niedziela, 29 stycznia 2023

Lizzie Shane: Był sobie psiak

Rebis, Poznań 2023.

Umowa

Takich opowieści czytelniczki chcą, jeśli mają akurat ochotę na romans oparty na wzajemnym porozumieniu. Coś, co sprawdziło się we "Friends with benefits", w pewnym momencie zaczyna przekonywać całe rzesze autorów powieści dla mas. Bo przecież nie chodzi o to, żeby w kółko opisywać eksplozję namiętności nie do opanowania, tylko żeby przekonać do uczucia rodzącego się między dwojgiem ludzi z różnych sfer. Ci bohaterowie po prostu muszą zyskać kibiców w swoich perypetiach okołomiłosnych - bo kompletnie nie nadają się na obsadę klasycznego romansu. Deenie to kobieta wolna pod każdym względem. Nigdzie nie zagrzewa miejsca zbyt długo, kocha podróże i nie układa zawodowych planów na dłużej - nie ma to sensu, skoro i tak nie wie, gdzie znajdzie się za pół roku. Connor z kolei to uporządkowany i nudny prawnik. Do tego stopnia zajęty pracą, że otrzymuje nawet ostrzeżenie ze strony przełożonych: powinien odrobinę uporządkować swoje życie prywatne, jeśli chce dalej robić karierę. Connor zraził się do związków po tym, jak zostawiła go narzeczona. Stracił wtedy poczucie bezpieczeństwa i chęć do wstępowania w kolejne relacje. Nawet nie wie, jak miałby znaleźć nową partnerkę. Deenie jest nieakceptowana przez własną rodzinę, ma mnóstwo kompleksów i ukrywa je pod pozorami beztroski. Nie chce się w nic angażować, żeby nie dać się zranić. Deenie spędza sporo czasu z Connorem: tresuje jego psa, Maximusa, z którym Connor nie umie sobie dać rady. Stopniowo pojawia się w jego życiu, bo sama potrzebuje wsparcia: mężczyzny, który na rodzinnych imprezach będzie udawał jej partnera. Connor realizuje identyczny scenariusz: musi na spotkaniach firmowych pojawić się z kobietą u boku. Zawierają więc umowę...

"Był sobie psiak" to bardzo ciepła i pełna humoru powieść obyczajowa nie tylko dla fanów czworonożnych przyjaciół. Skupi miłośniczki dobrych romansów, bo chociaż oczywiste jest, że bohaterowie muszą związać się ze sobą i że pasują do siebie, chociaż sami tego nie dostrzegają. Lizzie Shane bawi się tematem rodzącego się uczucia, pozwala odbiorczyniom mocno zaangażować się w przygody bohaterów i zachęca do analizowania ich doświadczeń, ale i tak najważniejsze będzie przeżywanie tego, co bezpośrednio w akcji. Pies to wyłącznie pretekst do spotkań, a jednak także czynnik wyzwalający sympatię czytelników. Lizzie Shane stawia na filmowe sceny, dzięki którym bohaterowie mogą zrozumieć, że są sobie pisani, a przynajmniej spojrzeć na siebie nawzajem z innej perspektywy. Sporo tu zagadnień, które przyciągają i które pokazują, jak bardzo konwenanse przeszkadzać mogą w osiąganiu szczęścia. W "Był sobie psiak" autorka uczy, jak chwytać chwilę, jak porzucić stereotypy i schematy, żeby móc czerpać radość z codziennych doświadczeń. Nie moralizuje, za to przynosi ciekawą historię. Siłą tego tomu staje się dobra, precyzyjna narracja, która pod kątem psychologicznym jest dopracowana tak samo dobrze jak z uwagi na szczegóły: liczą się i smugi brokatu na ciele Deenie, i umiejętność operowania słowem w zakresie odwzorowywania uczuć postaci. Jest to powieść, która wciąga - jeśli ktoś akurat potrzebuje czytadła romansowego, obyczajówki dobrze napisanej, to będzie to znakomity wybór. Lizzie Shane pokazuje, jak można wykorzystywać ograne tematy w oryginalny sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz