piątek, 7 lutego 2020

Agata Przybyłek: Masz wiadomość

Czwarta Strona, Poznań 2020.

Naiwność

Jest w tej powieści irytująca nadzieja w porozumienie dusz, w możliwość znalezienia swojej drugiej połówki, człowieka, który będzie idealny pod każdym względem – przez internet, na portalu randkowym. Julia ma wprawdzie mnóstwo zastrzeżeń – w pełni zrozumiałych i powielanych przez czytelniczki powieści – ale jej najlepsza przyjaciółka, Alicja, rozwiewa wszelkie wątpliwości i namawia do odwagi w tej kwestii. I może gdyby na powieściowym portalu Julia spotkała kogoś, z kim może przeżyć ciekawą przygodę, udałoby się Agacie Przybyłek przekonać do siebie czytelniczki. Jednak autorka nie uznaje półśrodków i w tej opowieści pozwala sobie na przesłodzoną i „przeromantyczną” historię o księciu z bajki. Wprawdzie rama kompozycyjna wykracza poza akcję i zdradza losy postaci – ale to nie wystarczy do zbudowania poczucia prawdziwości i prawdopodobieństwa. Agata Przybyłek zatrzymuje się po prostu na poziomie spełniania marzeń bez żadnych zastrzeżeń – a tym nikogo nie skusi do lektury, bo nawet czytelniczki, które mają dość ciągłych kłopotów i łzawych rozstań, tym razem zobaczą, że zbytnia cukierkowość nie służy narracjom. „Masz wiadomość” to książka bez zmartwień. Julia na początku traci narzeczonego – była z nim wiele lat, sporo wycierpiała i przekonała się, że toksyczne związki nie mają sensu. Norbert okazał się facetem, któremu nie można ufać, kiedy przyszło do ostatecznych rozstrzygnięć w sprawie ślubu, opowiedział się po stronie mamusi (dążącej do wielkiej fety), a nie brał pod uwagę marzeń swojej ukochanej. Julia próbuje pogodzić się z rozstaniem (co znajduje wyraz w niekończących się rozmowach z przyjaciółką oraz z mamą), a jednocześnie zagaduje na portalu randkowym do chłopaka o intrygującym (chyba tylko ją) nicku. Szybko okazuje się, że Adam – facet po przejściach – nadaje się na obiekt westchnień idealnie. Bohaterka przestaje skupiać się na studiach czy na relacjach towarzyskich, przez cały czas siedzi z nosem w komunikatorze i odpowiada na kolejne wiadomości. Zachowuje się przy tym jak nastolatka bez doświadczenia życiowego, każdy tekst, jaki przeczyta, traktuje na korzyść przyszłego partnera, cieszy się z każdej nadesłanej uwagi i nawet nie bierze poprawki na zwroty grzecznościowe. Za wszelką cenę chce autorka przekonać czytelniczki, że bohaterowie są dla siebie stworzeni i że udało im się znaleźć miłość wręcz niemożliwą.

Prowadzenie słodkich pseudodyskusji w pewnym momencie zacznie męczyć: nie dość, że jest przewidywalne do bólu, to jeszcze autorka nie do końca radzi sobie z narracją. Kiedy buduje zdania, to tak, jakby zapominała o podmiocie (wychodzą jej przez to stylistyczne koszmarki), do tego w dialogach wypada, delikatnie mówiąc, blado: nie udaje jej się sprawić, by brzmiały przekonująco (o prawdziwości już nie można wspominać). Wymiany myśli są książkowe – ale nie wynika to ze stylizacji, tylko z nieumiejętności Przybyłek w dziedzinie budowania opowieści. To nieważne, skoro podstawowym mankamentem tomu jest nastawienie na realizowanie miłości z marzeń. Bez utrudnień i wyzwań nie ma opowieści, tej książce brakuje dynamiki – ale i podstawowej redakcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz