środa, 8 stycznia 2020

Adam Robiński: Kiczery. Podróż przez Bieszczady

Czarne, Wołowiec 2019.

Spotkania

Przed Adamem Robińskim Bieszczady odsłaniają swoje tajemnice – zwłaszcza za sprawą ludzi, którzy przyjechali tu i osiedlili się, chociaż nie zamierzali zostawać zbyt długo. Bo ten rejon jak mało który pozwala na ucieczkę od pędu cywilizacyjnego i daje szansę na życie w zgodzie z naturą. Co prawda oznacza to wiele wyrzeczeń – w dodatku wszyscy turyści wypytują o niedźwiedzie, jakby to był jedyny motyw kojarzący się z Bieszczadami. Podróż Adama Robińskiego rozpoczyna się jeszcze w jego dzieciństwie, jako kolekcjonowanie starych i dziwnych map – w końcu autor podejmuje decyzję o wyruszeniu w nieznane. W Bieszczadach szuka realizacji swoich planów z dzieciństwa. Nie zamierza bawić się w tej książce w przewodnika po górach: interesują go zwłaszcza inni ludzie. Odstępuje im miejsce w książce, bo chce scharakteryzować Bieszczady przez pryzmat różnych wspomnień i opowieści – czy to snutych przy ogniskach wieczorami, czy – towarzyszących prezentacji nietypowych zawodów i sposobów na życie. W efekcie Robiński proponuje publikację, która zamienia się w zestaw fiszek, drobnych opowieści spotykanych na trasach rozmówców. Autor pilnie wysłuchuje wszystkich zwierzeń i nadziei, gromadzi je i tworzy wielowymiarowy portret bieszczadzkich tras. Ludzie odbierają te tereny na różne sposoby, każdy akcentuje to, co dla niego najważniejsze, a autor stara się jedynie pogrupować motywy, żeby nie pogłębiać chaosu panującego w życiu. I tak unika jakichkolwiek porządków, schematów czy widocznych założeń konstrukcyjnych, woli, żeby opowieść rozwijała się razem z drogą, z przemierzanymi szlakami i była sumą przypadków. Same Bieszczady zresztą nie poddają się systematyzacji – nie da się ich uregulować, a to również ze względu na rodzaje przedstawianych historii.

Adam Robiński nie odwołuje się do stereotypów, chyba że chce pokazać ich nieprzystawalność do rzeczywistości. Wie, że Bieszczady zaskakują, a także – że są bezlitosne dla tych, którzy nie potrafią się dostosować do surowych warunków życia. Absolutnie nie zachęca do przeniesienia się tutaj, tak samo jak odradzają to jego interlokutorzy – ale udaje mu się odtworzyć urok miejsca za sprawą kolejnych indywidualnych relacji. Bieszczady są zmienne i każdemu jawią się inaczej, przedstawianych przez ludzi opowieści nie da się posegregować – trzeba wpaść w nurt relacji i przyjmować kolejne wątki, taki system lektury pozwala rzeczywiście poznać specyfikę miejsca, a może też przygotować się na wyprawę.

„Kiczery” to książka, w której od czasu do czasu autor ujawnia zgryźliwe poczucie humoru. Prowadzi narrację osobistą, może zatem pozwalać sobie na komentarze spoza obiektywnego nurtu – dzięki temu łatwiej znajdzie wspólny język z czytelnikami. Tutaj liczy się osobista perspektywa, umiejętność przekazania odbiorcom własnych zachwytów lub przestróg. Wie Robiński, jak poruszać, jak przekonać do troski o przyrodę. A jednocześnie nie zatraca niemal dziecięcej fascynacji miejscem, przedstawia czytelnikom przygodę w tradycyjnym znaczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz