Jaguar, Warszawa 2020.
Przygoda przed wiekami
Nie ulega wątpliwości, że seria Justyny Drzewickiej Ratownicy czasu do młodych czytelników trafi – będzie mogła funkcjonować podobnie jak kiedyś przygody Tomka Wilmowskiego, to znaczy dostarczając jednocześnie trzymającej w napięciu fabuły i wiadomości, które wykraczają daleko poza szkolny program. Jeśli jednak ktoś z grupy docelowej zajrzy do tomu „Nad wodami Nilu”, raczej nie będzie się chciał zagłębiać w papierowy świat wykreowany przez autorkę. Bo Justyna Drzewicka bardzo przejmuje się swoją rolą jako nauczycielki starożytności – i przekazywaniu wiadomości podporządkowuje wydarzenia. Nie jest w stanie stworzyć pełnokrwistych postaci, nie wyposaża ich w odczucia i emocje, każe po prostu mechanicznie działać i wtedy nawet kot-niekot nie pomoże w ocieplaniu atmosfery. Owszem, bywa, że ktoś musi się przełamać, że potrzebuje odrzucenia tego, czego się nauczył w swoich czasach, żeby pomóc przyjaciołom z kompletnie innej epoki – ale nawet takie sytuacje pozbawione są dynamiki i oczekiwania. Po prostu wiadomo, że zdarzy się to, co autorka starannie sobie zaplanowała – w takim układzie trudno o wywoływanie napięcia. A potencjał historia ma. Dwójka nastolatków, Sara i Daniel, przenoszą się w przeszłość. Chcą, żeby Giulia, ich koleżanka z Bolonii (z piętnastego wieku), która właśnie odzyskuje świadomość, nie przeżyła szoku kulturowego tylko jak najszybciej mogła wrócić do bliskich. Podróże w czasie mają jednak to do siebie, że niekoniecznie kierują śmiałków tam, gdzie trzeba – w efekcie dzieci trafiają do Egiptu wiele wieków przed naszą erą. Tam muszą zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami, zwłaszcza kiedy okaże się, że ktoś dybie na ich życie. Nie pomoże nawet mądry kot z dostępem do zasobu danych. Tu trzeba sprytu, energii i umiejętności podejmowania błyskawicznych decyzji, żeby w ogóle przetrwać. A i to nie jest pewne, skoro wrogowie mogą czaić się wszędzie.
Zamiast przejąć się budowaniem przekonujących charakterów, Justyna Drzewicka stara się wpleść w książkę jak najwięcej informacji. Mnoży przypisy i wyjaśnienia, ale nie tylko na marginesie strony: również w rozmowach i codziennych perypetiach roi się od komentarzy edukacyjnych. Kto da się wciągnąć w sensacyjną fabułę – wygra, bo nie będzie miał problemu z zapamiętaniem natłoku informacji. Kto jednak szukałby w bohaterach odrobiny życia i samoświadomości – może się rozczarować. Do tego autorka przejmuje się bardzo swoją misją edukacyjną i wplata w rozmowy podpowiedzi, jak zachowywać się wobec kobiet, uczy płeć piękną walki o swoje prawa (co objawia się w zwracaniu uwagi na detale nawet w obrębie języka, w ferworze akcji nie powinno to być podstawowym zmartwieniem bohaterów), a kiedy próbuje napisać coś z humorem – wychodzi jej raczej drętwo (zwracanie się do dziewczyny „tytułami” z różnych czasów i przypadkowo wplatanymi w wywód nie należy do najbardziej wyszukanych dowcipów. Justyna Drzewicka pisze poprawnie – i tylko tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz