie jest w żadnym związku i zaczyna ją ten stan uwierać, więc natychmiast na horyzoncie majaczy ktoś, kto mógłby się nadać na partnera – i to nie byle jakiego. Ale ten ktoś, nie żaden superheros, zwyczajny i sympatyczny typ (z różnymi od początku wyraźnymi wadami i równoważącymi je zaletami) zyskuje błyskawicznie konkurenta w postaci przystojniaka ze snów – kobieta musi sparzyć się na przystojniaku, żeby móc już bez przeszkód budować dobry związek z kimś zwyczajnym. W tle pojawia się śledztwo, zagadka kryminalna, którą trzeba rozwiązać, bo za bardzo ingeruje w codzienność, żeby dać sobie z nią spokój. Do tego garść informacji powiązanych z zawodami bohaterów, tak, żeby zasugerować odbiorcom wniknięcie w przedstawiany świat. Całość okazuje się zabawna i miła – i tego wrażenia nie są w stanie zatrzeć ani jednokierunkowość scenariusza, ani upodobanie do akcentowanych od czasu do czasu zabaw słownych.

Nie inaczej jest z „Ja tu tylko zabijam”: to powieść, którą autorka osadza w realiach Uniwersytetu Śląskiego i bazuje – przynajmniej częściowo – na charakterach prawdziwych wykładowców. Jest tu Tosia, doktorantka, która zatrudnia się jako pomoc domowa u jednego profesora. Tosia nie potrafi dogadać się z despotyczną i toksyczną matką, w związku z czym w pewnym momencie wyprowadza się z domu i trafia do swojego najlepszego przyjaciela, Lulka. Lulka friendzone mocno gniecie, jednak niedwuznaczne aluzje Tosia ignoruje. Wszystko zaczyna się zmieniać pod wpływem niebezpieczeństwa – całego szeregu niewytłumaczonych zjawisk, w których ofiarą może stać się profesor (a przy których, dziwnym zrządzeniem losu, Tosia przeważnie się znajduje). Rozgrywa się tu zatem równolegle kilka wątków: Tosia musi uporać się ze sprawami w domu rodzinnym, jej rodzice mają zresztą własną oryginalną metodę na swoją relację. Profesorowie prowadzą własne, oderwane od przyziemności, dysputy, czasami starają się lekceważyć niebezpieczeństwo, ale nie zawsze im się to udaje. Do tego komisarz Marchewka – lubiany przez czytelników bohater poprzednich tomów powraca tutaj z zupełnie nieoczekiwanym kryzysem, który przyczynia się do jego chwilowego upadku. Lulek nie walczy ze stereotypami na temat powierzchownych ocen (a szkoda…). Jakby tego było mało, jest tu też pies, który daje się pokochać za własną wyjątkowość i superprzystojniak, który pokochać się nie da za nic w świecie. Pikanterii dodają plany Tosi na osiągnięcie orgazmu (chociaż starania mogą być frustrujące) i pomysły na nietuzinkowe scenariusze w sypialni. Jest tu sporo powodów do śmiechu i niewiele możliwości wyprzedzenia rozwiązania kryminalnej intrygi – Marta Obuch proponuje czytelnikom raczej zabawę polegającą na śledzeniu biegu wydarzeń i galerii charakterów niż analizowanie śladów pozostawianych przez przestępców. Jest „Ja tu tylko zabijam” zabawną lekturą rozrywkową, w sam raz dla wszystkich fanów komedii kryminalnych z mocno rozbudowanym wątkiem obyczajowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz