niedziela, 19 kwietnia 2020

Andrew Sean Greer: Marny

W.A.B., Warszawa 2020.

Przypadki pisarza

Artur Marny jest… marny i nie pomogą mu w tym żadne nagrody (Nagroda Pulitzera jako okładkowa zachęta może zaostrzyć apetyty i większe będzie później rozczarowanie. Wydaje się, że motyw słabego pisarza, który nie wie, co zrobić ze swoim życiem, przenosi się automatycznie na autora – który wyraźnie nie ma ciekawego pomysłu na rozwój fabuły i liczy na to, że wątek homoseksualizmu – oś fabularna tomu – wystarczy czytelnikom jako środek śmiechotwórczy. Tak się jednak – ku zdziwieniu Andrew Seana Greera nie ma szans zdarzyć. Artur Marny bowiem śmieszyć będzie zaledwie przez moment, a przygody, w jakie się wplątuje, są na tyle wydumane, by raczej zmęczyć niż bawić. „Marny” to książka, w której przekonanie, że wyjście poza utarte schematy jest brawurą, ma czytelnikom wystarczyć. Nie wystarcza, zwłaszcza że owo wyjście wiąże się jedynie z przeskokiem do świata homoseksualisty. Artur Marny został porzucony przez wieloletniego partnera. Teraz czuje, że stracił dla niego dziewięć lat życia – i rozpamiętuje poszczególne scenki czy sytuacje, które mogłyby dać mu do myślenia i przygotować na nieuchronne rozstanie. Marny ma zresztą jeszcze jeden problem do rozwiązania: jego były właśnie bierze ślub. Tytułowy bohater powieści Greera nie ma zamiaru pokazywać się na uroczystości – zresztą to tylko spotęgowałoby jego cierpienie i jego bezradność. Potrzebna jest mu zatem dobra wymówka, żeby nie został oskarżony o małostkowość. Przecież w związku też nie zawsze dochowywał wierności – kierował się zasadą, że najważniejsza jest przyjemność, taką samą dozę swobody pozostawiał ukochanemu. Teraz całe liberalne podejście mści się, a Artur Marny zostaje sam – bez nazwiska, bez kariery i bez partnera u boku. Rzuca się zatem w wir życia literackiego, które zdążył już mocno zaniedbać. Przyjmuje zaproszenia na spotkania autorskie, jeździ po całym świecie, trafia na konferencje literackie i na panele dyskusyjne. Wszędzie może zdarzy się coś, co pchnie go z powrotem do rozpamiętywania przeszłości – ale przynajmniej odległość pozwala odrobinę zdystansować się od codziennych problemów. Artur Marny nie wybiera może najlepszej strategii radzenia sobie z problemem, ale daje sobie czas na pogodzenie się z sytuacją i wyjście z twarzą z niezręcznego układu. Przecież nikt nie będzie od niego żądał, by przerwał zawodowe wyzwanie i wrócił wyłącznie na ślub byłego kochanka.

Andrew Sean Greer uznaje najwyraźniej, że pomysł na kreację pisarza-nieudacznika-geja wystarczy, żeby zdobyć zaufanie czytelników i rozśmieszać ich w każdych okolicznościach, bez względu na to, co wydarzy się w miałkiej fabule. Zderza bohatera-fajtłapę z kolejnymi personami z różnych krajów, każe mu kaleczyć języki i udowadniać, że naprawdę nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Zapomina autor, że w podobnych wypadkach najłatwiej jest przenieść ocenę postaci na twórcę – i tego nie zmienią już żadne nagrody ani wyrazy uznania. W „Marnym” trzeba się przede wszystkim pogodzić ze specyficznym poczuciem humoru – nieobliczonym na śmiech, za to bazującym na satyrze społecznej kreślonej zbyt grubą kreską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz