czwartek, 1 października 2020

Justyna Bednarek: Fasola Eulalii

Egmont, Warszawa 2020.

Roślina

Wszystkie dzieci przechodzą ten etap fascynacji wyhodowaniem rośliny z ziarenka fasoli - to obowiązkowy element edukacji i jednocześnie wspaniała zabawa dla maluchów, kosztująca niewiele, a angażująca na dłuższy czas. Wystarczy trochę gazy, gumka recepturka albo sznurek, słoik z wodą i ziarenko fasoli, by wkrótce cieszyć się efektami. "Fasola Eulalii" Justyny Bednarek to pokazanie tego procesu w prostej lekturze, na pierwszym poziomie cyklu Czytam sobie. To jednocześnie podpowiedź, czym mogą się zająć maluchy - każdy ma szansę stworzyć własną roślinę - i lekcja czytania. "Fasola Eulalii" ma jednak oczywiści pewne ograniczenia. Na pierwszym poziomie cyklu autorzy muszą korzystać z wyrazów niezawierających ani dwuznaków, ani zmiękczeń, co oznacza, że czasami nieźle się gimnastykują, żeby znaleźć odpowiednie słowa. I w efekcie niekiedy trafiają na hasła, które nie funkcjonują w zwykłym języku najmłodszych, albo takie, które są zbyt kolokwialne na lekturę i nie pasują do całości. Justyna Bednarek ma problem z kiełkowaniem rośliny: wszystko tu "wyłazi", bo tylko tak da się uniknąć dwuznaków. Fasolka bywa zdrabniana (jako "fasolinka" czy "grubiutka" to akurat dziwne rozwiązanie, może chodziło o złagodzenie przymiotnika "gruba"). Jest tu słonko, które łypie, są utalentowane łapki - wszystko jakby trochę obok tekstu właściwego, nietrafione stylistycznie, ale spełniające wymogi cyklu na poziomie pierwszym. Zamiast pseudonimu pojawiło się "pseudo". Owszem, gubi się trochę Justyna Bednarek w słowach - kiedy musi szukać synonimów albo w ogóle rezygnować z jakiegoś czasownika na rzecz równoważnika zdania, za to pasującego do obowiązujących zasad. Jednak czasami też niepotrzebnie komplikuje dzieciom zadanie przez własne pomysły: oto Eulalia, kuzynka Eufrozyny - tak przedstawia się bohaterka tomiku. I oznacza to, że już na starcie dzieci spotkają się z bohaterką, której imienia nie znały i które wywoła trudności. Ciężko to przeczytać, ciężko zapamiętać - bo przecież tomik kierowany jest do najmłodszych odbiorców, do dzieci, które dopiero mają wprawiać się w lekturze. O ile dorośli z łatwością docenią tu dowcip, o tyle dzieci (które w elementarzach mają rozmaite "Ale" lub "Ole", przy Eulalii i Eufrozynie będą się męczyć, kompletnie niepotrzebnie - bo później przecież to fasolka pojawia się w centrum zainteresowania.

Daria Solak zajmuje się w "Fasoli Eulalii" stroną graficzną. Stawia na proste kształty, które przypadną do gustu maluchom: proponuje uśmiechnięte fasolki, motywy kwiatowe albo utensylia kuchenne przedstawione na tle kafelków. Nie ma tu wychodzenia poza rzeczywistość - jedyny wyłom w tej kwestii stanowi uśmiechnięta buzia fasolowej bohaterki. "Fasola Eulalii" to prosta historyjka, która przypomina najmłodszym, że samodzielnie mogą stworzyć zalążek ogródka - zachęca autorka do działań proekologicznych, a przy okazji uczy czytania. I to jest podstawowy cel tomiku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz