Luna, Warszawa 2024.
Wyprawa w pustkę
Amy McCulloch daje się poznać jako autorka mocnych i esencjonalnych thrillerów i nawet jeśli ktoś jest sceptyczny wobec tego gatunku, może znaleźć coś dla siebie w rozłożystych opisach wprowadzanych w kolejnej już książce. "Słońce o północy" to wyprawa na Antarktydę. Wyprawa jak z horroru - bo też i autorka przestrzega stosowania zasad, które pozwalają wzbudzać uczucie grozy w odbiorcach. Olivia wyrusza w podróż do surowej krainy zimna, za kołem podbiegunowym spotka się ze zjawiskiem, którego z własnego doświadczenia nie zna - niezachodzącym w nocy słońcem. Rejs ma być okazją do nawiązywania biznesowych kontaktów i do zaprezentowania się w świecie artystycznym. Ma być też dla Olivii ważny z prywatnych powodów: w rzeczach ukochanego znajduje ona okazały pierścionek zaręczynowy. Tylko że Aaron nie pojawia się na statku i nie odpowiada na wiadomości - zresztą i tak są problemy z zasięgiem i dostępem do internetu. Kiedy wiadomość od niego przychodzi, nie wzbudza żadnych podejrzeń. A przecież Olivia czuje się wyjątkowo samotna, nawet wśród ludzi - skoro nie ma przy niej tego, z którym chciała spędzić wyprawę, skoro nie ma szans na to, żeby dołączył do wycieczki, radość z Antarktydy błyskawicznie blednie. Nie mają już znaczenia zaplanowane atrakcje ani sukcesy zawodowe - Olivia przekonuje się o tym szybko i wcale nie musi znajdować potwierdzenia swojego stanu. Czytelnicy też bez trudu zrozumieją jej emocje - tyle tylko, że nie będą mieć czasu na rozpatrywanie i analizowanie ich. "Słońce o północy" to bowiem wielkie wyzwanie. Odbiorcy wiedzą od początku, że Aaron raczej nie da rady się pojawić na promie ani na Antarktydzie, mogą się łatwo domyślić, że stało się coś złego i coś, co nie jest na porządku dziennym. Olivia jest odcięta od informacji, a sytuacja, w jakiej się znalazła, to sceneria rodem z kryminału. Zamknięte miejsce akcji, do którego nie da się dostać z zewnątrz (nawet jeśli lądowisko dla helikopterów zostanie uruchomione, nie uda się pokonać odległości ani warunków pogodowych - to skuteczna bariera przed dotarciem na statek zmierzający mimo wszystko do celu). Do tego brak wiadomości: internet, nawet wykupiony w specjalnym pakiecie, chodzi raczej słabo albo wcale. Tymczasem Aaron to nie jedyny pasażer, który znika. Najpierw ktoś dybie na życie Olivii: to już nie tylko urojenia stęsknionej za ukochanym kobiety, ale też zestaw nieoczekiwanych wypadków. Wkrótce zresztą na statku zaczyna się hekatomba, która przenosi się też na samą Antarktydę - i żadne atrakcje turystyczne i przyrodnicze nie wynagrodzą bohaterce wydarzeń, które stają się jej udziałem podczas koszmarnej wyprawy. "Słońce o północy" to przegląd koszmarów i sensacji, w pewnym momencie autorka porzuca prawdopodobieństwo i śledztwo na rzecz wywoływania strachu - zapewnia odbiorcom sporo adrenaliny. Fakt, że w pewnym momencie znieczuli na zło, ale będzie jednak czytelnikom pokazywać, jak to jest zostać skazanym na łaskę mordercy. Jest to thriller w dobrym gatunku - za sprawą rozłożystej i trafnej (a do tego bardzo sprawnej) narracji. Amy McCulloch ma odważne pomysły, ale przede wszystkim wie, jak je zaprezentować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz