piątek, 25 września 2020

Krzysztof Varga: Dziennik hipopotama

Iskry, Warszawa 2020.

Władza

Krzysztof Varga tworzy dziennik z prawdziwego zdarzenia. Nie proste zapiski ku pamięci, nie notatki z codzienności – ale faktyczny zestaw przemyśleń i komentarzy literata, który uważnie obserwuje to, co dzieje się „w branży”, w polityce i w zwykłym życiu. Kończy się ten dziennik z początkami lockdownu, ale nie jest rozwleczony w czasie, autor znajduje całkiem dużo tematów do przeanalizowania na piśmie – i do tekstowych zabaw. Varga jest w pierwszej kolejności ironistą, który nie przepuści żadnej okazji do wyśmiewania tego, co utrudnia funkcjonowanie. Zabiera czytelników do swojego świata – do przestrzeni czerpiącej z popkultury, ale zapewniającej azyl przed zalewem głupoty. Varga chodzi na spotkania literackie, widuje się – towarzysko – ze znanymi postaciami świata filmu. Ale nie próbuje promować siebie czy chwalić się koneksjami. Woli stać się komentatorem codzienności. Tematów do kolejnych wpisów dziennikowych szuka w doniesieniach medialnych i w ciekawostkach, w anegdotach i w tym, co drażni. Odnosi się do mechanizmów rządzących życiem literackim (bo Varga jeszcze w życie literackie wierzy, przynajmniej usilnie stara się je ocalać), naświetla podstawowe pułapki, w jakie mogą wpadać koledzy po fachu. Interesują go media – w takim samym stopniu jak polityka i religia. Na każdy z tematów ma sporo do powiedzenia i nigdy swoimi przemyśleniami nie męczy. Czasami tylko zaczyna rytmizować prozę, uciekać do stylizowania i do zabaw formalnych – żeby tylko nie zostać posądzonym o nadmierne przejmowanie się komplikacjami. Może gdzieś delikatnie przypomnieć o swojej twórczości, ale może też naigrawać się z nagłaśnianych za wszelką cenę pseudoliteratów albo wydarzeń, które w historii literatury raczej się nie zapiszą. Odnotowuje przemianę książki w produkt – i ubolewa nad tym, ale nie w tonie martyrologiczno-jękliwym, raczej – jako satyryk. Od czasu do czasu rzuca czytelnikom ochłap – coś z własnego życia, niekoniecznie rozwijane czy przesadnie eksponowane – ot, w formie przypomnienia, że to dziennik, literatura najbardziej osobista. Bywa, że jakiś bodziec z otoczenia pozwala odbyć podróż w przeszłość, do historii literatury albo do faktów z życia sław, jednak Varga ucieka od stylistyki plotki. Nie ogranicza się do literatury – chodzi na premiery filmowe, podróżuje, recenzuje, podtrzymuje kontakty towarzyskie, ale też – zaznacza, jeśli ktoś z bliskich ma problemy. Potrafi znienacka przeskoczyć na temat głośnych spraw w kościele – albo… do piłki nożnej. Nie boi się mocnych słów. Przez to, że jest świadomy wartości swojej prozy, może zafundować czytelnikom lekturę świetną – „Dziennik hipopotama” to książka, którą w pewnym momencie chce się przepisywać po kawałku, żeby ocalić ciekawe spostrzeżenia albo zaznaczać coś, co poprawi humor. Sporo tu prowokacji, ale też – fantazja autora nie pozwalana tworzenie tekstu obojętnego i wolnego od drapieżności. Varga pokazuje, że forma diariusza może się na rynku sprawdzić nawet dzisiaj – i jednocześnie testuje modę na zwierzenia, ale też ją podważa – przez wybierane kierunki komentarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz