niedziela, 9 sierpnia 2020

Dorota Kassjanowicz: 30 znikających trampolin

Albus 2020.

Pastisze

Można wykorzystać taki pomysł w celu podszlifowania warsztatu, ćwiczenia pisarskich umiejętności i sprawdzenia, jaką zabawę daje tekst jako taki. Dorota Kassjanowicz proponuje jednak coś innego: pastisze podsuwa jako rozwiązanie dzieciom. W ten sposób dotrze do różnych grup odbiorców. Najmłodszym pokaże, że jedna historia opowiedziana na kilka sposobów to zestaw zupełnie różnych historii. Dorosłym – na przykład rodzicom, którzy będą towarzyszyć dzieciom przy lekturze – że w każdym, najbardziej nawet zwyczajnym wydarzeniu można odkryć sporo magii. W „30 znikających trampolinach” autorka wybiera sobie jeden motyw: oto dzieci wracają z basenu i przekonują się, że pod ich nieobecność zniknęła z ogrodu trampolina. Maluchy podejrzewają, że zakradł się do nich złodziej i wyniósł ich ulubioną zabawkę – zaczynają nawet zastanawiać się, kto z sąsiadów jest najbardziej podejrzany w takiej sytuacji. Na szczęście nad wszystkim czuwa tata i to on rozwiązuje zagadkę: na jego oczach wielka wichura przeniosła trampolinę przez płot, do innego ogródka. Niby nie ma w tym tajemnicy, sprawy kryminalnej albo powodów do narzekania – jest za to sensacja, bo podobne wichury nie zdarzają się zbyt często – ale dla dzieci to szansa na opowieść przypominającą bajkę.

Cała fabuła zostaje ukazana w pierwszym, neutralnym tekście. W dalszej części tomu Dorota Kassjanowicz zajmuje się już opowiadaniem tej samej historii na różne sposoby. I o ile przynajmniej część dorosłych trafiała w swoich lekturach na parodie i pastisze, więc wie, ile zależy od przyjętej formy, o tyle dla kilkulatków będzie to co najmniej odkrywcze. Trochę szkoda, że nie zawsze autorka czuje się silna w pastiszach, bywa, że mogłaby coś opowiedzieć lepiej, bywa też, że wybiera rozwiązanie „klimatyczne” zamiast kolejnego gatunku. Niespecjalnie imponuje rymowankami (ale jest ich tu kilka, w różnej funkcji), czasami decyduje się na przykład na wersję „optymistyczną” i „pesymistyczną”, czym pokazuje dzieciom, że odpowiedni dobór słów może wręcz narzucać odbiorcom sposób interpretacji. Wymyśla raz własny język do opowiedzenia historii, raz bawi się w baśń, telewizyjny reportaż interwencyjny czy w plotkarską relację. Podpowiada, jak opowiadanie brzmiałoby w wersji dla wzrokowców i dla słuchowców, przywołuje formy nie tylko literackie. Wprowadzane przez nią rozwiązania mogą zachęcić dzieci do samodzielnych poszukiwań środków wyrazu – to zjawisko, którego nie spotyka się przeważnie w szkołach, a szkoda, bo maluchy mogłyby sporo się nauczyć podczas zabawy. Choćby – jak operować słowami i jak je dobierać, żeby najlepiej przekazywać intencje. Jest w tej publikacji zatem nie tylko pomysł autorski, ale i zestaw inspiracji. Tak przygotowana książka może nie przekona wszystkich dzieci, za to przyda im się bez wątpienia do rozwijania wyobraźni oraz kompetencji językowych. Warto też zwrócić uwagę na jakość wydania: tom staje się popisem graficznym Pauliny Daniluk, która odchodzi od kiczowatych i cukierkowych rysunków na rzecz prześmiewczych i momentami nawet satyrycznych obrazków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz