Agora, Warszawa 2023.
Jedenasty palec
Trzeba było prostej pokazówki, żeby uświadomić rodzicom, że chociaż ich syn przyszedł na świat bez jednego przedramienia, może wieść normalne i satysfakcjonujące życie, a do tego – osiągać wszystko, co sobie wymarzy. Wystarczyło przedstawić im dziecko, które również nie miało jednej ręki – i które mimochodem samodzielnie zawiązało sobie but. Ferran Aguilar, który w tym momencie uwierzył, że nie ma się co załamywać i poddawać, lekcję, jaką otrzymał, przekazał swojemu synowi – Davidowi – najlepiej jak potrafił. I o tym właśnie jest „Życie z klocków”. To historia, która mogła się potoczyć w różnych kierunkach, ale rozwinęła się w sposób najbardziej nieoczekiwany. Krótka autobiograficzna refleksja dająca nadzieję wszystkim, którzy urodzili się z innymi niż normatywne ciałami – i wszystkim, którzy uważają, że istnieje coś takiego jak niepełnosprawność. David Aguilar pokazuje, że w jego przypadku to słowo nie ma żadnego sensu.
Nikomu nie brakuje jedenastego palca, znakomita większość czytelników nawet by o takim deficycie nie pomyślała – i tak właśnie czuje się chłopiec, który ciągle jest pytany, czy nie brakuje mu ręki. David swoją cielesność oswaja przeważnie śmiechem, chociaż nie brakuje w jego egzystencji momentów katastrof i problemów – kiedy łamie mu serce pewna dziewczynka w szkole, kiedy nie jest w stanie zdać do następnej klasy albo kiedy musi wymierzyć sprawiedliwość i dać nauczkę koledze, który przekroczył granice dręczenia. Bohater i autor tomu „Życie z klocków” najpierw uczy się przełamywania trudności: dowiaduje się, że może – jak inne dzieci – jeździć na rowerze (wystarczy skonstruować odpowiednie trzymadło, bo protezy Aguilar raczej nie używa), później jeździ na szkolne wycieczki i składa origami. Wiązanie butów to czynność naturalna i niewyzwalająca refleksji, ale takim zajęciem staje się też składanie modeli z klocków Lego. David Aguilar uwielbia łączyć elementy układanek, ale o wiele bardziej podoba mu się tworzenie nowych konstrukcji. Jako dziewięciolatek buduje sobie namiastkę ręki – jeszcze nieidealną i toporną, ale sprawdzającą się w zwykłych czynnościach. I chociaż protezy wciąż nie potrzebuje – bo świetnie nauczył się używać własnego ciała – to ciągle wymyśla, jak udoskonalić naiwny projekt.
Z jednej strony jest tu wielkie wsparcie ze strony rodziców i ogromna bezwarunkowa miłość babci – podstawa, która daje siłę chłopakowi. Jako nastolatek David Aguilar może napsuć sporo krwi najbliższym – ale walczy o samego siebie. Z drugiej strony – jest tu dążenie do sprawdzania własnych sił: David nie boi się przełamywania granic. Realizuje śmiałe pomysły, co doprowadza go na sam szczyt. Wygłoszenie mowy na zakończenie szkoły to zaledwie jedno z wyróżnień. Lego – obiekt dziecięcych marzeń – i NASA czekają, a Ferran Aguilar – od początku własnym przykładem dający nadzieję – pomaga w informowaniu świata o wielkim i niespodziewanym sukcesie. Co ciekawe, w „Życiu z klocków” lista podziękowań jest bardzo długa (i wyliczeniowa, a nie narracyjna). Najważniejsze jednak autor zapewnia odbiorcom: uświadamia im, że rzeczywiście żadne ograniczenia nie mogą przeszkodzić w realizowaniu pasji.
Ciekawie od strony narracyjnej jest ta książka poprowadzona: autor nie tylko wprowadza spoilery, żeby przykuć uwagę czytelników, ale też posługuje się synestezyjnymi wstawkami dla pokazania własnej codzienności: prowadzą go kolory lub rozbłyski świateł – to coś, co uniezwykla jego codzienność. Podkreśla Aguilar, jak okrutni mogą być rówieśnicy (jest tu zwłaszcza jeden czarny charakter), ale też – jak wielką siłę daje przyjaźń i wspólna zabawa. Udowadnia czytelnikom, że nie wolno się poddawać w żadnej sytuacji – i dzięki temu, że sam zrealizował wielkie marzenie, funduje atrakcyjną – chociaż niezbyt długą – lekturę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz