czwartek, 16 kwietnia 2020

Roger Hargreaves: Mała gimnastyczka

Egmont, Warszawa 2020.

Wygibasy

Mała Gimnastyczna spodoba się dzieciom, które rozpiera energia – i które bez przerwy szaleją, wykonują przedziwne figury i uważają, że znacznie lepiej i ciekawiej jest przeskakać drogę, zamiast ją zwyczajnie przejść. Kolejna bohaterka serii Rogera Hargreavesa zachęca do aktywności fizycznej. Sama ścieżki przemierza niemal wyłącznie gwiazdami, różnych kończyn używa do czynności pierwotnie zarezerwowanych albo dla rąk, albo dla nóg (bohaterka sama w sobie jest antropomorfizowana, chociaż według opracowania graficznego to kulka z rączkami i nóżkami, jak wszyscy w cyklu), cały czas spędza w ruchu i nigdy się nie nudzi. To postać, która jest wzorem do naśladowania dla najbardziej energicznych maluchów, a do tego przynosi sporo śmiechu – bo autor buduje ją na przesadzie i na wyobraźni absurdalnej. Maleńki tomik „Mała Gimnastyczka” jest zaledwie kroplą w olbrzymiej serii, ale przynosi dużo więcej tekstu niż niektóre licencyjne picture booki. To bardzo klasyczna opowiastka – mimo że króluje tu nonsens i podporządkowanie akcji jednemu tematowi. Roger Hargreaves dba o to, żeby dzieci miały co czytać i żeby nie nudziły się przy lekturze. Mała Gimnastyczka to bohaterka żywiołowa, może dzięki temu przyciągać uwagę. A ponieważ ma w sobie dużo z dziecka – jak zresztą każdy bohater cyklu – łatwo będzie znaleźć grupę odbiorców, którym szczególnie przypadnie do gustu.

Roger Hargreaves nie musi się zastanawiać, skąd brać pomysły do kolejnych tomików: zawsze wykorzystuje motyw, który daje się zaobserwować u części maluchów – w serii znajdą się i Mała Porządnisia, i Mała Łakomczuszka, i Mała Przylepa, i Mała Wstydnisia… za każdym razem autor sięga po coś, co jest doskonale znane dzieciom i ich rodzicom – i na bazie jednej cechy tworzy prostą kreskówkową bajeczkę. Wypuszcza swoją bohaterkę w świat, każe jej działać, rozwiązywać problemy innych, pomagać i przy okazji eksponować przydatność swojej dominującej cechy. Wszystko opiera się na prostych opisach i na poczuciu humoru – dzieje się w tomiku sporo. Chociaż jest formatowo niewielki, autor nie ogranicza tekstu: na jednej stronie prowadzi kilkuzdaniową narracje (druga strona to prosty rysunek). Takie rozwiązanie sprawdza się przy najmłodszych i przy tych, którzy sami uczą się czytać. Propozycja Hargreavesa może przydać się przed snem, ale też dla rozrywki. Autor nie moralizuje, wie, jak się pisze dla dzieci, podaje proste historyjki z puentami – co też jest istotne w dobieraniu lektur dla kilkulatków. „Mała Gimnastyczka” tym samym jawi się jako świetna propozycja dla maluchów. Rozbawi, doda energii, pozwoli na uśmiech – w zasadzie nie ma wad. Może poza taką, że jest maleńka, więc łatwo przeoczyć ją na księgarskich półkach, chociaż może w całej serii wcale tak skromnie wyglądać nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz