wtorek, 30 stycznia 2024

Sylvia Vanden Heede: Felek i Tola. Gdzie jest lód?

Dwie Siostry, Warszawa 2024.

Podstęp

Przeważnie jest tak, że czytanki dla najmłodszych nie zachęcają do samodzielnego czytania z prostego powodu: są o niczym i nie zaintrygują dzieci. Tymczasem trzeba czegoś z pomysłem i dynamiczną fabułą, żeby maluch zaangażował się w lekturę i sam chciał sprawdzić, co stanie się dalej. Wprawdzie motyw zakochania się też nie jest specjalnie kuszący dla kilkulatków, ale już kryminał jak najbardziej. I wykorzystuje to Sylvia Vanden Heede w siódmym tomie serii o przygodach zajączki i lisa (oraz ich przyjaciół). „Felek i Tola. Gdzie jest lód” to zestaw historii nieskomplikowanych, za to o dużym ładunku emocjonalnym – w sam raz, żeby przekonać dzieci do umysłowego wysiłku i zachęcić je do poznawania doświadczeń bohaterów. Jest tu sporo humoru, duża dawka energii i niespodzianki – wszystko po to, żeby najmłodsi jak najmocniej wgryzali się w tekst i bawili nim.

Najpierw kilka bardzo krótkich rozdziałów pełni funkcję prezentacji bohaterów: trzeba przecież zorientować się, kto jest kim i co go w tym świecie wyróżnia – idealnie sprawdzą się tutaj anegdotyczne przygody, jednorazowe i komiczne, takie, które nie wymagają specjalnej uwagi, ale mimochodem zaprzyjaźniają z bohaterami. W związku z tym dzieci, które nie czytały poprzednich tomów o Felku i Toli, nie muszą nadrabiać zaległości: zostaną od razu zaproszone do rzeczywistości bajkowej i poradzą sobie z nakreślaniem relacji między postaciami. Wszystko zmienia się już na oczach czytelników – bo do grona postaci dołącza Pinga Winga, pingwinka z odległego południa. Pinga Winga sprowadza swojego brata, a brat przynosi pewien niezwykły prezent. Teraz już akcja nabiera tempa: bo ktoś chce sprawić, żeby Pinga Winga spojrzała na niego przychylniej, a ktoś inny zawsze marzył o karierze detektywa, a jeszcze ktoś inny idealnie nadaje się do kryminalnej roboty – tylko że zaciera granice zabawy. Będzie tu bardzo dużo zaskoczeń dla maluchów, a wszystko w zdynamizowanych do maksimum rozdziałach.

Teksty są pozbawione ozdobników, to czysta esencja akcji – nie ma czasu na rozglądanie się dookoła i na przedstawianie charakterów, wszystko musi wynikać bezpośrednio z działań i stać się oczywiste dla kilkulatków od razu – fabuła opiera się w dużej mierze na dialogach, które jeszcze podkręcają tempo opowieści. Jakby tego było mało, jednym z rozwiązań graficznych jest powiększanie części słów, nadawanie im charakterystycznych emocjonalnych akcentów – zmiana wielkości wyrazów dorosłym być może utrudniłaby czytanie, dla dzieci to bodziec lekturowy, pokazanie, co w tekście jest ważne i jak bohaterowie mówią. To rozwiązanie znane od dawna w literaturze czwartej, chociaż znacznie częstsze w picture bookach. Jakby tego było mało, wzrok przyciągają grafiki The Tjong-Khinga, ilustratora, który nie boi się młodzieżowej komiksowości w tomie dla najmłodszych. Sprawia on, że bohaterowie zyskują oryginalne rysy i miny, jednoznacznie wskazujące na ich (zwłaszcza nieczyste) intencje. I to się sprawdzi: obrazki intrygują i rozśmieszają, tekst rozbawia i wzbudza ciekawość. Dzięki temu książkę można spokojnie podsunąć dzieciom właśnie po to, żeby doskonaliły na niej umiejętność czytania. Tutaj nie ma czasu na grymasy: wszystko dzieje się błyskawicznie i zawsze jest coś wartego uwagi – to rozwiązanie sprawia, że nie będzie problemu z namówieniem dzieci do lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz