czwartek, 9 stycznia 2020

Stanisław Sątowicz: Byłem gorylem Gomułki i Gierka

Fabuła Fraza, Warszawa 2019.

Z boku

Trochę się czasami Stanisławowi Sątowiczowi ulewa goryczy na tematy aktualnej polityki i podejścia do dawnych czasów. Nie zamierza jednak się tłumaczyć ze swoich zawodowych wyborów, nie czuje się też winny czy rozczarowany własną karierą. „Byłem gorylem Gomułki i Gierka” to, jak twierdzi, jego jedyna książka, która umożliwia odbiorcom zorientowanie się w meandrach nietypowej pracy – i sprawdzenie, jak zachowywali się politycy według ich „cienia” i od strony zupełnie prywatnej. Książka, którą Sątowicz proponuje, jest zbiorem luźnych wspomnień i anegdot, bardziej przypisem do podręczników do historii niż próbą ich znaczącego uzupełnienia. Nie ma tu porządkowania pod kątem biografii ani gromadzenia faktów w celu prostowania historii. Dla autora to szansa na podzielenie się własnymi przemyśleniami oraz wspomnieniami, dla odbiorców – czysta rozrywka i możliwość zagłębienia się w relację niebanalną. Sątowicz pisze w zasadzie dla siebie – ale robi to tak, że z powodzeniem może swoje zapiski udostępnić szerokiemu gronu odbiorców. I nie ma co zajmować się drobnymi porozrzucanymi po narracji deklaracjami politycznymi – to jak felietonowy komentarz, rodzaj autocharakterystyki niepotrzebnej w lekturze – lepiej od razu zanurzyć się w codzienność „goryla”. Ochranianie Gomułki, a potem również Gierka, wiązało się z rozmaitymi wyrzeczeniami, ale i możliwościami. Autor opowiada między innymi o znajomości rodzin, o znanych sąsiadach, o zwyczajach i codzienności „towarzyszy”. Sięga po obiegowe żarty, jeśli chce skomentować postawy tych, którym towarzyszy. Wyjaśnia przy okazji odbiorcom specyfikę pracy – wie, że nie każdy zdaje sobie sprawę z organizacji zajęcia, a teraz może bez przeszkód ujawniać dawne tajemnice. Rozwiewa wątpliwości, podaje ciekawostki – zresztą próba zaintrygowania odbiorców wybrzmiewa tu bardzo silnie, wydaje się, że autor jak na krygowanie się we wstępie jest bardzo świadomy warsztatu literackiego i radzi sobie bez zarzutu z tokiem narracji. Wie, jak przyciągnąć czytelników, dzieli się prywatnymi opowieściami – a do tego wprowadza własne wnioski i analizy. Takimi zabiegami przekonuje do siebie całkiem szybko, a ponieważ rytm książki został dobrze przemyślany, całość czyta się błyskawicznie. Opowiada Sątowicz o nietypowych korzyściach ze stanowiska (i o konsekwencjach w innym ustroju), o zwierzętach, jakie towarzyszyły „jego” politykom, o dostępnej broni, o posiłkach, o nieznaczących rozmowach na tematy neutralne, o wymianach uprzejmości i o humorach. Zamienia się w uważnego obserwatora, przedstawia czytelnikom to wszystko, co wydaje mu się intrygujące lub niezwykłe, a co stanowiło dla niego po prostu element codzienności. Zwierza się czasami z wyzwań, którym musiał stawiać czoła. Czasami wpada w reportażowe tony, czasami fabularyzuje, posługując się choćby bezpośrednimi dialogami. Tworzy publikację dla ciekawskich i cieszy fakt, że potrafi prowadzić gawędziarską narrację – taka najlepiej pasuje. Nie ma tu sztucznie wytwarzanego dystansu czy chwalenia się osiągnięciami, nie ma też nadmiernej dyscypliny – dzięki temu opowieść wypada naturalnie i może czytelników rzeczywiście na chwilę wciągnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz