poniedziałek, 27 stycznia 2020

A. A. Milne: Niedźwiodek Puch (tłumaczenie na śląski: Grzegorz Kulik)

Media Rodzina, Poznań 2019.

Miś Maryś

„Kubusia Puchatka” znają wszyscy – to zatem doskonała lektura, żeby ćwiczyć na niej sprawność językową. Tym razem ukazuje się po śląsku, jako „Niedźwiodek Puch”, w przekładzie Grzegorza Kulika – i jest okazją nie tylko do zapoznania się z rytmem i melodią śląskiej mowy (na płycie dołączonej do książki tekst czyta Mirosław Neinert), ale i głosem w dyskusji o kształtowanie się języka regionalnego. Grzegorz Kulik chce być poza sporami – nie wyzwala wątpliwości, umożliwia za to cieszenie się odkrywaniem znanego-nieznanego. Do książki dołączony jest słowniczek pojęć, ale większość da się wyczytać z kontekstu (albo z pierwowzoru): chyba że ktoś chce w tomie czytać każdą literkę i skupiać się na poprawności lub trafności przekładu. „Kubuś Puchatek” po śląsku przede wszystkim może bawić – chociaż faktem jest, że znacznie bardziej bawi polski przekład Ireny Tuwim, a to za sprawą rozmaitych językowych smaczków i detali, których w transpozycji na śląski próżno by szukać. Kulik łatwej rywalizacji nie ma, mierzy się w końcu z mistrzynią języka i zabaw lingwistycznych: wyraźnie słabną jego siły w piosenkach oraz w dalekoplanowych komentarzach dotyczących bohaterów. Autor przekładu zajmuje się odwzorowywaniem fabuły, a nie opisów charakteryzujących bohaterów w danym momencie – zależy mu na tym, żeby zgadzał się przebieg wydarzeń i żeby w miarę możliwości oddać sens dialogów, a w konsekwencji odsuwa od siebie najdrobniejsze humorystyczne popisy – te, które na przestrzeni pojedynczych zdań wyzwalają radość czytelników. W przypadku „powinszowania urodzin” czy „proszę pukać”, w przypadku podskoków Prosiaczka w kieszeni Kangurzycy – robi się czasami żal, że Grzegorz Kulik nie popracował nad tekstem z kimś, kto lepiej wyczuwa humorystyczne puenty i kto potrafi bawić się językiem (można było zrobić z przekładu perełkę, wystarczy przypomnieć „Fistaszki” w wykonaniu Michała Rusinka, może przydałby się konsultant, który zwracałby uwagę na żarty – żeby nie zanikały w tłumaczeniu). Grzegorz Kulik odpuszcza kompletnie również piosenki – nie da się ukryć, że jest w nich słaby w ramach rymów, a ponieważ nie potrafi rozśmieszać czytelników współbrzmieniami – nie dba też i o całą wymowę tekstów, zupełnie jakby traktował wszelkiego rodzaju mruczanki jako zbędny dodatek do bajki. Tymczasem fani Kubusia Puchatka wiedzą doskonale, że bez piosenek ta historia się nie obejdzie.

Dla zwykłych czytelników ważne będzie zatem w ogóle dotarcie do dużego tekstu po śląsku: „Kubuś Puchatek” nadaje się na ćwiczenie czytania i na rozrywkę dość nieoczekiwaną: po „Małym Księciu” przychodzi czas na kolejną dziecięcą z pozoru – ale uniwersalną lekturę oswajającą z regionalnymi językami. W przypadku „Niedźwiodka Pucha” zadanie nie wydaje się specjalnie trudne: wystarczy odrobina osłuchania się ze śląskimi akcentami (i zaakceptowanie faktu, że Kłapouchy nazywa się Ijok), żeby sobie poradzić. Klasyczne ilustracje (w kolorze) umilają jeszcze przedzieranie się przez utwór. W ogóle „Niedźwiodek Puch” urzeka jakością wydania – to książka, którą można potraktować jako prezent i ozdobę biblioteczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz