Prószyński i S-ka, Warszawa 2020.
Małe dramaty
Te małe historie składają się na wielki dramat, o którym przez długi czas historia milczała – jeśli do świadomości społeczeństwa przebijały się stopniowo wiadomości o tym, co działo się na przykład w Oświęcimiu, nikt nie zastanawiał się nad krzywdą dzieci. W „Medalionach” Zofia Nałkowska pokazała, jak dzieci bawią się w palenie Żydów, później pojawiały się od czasu do czasu informacje o eksperymentach medycznych przeprowadzanych na najmłodszych. Ale nikt nie opracowywał tematu tak jak Jolanta Sowińska-Gogacz i Błażej Torański, którzy proponują odbiorcom książkę „Mały Oświęcim. Dziecięcy obóz w Łodzi” - publikację przybliżającą, co działo się z najmłodszymi za drutami obozów. Tematy – w zasadzie zbliżone do tych z „dorosłych” relacji – zostają zestawione na zasadzie mozaiki: trudno, żeby dzieci, które przeżyły piekło, budowały całe złożone opowieści o tym, co przeszły. Raczej bezpośredni świadkowie wydarzeń odpowiadają na zadawane pytania – lub autorzy sięgają do dokumentów i wydobywają z nich to, co akurat potrzebne do przeanalizowania motywu. I tak nie zabraknie tu danych dotyczących rodzajów podawanych dzieciom posiłków, kar, albo działań medycznych na ludzkich królikach doświadczalnych. Gdzieś powracają kwestie związane z dzieciństwem – przełamane przez okrucieństwo oprawców.
Sowińska-Gogacz i Torański nie starają się tworzyć na siłę literackiej opowieści. Wynika to z kilku powodów: najważniejszy jest taki, że nie dadzą rady przebić autobiograficznych wyznań, które na rynku są obecne od dekad, więc nawet nie próbują. Poza tym trudno byłoby z osobna komentować każdą wypowiedź na ten sam temat – zwłaszcza że są do siebie podobne i ich funkcją staje się potwierdzanie wersji wydarzeń, a nie wprowadzanie nowych informacji. Jednozdaniowe wyznania składane razem mają większą siłę rażenia, przynajmniej kiedy chodzi o losy dzieci. Autorzy zajmują się odkrywaniem kłamstw i deszyfrowaniem zachowań tych, którzy się nad nieletnimi więźniami obozu znęcali, pytają też o możliwość nawiązania kontaktu z bliskimi czy uzyskiwania od nich pomocy. Dowiadują się, jak dzieci trafiały do obozu w Łodzi i co je tam czekało. Nie uderzają w tony martyrologiczne – temat sam w sobie jest już wystarczająco straszny, zwłaszcza w połączeniu ze świadomością, że dotyczy tych, którzy nie dają rady się obronić. Dzieci w obozie niekoniecznie mają tendencje do rozstrząsania swojej sytuacji: raczej próbują przeżyć za wszelką cenę. Przez lata, już jako dorośli, mogli sobie poukładać doświadczenia z przeszłości, jednak autorzy dążą do tego, żeby uzyskać od rozmówców informacje nieprzefiltrowane przez interpretacje.
Trudna książka, trudny temat, ale za sprawą tendencji na rynku wydawniczym mocno już wyeksploatowany – o ile dziecięcych obozów autorzy przeważnie nie opisywali, o tyle natłok wspomnień z obozów grozi znieczuleniem czytelników na ten motyw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz