W.A.B., Warszawa 2020.
Przeprowadzka
Claire Douglas byłaby autorką naprawdę dobrą w powieściach obyczajowych i psychologicznych, jednak z jakiegoś powodu wybrała gatunek bardziej popularny (ale też bardziej zmanierowany przez ogrom twórców, którzy postanawiają w nim zaistnieć). Trafia do literatury masowej jako autorka thrillerów psychologicznych, a "Odwet", chociaż napisany dość zgrabnie, w pewnym momencie zdradza swoje słabe punkty: ma takie w obrębie planowania fabuły, co przekłada się na lekki dyskomfort w odbiorze. Pozostaje po lekturze wrażenie, że znacznie pewniej czuje się Claire Douglas w budowaniu zwyczajności postaci niż w komplikowaniu ich kryminalnej przeszłości. Jest też bardziej wiarygodna w tej właśnie sferze - z czego najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy. W związku z tym "Odwet" nie robi aż takiego wrażenia, jakie autorka sobie zaplanowała. Wprowadza odbiorców w zupełnie inną rzeczywistość, niż spodziewana - nie jest to zbyt wielka przeszkoda w czytaniu, ale nie da się tego zignorować.
Libby i jej mąż znajdują w skrzynce pocztowej propozycję zamiany domów. Planowali akurat urlop, potrzebują odpoczynku i chwilowego wyrwania się poza miejsce zamieszkania, więc oferta spada im z nieba. Wydaje się dość naturalna, zwłaszcza że została dobrze umotywowana: małżeństwo bogatych ludzi potrzebuje mieszkania w pobliżu szpitala, żeby być z córeczką, która ma przejść ratującą życie operację serca. Nie ma tu hoteli, więc są skazani na życzliwość obcych ludzi. W zamian zresztą oferują pobyt we własnym domu, w okolicy, która w pełni zasługuje na miano wypoczynkowej. Plan nie ma wad i Libby zgadza się na takie rozwiązanie. Na miejscu przekonuje się, że jest się czego bać: tajemnicza figurka pojawiająca się nie wiadomo skąd, odgłosy, jakie słychać w pustej wielkiej posiadłości: coraz więcej elementów niepokoi Libby.
Stopniowo Claire Douglas przedstawia wyimki z przeszłości bohaterki. Libby to nauczycielka, która przeżyła jakąś katastrofę, wyniosła z pożaru czyjeś dziecko, a w wyniku stresu poroniła. Nic dziwnego, że teraz ma zszargane nerwy i boi się własnego cienia. Nie wydaje się, by była dobrą kandydatką do niesienia pokrzepienia innym. Na szczęście może liczyć na swojego ukochanego: to mężczyzna cierpliwy, oddany i czuły. Nie traci cierpliwości, nawet kiedy Libby zamęcza go kolejnymi traumami i lękami. Tych nie brakuje - chociaż nie za bardzo udzielają się czytelnikom. Owszem, autorka ciągle pisze o kolejnych zjawiskach, które wywołują strach bohaterki - ale niekoniecznie motywuje je tak, by wydawały się zasadne. Bardzo długo przedstawia zwyczajne życie Libby i tylko zarysowuje możliwość jakiegoś nietypowego działania ze strony tych, którzy zaoferowali jej swój dom na dwa tygodnie. Szykuje dla czytelników sporą przewrotkę, ale nie do końca dopracowuje jej kształt. Nagle bowiem akcja mocno przyspiesza, Claire Douglas odrzuca to, w czym była do tej pory niezawodna, to jest - przekonującą narrację. Zaczyna skracać opowieść, wprowadzać historie, których do tej pory nic nie sygnalizowało, zmieniać całkowicie charakter bohaterki - i chociaż do tej pory była bardzo wiarygodna, w finale na tej wiarygodności mocno traci. Traci, bo zdecydowała się na thriller i próbuje rzeczywiście czytelników przestraszyć, uświadomić im, jak mało mogą wiedzieć o swoich bliskich - i do czego prowadzą niedopowiedzenia czy wręcz kłamstwa. To wszystko jest rozwiązaniem dobrym w tanim thrillerze, ale Douglas na początku rozbudziła apetyty, pokazała, że stać ją na wiele więcej i przez to następnie pozostawia niedosyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz