Lipstick Books, Warszawa 2020.
Romans na starcie
Bo to jest tak: ona należy do piękności niewinnych i nieświadomych własnego uroku. Nie musi poprawiać swojej urody, skromność dodaje jej seksapilu w takim samym stopniu jak duży biust. To jedna z tych kopciuszkowych bohaterek, które kiedyś wszystko straciły, żeby dzięki własnej ciężkiej pracy i życzliwości ludzi z zewnątrz odbudowywać swoją pozycję w świecie. Ona nie ma matki, po jej śmierci uciekła od ojca-pijaka aż do Australii, bo tu miała krewnych – i tu mogła znaleźć zajęcie w kuchni restauracyjnej. Teraz Patrycja kończy szkołę i zaraz wejdzie w dorosły świat. Marzy o wydaniu książki z przepisami – ale wie, że nikt nawet nie spojrzałby na takie dzieło debiutantki. Przygotowuje apetyczne potrawy, robi im zdjęcia i zbiera materiały do publikacji, która nie ma szansy ujrzeć światła dziennego. Do tego Patrycja jest mało towarzyska: nie bywa na przyjęciach, nie upija się, nie flirtuje z innymi. Idealny materiał na stereotypową bohaterkę literatury erotycznej (którą zresztą jest). Życie Patrycji bardzo się zmienia, kiedy do Australii przybywa syn szefa. Max to facet, któremu niczego nie brakuje. Bogaty, inteligentny, dowcipny i przystojny ma już dość narzucających mu się kobiet, które dla pieniędzy zrobią wszystko. Zwraca uwagę na Patrycję i im bardziej ona broni się przed romansem, tym więcej sposobów na zdobycie jej on wymyśla. Klasyczna gra w kotka i myszkę wiąże się z odwlekaniem w czasie tego, co nieuchronne, chociaż jak na dziewczynę o zerowych doświadczeniach seksualnych Patrycja dość śmiało zachowuje się wtedy, kiedy ma na to okazję. Alexa Lavenda wie doskonale, do czego stworzyła tę bohaterkę – i w zasadzie nie może stworzyć ani kawałka tekstu, w którym nie sugerowałaby rzekomo mimowolnie pożądania tych dwojga. Przeważnie Patrycja zdradza się ze zbyt długimi spojrzeniami, przygryzaniem ust albo poprawianiem włosów, co – rzecz jasna – działa na Maxa. Cały kontekst ich funkcjonowania nie ma znaczenia, bo autorka nie może się doczekać, kiedy wreszcie będzie mogła pozwolić im na łóżkowe spełnienie.
Problem w tym, że nawet w poczytnych powieściach YA o proweniencji erotycznej więcej jest narracji w ramach zwyczajnej fabuły – i mniej oczywistości. Alexa Lavenda może zamęczyć czytelniczki jednostronnością wysiłków, to już nie literatura erotyczna, a niemal porno (jedynie tym broni się autorka, że odwleka moment penetracji). Tu absolutnie nic nie ma znaczenia: a najmniej tytułowa Australia, która w kontekście pojawia się tylko dlatego, że to daleko od Polski. Jeśli ktoś liczy zatem na opowieść – i to opowieść, która nie będzie przewidywalna od pierwszego zdania po jedną jedyną niespodziankę pod koniec – to mocno się rozczaruje. „Żar Australii” nie jest książką, która by fascynowała czy zaciekawiała: tu nie ma w ogóle miejsca na oryginalne rozwiązania. Naiwna bohaterka musi przeżyć swój pierwszy raz z supermanem i ideałem, w dodatku w okolicznościach baśniowych. Alexa Lavenda wykorzystuje schematy i stereotypy – i wcale nie uzyskuje w ten sposób książki, która zasługuje na przetrwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz