piątek, 2 lutego 2024

Joanna Nojszewska: Kobiety, które śpiewały Młynarskiego

Marginesy, Warszawa 2024.

Gra skojarzeń

Dwie ścieżki wybiera Joanna Nojszewska, pisząc o kobietach, które śpiewały Młynarskiego. Najpierw sięga do bohaterek z tekstów – tych wszystkich panien Kryś i Zoch, Mariol, Bożenek i Desdemon – i tych bezimiennych, a na trwałe wpisanych w kulturę dzięki pomysłom Wojciecha Młynarskiego i jego talentowi do obserwowania świata. Później przedstawia kolejne artystki, które piosenki Młynarskiego przybliżały szerokiemu gronu odbiorców i które do dzisiaj wyznaczają sposoby interpretacji. „Kobiety, które śpiewały Młynarskiego” to także książka mocno osobista, wypełniona skojarzeniami samej autorki – motywami, które do opracowania popularnonaukowego by nie weszły. Joanna Nojszewska może sobie tu pozwolić na wyrażanie prywatnych opinii i na prezentowanie własnych doświadczeń z tekstami Młynarskiego, a także – na opisywanie spotkań z kolejnymi rozmówczyniami. Nie chodzi przecież o dyskurs naukowy, a o lekką zabawę i przypomnienie piosenek, które wszyscy znają i cenią. Tom składa się z szeregu portretów (i jest subiektywnym wyborem, z którego autorka się nie tłumaczy) – ale najważniejsza jest piosenka. Piosenka i twórca, którego nie da się od tej piosenki odsunąć na krok. Co ważne, Joanna Nojszewska odsuwa jeden motyw – sugerowany przez ludzi sztuki i prawdopodobnie przez część publiczności literackiej poszukiwany – rezygnuje z przedstawiania plotek i pikantnych szczegółów związanych z inspiracjami do kolejnych romansowych tekstowych uniesień. Nie zamierza wdawać się w dygresje na temat tego, kto z kim i kiedy – unika nawet szkicowych wzmianek w tej kwestii. Na szczęście – dzięki temu można się lepiej bawić samymi frazami. Wprawdzie autorka trochę za mocno czasami podkreśla to, co Młynarskiemu w piosenkach wychodziło najlepiej – kieruje uwagę czytelników na przykład na aliteracje czy na intertekstualne rozwiązania (trochę zastanawia, czy trzeba rzeczywiście tłumaczyć nawiązania do rzeczywistości peerelowskiej, nazwę papierosów czy programu telewizyjnego – niby młodsze pokolenie już się w tych aluzjach nie odnajdzie, ale może właśnie powinno zdobyć się na wysiłek i samodzielne odkrywanie zakodowanych sensów), jednak przede wszystkim zajmuje się historiami poszczególnych, najbardziej znanych, utworów.

W związku z tym oczywiście książka zaczyna sama się śpiewać. Nie da się podjąć lektury bez sięgania po oryginalne wykonania, interpretacje, recitale i archiwalne nagrania – warto to robić, żeby zyskać dodatkową płaszczyznę porozumienia. Autorka namawia swoje rozmówczynie na zwierzenia dotyczące współpracy z Wojciechem Młynarskim, nie zawsze chodzi tu o kontekst do pojedynczych piosenek, czasami zyskuje rozbudowane relacje i komentarze do wielu składników repertuaru, czasami pojedyncze anegdoty. Nie kieruje się jednym schematem w relacjonowaniu spotkań – zresztą każdą z interlokutorek traktuje inaczej. Dzięki temu odbiorcy przez cały czas mogą się angażować w lekturę, szukać w niej ciekawostek i zakulisowych opowieści. Jest tu sporo sentymentów i podróży w czasie do najpiękniejszych momentów z historii polskich piosenek rozrywkowych, jest tu sporo Młynarskiego i jego rodziny – w sytuacjach pozaestradowych. Są nawet trudy tworzenia piosenek, kiedy trzeba jednocześnie zachować wierność oryginalnemu tekstowi, znaleźć możliwość podkreślania puent muzyką i sprostać dykcyjnie. Joanna Nojszewska próbuje wychwytywać te wyzwania – i przedstawiać je w lekkiej i rozrywkowej formie. Dzięki temu „Kobiety, które śpiewały Młynarskiego” to książka do czytania w każdym momencie, nie tylko – kiedy chce się sobie przypomnieć o evergreenach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz