Egmont, Warszawa 2020.
Walka o wolność
Ewa Nowak sięga po tematykę, która wydaje się być zbyt poważna dla najmłodszych: zwykle nawet na lekcjach historii w pierwszych latach podstawówki nie wgłębia się tak mocno w szczegóły dotyczące walk i bitew – na szczęście za realizowanie zagadnienia bierze się w końcu profesjonalistka w dziedzinie poruszania trudnych kwestii. Ewa Nowak niejednokrotnie już udowodniła, że nie ma dla niej motywów nie do przedstawienia najmłodszym. Skoro czuwa nad przebiegiem akcji – może zaintrygować dzieci historią. „Bitwa Warszawska 1920, czyli Cud nad Wisłą” to pozycja na trzecim poziomie serii Czytam sobie: nie dość, że są tu bardziej rozbudowane rozdziały i tekst wymagający uważności, nie dość, że trzeba całkiem często sprawdzać znaczenie poszczególnych słów w słowniczku zamieszczonym z tyłu książki, to jeszcze przejście do sytuacji bitew, rozstań i pożegnań nie dodaje otuchy. Jasne, że Ewa Nowak może tu dawać lekcję historii w dobrym wykonaniu – ale parę razy wstrząśnie czytelnikami.
Bohaterką tomiku jest Zosia Pietraszko. Jako dziecko spotkała Piłsudskiego na Kasztance. Po paru latach (chociaż upływ czasu nie został tu wyraźnie zaznaczony, dla odbiorców Zosia może być wciąż tym samym dzieckiem, które chodzi do szkoły) do pokoju dzieci wchodzi zapłakana mama i informuje pociechy, że wybuchła wojna z Rosją. Najpierw Antek postanawia zostać żołnierzem, potem kuzyn przychodzi się pożegnać – zaciąga się do wojska i nie wie, czy jeszcze kiedyś uda mu się zobaczyć z rodziną. W końcu także sama Zosia postanawia stanąć w obronie kraju. Młodzi ludzie podejmują jedyną słuszną decyzję: wiedzą, że wiele im grozi, ale też nie mogą czekać z założonymi rękami na rozwój wydarzeń. Natomiast odbiorcom wyda się dziwne, że kompletnie nie ma tu mowy o uczuciach starszego pokolenia: rodzice płaczą, kiedy rozstają się ze swoimi dziećmi – ale później nigdzie o tęsknocie rodzinnej. Tylko między rodzeństwem istnieje podkreślane uczucie. Kiedy Antek zostaje ranny, kiedy Zosia spotyka innego rannego żołnierza, któremu wręcza własną manierkę – pojawiają się w tekście symboliczne przedmioty, którymi łatwo operować, żeby odciągnąć uwagę od emocji.
Książka składa się z bardzo krótkich rozdziałów. Ewa Nowak nie zajmuje się zbyt długo konkretami wojennymi, stawia bardziej na to, co widowiskowe – ale w pewnym momencie trafia na linię ognia i rejestruje wydarzenia przerażające z perspektywy dzieci: nie ma tu cukrowania, wyłącznie śpiewania piosenek batalionowych i „romantyzmu” walki, ktoś zginie, ktoś inny zostanie ciężko ranny i zanim dowiemy się, że przeżyje, będzie moment nieprzyjemnego oczekiwania na najsmutniejsze wiadomości. Jest to zatem tomik bardziej dla tych dzieci, które interesują się historią i wojnami niż dla maluchów siedzących jeszcze w naiwnych kreskówkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz