Helion, Gliwice 2020.
Wystąpienia
Różne są metody uczenia ludzi, jak mają występować publicznie. Niektórzy autorzy wybierają rzetelność w przygotowaniach, omawiają krok po kroku absolutnie każdy aspekt zachowania, wyglądu oraz konstrukcji prezentacji. Dzielą wszystko na przejrzyste części, wprowadzają niemal brykowe uproszczenia i notatki, z których nawet nie da się wyciągnąć esencji dla siebie – bo są już gotowymi przepisami na sukces (pod warunkiem, że się je zastosuje w praktyce). Są też i tacy, którzy liczą na grono własnych fanów i nie szukają zbyt daleko ponad to, co sami stosowali. Jan Grzesiak należy do tej drugiej grupy. Wierzy głęboko, że wystarczy przełożyć na książkę wiadomości, które prezentuje się słuchaczom podczas szkoleń – nawet z podobnym rytmem i żartami dla rozluźnienia atmosfery – żeby powstał poradnik. W efekcie „Rozboje sceniczne” nie przydadzą się zawsze i każdemu. Owszem, czasami mają znaczenie – zwłaszcza kiedy ktoś potrzebuje szeregu ćwiczeń na dykcję oraz fragmentów tekstów do przedstawiania na akademiach – ale tematyka jest za mało zróżnicowana i za mało kompleksowa, żeby taki poradnik wystarczył do wyjścia na scenę lub choćby przygotowania się do przemawiania przed szefostwem.
Jan Grzesiak wierzy w siebie i gdyby tylko podpowiedział czytelnikom, jak mają iść w jego ślady (to znaczy – przekonać siebie samych, że dadzą radę w każdych warunkach pokonać wszelkie trudności), byłoby świetnie. Niestety, autor koncentruje się raczej na kilku detalach, niekoniecznie istotnych dla „niedzielnych” mówców. Jasne, podpowiada, że ważne jest schludne ubranie i czyste buty, ale niewiele miejsca poświęca gestykulacji czy postawie. Wspomina o tym, że był bity w dzieciństwie, ale nie pisze o tym, jak podtrzymywać uwagę widzów i co robić, żeby prezentacja była udana – niezależnie od tego, czego ma dotyczyć. Wie, jak ćwiczyć dykcję i to ćwiczenie czytelnikom przedstawia wręcz w przesadnej liczbie przykładów: zbiera wszelkie możliwe łamańce językowe (szkoda, że „Ballady ćwiczebnej na tempo i dykcję” nie zaadresował – Andrzej Waligórski byłby chyba rozczarowany taką postawą) i zachęca do ich wypowiadania. To rozgrzeje aparat mowy. Ale już zbieranie tekstów klasyków i zmuszanie odbiorców do wygłaszania ich (bez możliwości zamiany na coś ciekawszego i bez uzasadnienia takiej postawy) zniechęca. Wygląda na zapychanie objętości tomu, a nie na przemyślaną strategię. Jan Grzesiak ponadto lubi w tekście błaznować. Sili się na rozmaite żarty, niekoniecznie wywołujące kaskady śmiechu (i może w ten sposób zniechęcić do swoich warsztatów „Jak rozśmieszać ludzi” - bo i takie pojawiają się w reklamie na końcu tomu). Odbiega od zasadniczego tematu, to jest – jak zwykły człowiek ma się przygotować do wystąpienia, którego najprawdopodobniej wcale nie chciał. Za dużo dygresji, za mało podstaw – co czyni z tej publikacji wyraźnie książkę dla fanów Jana Grzesiaka albo dla ludzi, którym spodobał się prowadzony przez niego kurs. Jeśli ktoś potrzebuje zestawu porad, a nie gawęd, będzie musiał poszukać gdzie indziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz