niedziela, 27 grudnia 2020

Jorn Lier Horst: Operacja bałwan

Media Rodzina, Poznań 2020.

Śledztwa

Każda dziecięca seria detektywistyczna, która odniesie sukces na rynku wydawniczym, doczekuje się podserii, które stanowią ćwiczenia z dedukcji dla najmłodszych odbiorców. Jorn Lier Horst w tomiku - właściwie zeszytowej książeczce - "Operacja bałwan" pozwala dzieciom bawić się lekturą. W małym norweskim miasteczku Tiril i Oliver, zainspirowani Biurem Detektywistycznym Lassego i Mai, postanowili założyć własną formę zajmującą się nietypowymi sprawami do rozwiązania. Dzieci działają profesjonalnie, mają własne biuro, siedzibę i ogłaszają się tak, by mieszkańcy wiedzieli o ich usługach. Na koncie mają już trochę rozwiązanych spraw, zyskują zatem sławę, o jakiej marzyły. Teraz jednak nie tylko Tiril i Oliver będą zajmować się szukaniem sprawcy. Wszystko zaczyna się w grudniu, u pani Amalie Andersen. Ta kobieta co roku przed świętami stawia przed domem plastikowego bałwana - "najbrzydszą ozdobę świąteczną w mieście". I właśnie za sprawą bałwana Tiril, Oliver oraz czytelnicy będą mieli sporo zajęć. Chociaż książka ma niewielką objętość i przypomina raczej zeszyt ćwiczeń niż prawdziwą lekturę, dzieje się tu wiele. Każda rozkładówka to bowiem bardzo drobne opowiadanie (duży druk i oddanie miejsca na ilustracje jeszcze ogranicza warstwę tekstową), a właściwie fragment dużej narracji. Pomysłem i siłą tomiku staje się doprowadzanie do zagadki. Na każdej stronie pojawi się pytanie, na które trzeba będzie znaleźć odpowiedź i to szybko - bo już kolejna rozkładówka rozpoczyna się od rozwiązania. Co ważne: należy tu równie uważnie śledzić tekst i ilustracje, bo w nich kryją się też podpowiedzi.

Tiril i Oliver spotykają się z poszkodowaną, żeby dowiedzieć się, co się stało - i wyruszają w trasę. Nie uda im się rozwiązać zagadki, kiedy będą siedzieć we własnym biurze. Informacji jest za mało, należy je dopiero zdobyć i dostosować do biegu śledztwa. Dzieci podążają za bohaterami i mają szansę na wyciąganie tych samych wniosków co mali detektywi. Widzą dokładnie to samo i dowiadują się tego, co postacie, w tym samym momencie - wszystko zatem zależy od ich spostrzegawczości i umiejętności wyciągania wniosków. To coś, co maluchy mogą ćwiczyć - z pewnością przydadzą im się takie umiejętności, nawet jeśli nie zamierzają zakładać własnego biura detektywistycznego. Na tym polega zabawa w tej książeczce. Rozrywki dostarcza nie tylko sama lektura i możliwość oglądania dynamicznych obrazków (sytuacje ujmowane z różnych perspektyw, z mocnymi kolorami i kreskówkowymi bohaterami, zawierają podpowiedzi dotyczące śledztwa), ale i uczestniczenie w rozwiązywaniu zagadki. Dzieci mogą poczuć się jak bohaterowie - i zaistnieć w świecie detektywów. Tak przygotowana książka rozwija wyobraźnię, dodaje otuchy, uczy spostrzegawczości i wyciągania logicznych wniosków. Nie ma tutaj nudy, bo tekstu jest niewiele i szybko pojawiają się kolejne zagadki: nie ma czasu na oderwanie się od akcji. Trzeba podążać za bohaterami i nie dać im się wyprzedzić. Jednak gdyby komuś nie udała się sztuka odczytania śladów, zyska rozwiązanie już na kolejnej stronie. Wtedy też będzie można sprawdzić swoje siły w pracy śledczej. To książeczka niepozorna z wyglądu, ale przynosząca całkiem sporo rozrywek - i w sam raz dla tych dzieci, które są fanami "kryminalnych" opowiastek i zazdroszczą bohaterom ich przygód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz