Prószyński i S-ka, Warszawa 2020.
Odchodzenie
Ta książka jest niezwykła, chociaż rynek już jakiś czas temu nasycił się literaturą szpitalną. Ale Darek Milewski wcale nie oferuje czytelnikom wglądu we własne życie – przynajmniej nie bezpośrednio. „Mały wielki tydzień. Książka napisana jednym palcem” to fikcja literacka powstała na bazie doświadczeń autora – ma zatem cechy autobiograficzne, ale przefiltrowane przez dystans, jaki umożliwia powołanie do istnienia kogoś innego. ALS, stwardnienie zanikowe boczne, to choroba, która nie pozostawia nadziei – w odróżnieniu od stwardnienia rozsianego, z którym można żyć (i nawet mieć nadzieję na wyleczenie). Na ALS lekarstwa nie ma. Ale „Mały wielki tydzień” nie będzie wcale rejestrem heroicznej walki ani narzekaniem na los. To dość lekka – prześmiewczo-ironiczna relacja bohatera, który nie może się już komunikować z otoczeniem inaczej niż przez „gadacza”, który nie jest w stanie nic wokół siebie zrobić – i który coraz bardziej uzależniony jest od pomocy innych. Nieprzypadkowo Darek Milewski dedykuje tę książkę bliskim chorych na ALS. To zresztą coś, co w lekturze rzuci się w oczy.
Daniel Kot, bohater tomu, ucieka od patosu. A ucieka dzięki drobnym sprawom, codzienności, w której pojawiają się nieoczekiwane wyzwania. Nacisk w swojej opowieści kładzie na relacje z partnerką, Alą – i to nadaje wartość książce. Ala jest niezawodna. Z niewytłumaczalną siłą pomaga w ubieraniu się i przenoszeniu coraz bardziej bezwładnego ciała, wypracowuje sobie metody działania, nigdy się nie skarży, chociaż zdarza jej się zwyczajnie gderać i narzekać, kiedy nie ma na coś ochoty. Pozwala na normalność w kompletnie nienormalnej sytuacji – a do tego bez pudła odczytuje nastroje Daniela, którego pieszczotliwie nazywa Kotem. Choroba nie musi przekreślać namiętności – bywa, że bohater marzy o bliskości fizycznej, chociaż powstrzymuje się przed wypowiadaniem pragnień. Ala jednak doskonale go zna i wie, kiedy zafundować mu porcję czułości, która poprawi nastrój. A do tego niczego nie udaje – jest szczera do bólu. Zdarza jej się robić awantury, udawać, że nie słyszy wypowiadanych przez gadacza próśb, krytykować i wpadać w irytację. To najlepszy sposób, żeby Daniel nie musiał (i nie mógł!) rozczulać się nad sobą i cierpieć z powodu cierpienia innych. A przecież życie z człowiekiem już niemal całkiem sparaliżowanym nie należy do prostych. Zwykłe kichnięcie może oznaczać nieoczekiwany i niepożądany kontakt z wydzielinami ciała, Daniel już przestaje się wstydzić, że funduje ukochanej takie „atrakcje”: nic na to nie poradzi. Intelektualnie pozostaje sobą, ale ciało odmówiło już współpracy – i na to bohater nie ma dobrego rozwiązania.
„Mały wielki tydzień” to przekonująca próba pokazania codzienności z nieuleczalną chorobą odbierającą siły, godność i życie – bez udawania, bez fałszywych emocji, za to z wyczuciem międzyludzkich komplikacji i wyzwań. Na chorobę bliskich nie można się dobrze przygotować – jednak przykład Ali pokazuje, że da się zmierzyć z takim wyzwaniem, bez rezygnowania z siebie. Darek Milewski, nawet jeśli gdzieś popełnia stylistyczne niezręczności (chociaż często się mu to nie zdarza), zyskuje głos dzięki prawdziwości wydarzeń i celności w ich charakteryzowaniu. Dowcipnie – nawet jeśli bohaterowi nie jest do śmiechu – prezentuje przechodzenie przez najtrudniejszy czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz