Mova, Białystok 2024.
Zwłoki na plaży
Przede wszystkim Joanna Bagrij wierzy w siłę narracji – do tego stopnia, że nie zamierza różnicować sposobu prowadzenia opowieści, bez względu na to, czy wypowiada się transparentny i „właściwy” narrator, czy głos zabierają poszczególni bohaterowie – nie rozróżnia ich ze względu na płeć czy wiek. I tak rodzi się pytanie o znaczenie synestezyjności „męskiej” opowieści i o zbyt dużą wiedzę (o zasobie leksykalnym nie wspominając) u kilkulatka – owszem, ten ostatni będzie stawiać na zdrobnienia i akcentowanie roli członków rodziny, ale gdzieś rozbrzmiewa tu sama kreacja. „Nadbrzeżnik” to bowiem kryminał, w którym odzywać się ma wiele głosów, tak, żeby czytelnicy poczuli się wrzuceni w centrum opowieści – i zmuszeni do podążania za poszczególnymi tropami. Joanna Bagrij wybiera – mimo tej drobiazgowej narracji wypełnionej wrażeniami zmysłowymi – dość surowy sposób opowiadania. Nie koncentruje się przesadnie na życiu osobistym bohaterów, chociaż bez tego trudno sobie dzisiaj wyobrazić akcję – w związku z tym rozsnuwa powiązania łączące bohaterów w przeszłości, sugeruje, że Lena Dobrowicz, specjalistka od zwłok, ma w swojej przeszłości bolesne rysy na tle damsko-męskim (co dzisiaj owocuje między innymi otwartym podejściem do spraw seksu – jednak kiedy zbyt wielu potencjalnych towarzyszy łóżkowych ekscesów pojawia się w pobliżu, bohaterka woli się wycofać) i co pewien czas wprowadza wzmiankę przypminającą o codziennych – czyli poza sprawą – problemach postaci. To niewiele, ale musi wystarczyć, bo resztę portretów charakterologicznych wypełnia codzienność. A w niej mnóstwo jest prostych gestów, ostrych i ascetycznych w wymowie. Każdy ze swoimi demonami zostaje sam i każdy rozprawia się z nimi jak umie – taki standard dla zaznaczenia, że nie jest to cosy crime. Szorstkość w opisach ma przykuwać uwagę do zbrodni – a zbrodni trochę tu będzie. „Nadbrzeżnik” bazuje na legendzie stworzonej stosunkowo niedawno i zapładniającej umysły miejscowych – postacią ze świata fantazji łatwo wytłumaczyć kolejne zbrodnie, zwłaszcza jeśli komuś zależy na budzeniu odpowiednich skojarzeń. Joanna Bagrij w światek nadmorskich śledczych wrzuca kobietę o tajemniczej przeszłości – wyjątkowo dobrze radzącą sobie z odczytywaniem kryminalnych tropów. Z obecności ciała w konkretnym miejscu może wyczytać wiele – i to bez uciekania się do podpowiedzi z jakichkolwiek źródeł. Nie szwankuje jej logiczne myślenie, a w sytuacjach zagrożenia (bo i takich będzie dużo) Lena Dobrowicz wie, jak sobie poradzić. To niemal żeński odpowiednik stereotypu „zabili go i uciekł”: przechodzi sporo i to bez śladów na psychice. Ale właśnie o to w „Nadbrzeżniku” chodzi – żeby nie przejmować się przesadnie przemyśleniami tych, którzy mają tylko rozwiązać zagadkę. W ową zagadkę autorka angażuje czytelników, przedstawia im cały szereg informacji, z których powieściowi śledczy będą w stanie ułożyć całą historię – a nawet częstuje ich wiadomościami, do których kryminalni dostępu nie mają, czytelnicy poznają bowiem także narracje z perspektywy mordercy. Jest „Nadbrzeżnik” kryminałem nastawionym właśnie na śledztwo i gorycz wynikającą z braku zaufania – autorka rezygnuje za to z rozbudowywania warstwy obyczajowej i wchodzenia w zwyczajność śledczych. Ascezę charakterologiczną zestawia jednak z wyczuleniem na detale i z drobiazgowością w przedstawianiu otoczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz