PIW, Warszawa 2019.
Władza
Kroniki małej osady, która ma aspiracje stania się metropolią i konsekwentnie realizuje śmiałe plany śniących o potędze to gorzka satyra na władzę. Yan Lianke jest bezlitosny dla bohaterów. Portretuje ich w chwilach wyzwań, ale też – największych podłości. Udowadnia, że dostęp do władzy i stanowisk psuje, otwiera drogę do nadużyć i oddala kwestie etyczne. A jednocześnie dostarcza czytelnikom powieść przewrotną, o wznoszeniu, które tak naprawdę jest destrukcją. Jeden temat poruszany przez autora wiąże się z rozrostem miejscowości. Eksplozja musi być wielka, chociaż na razie to wioska, w której wszyscy się ze sobą znają i wiedzą, kto jest za co odpowiedzialny. Sen o potędze wprowadzany w życie oznacza stopniowy – chociaż szybki – rozwój, kosztem dobra mieszkańców. Błyskawicznie staje się jasne, że ludźmi tu nikt się nie przejmuje – a rządzący dbają tylko o siebie i o własne rodziny. Mało tego: to do władców przychodzą najpiękniejsze (i najbardziej biegłe w sztuce kochania) kobiety: tyle że małżeństwo to już kontrakt, a nie efekt wielkich uczuć. Liczy się to, co partnerzy mogą sobie wzajemnie dać, sojusze i korzyści w miejsce miłości. Co prawda to najmniejszy problem rządzących, ale mocno w tomie wybity. Yan Lianke pokazuje, jak rzeczywistość wpływa na codzienne dylematy i przedstawia mechanizmy powtarzalne mimo ich obnażania i krytyki.
„Kroniki Eksplozji” w formie mają przypominać dokument dotyczący miasta, są tu „podręcznikowe” wstawki na temat tego, jak funkcjonuje Eksplozja, jak reguluje się tu gospodarkę, jakie są lokalne tradycje i zwyczaje. Takie wprowadzenia do lektury przenoszą się szybko na inną płaszczyznę, autor przeskakuje od pozornie obiektywnych i suchych informacji do przedstawiania samych postaci i ich dylematów. Jest przy tym nie tylko znakomitym literatem – bo narracją przyciągnie do tomu wielu odbiorców – ale też satyrykiem, który wciąż naśmiewa się z ludzkich słabości. Eksponuje to, co należałoby zmienić – i czego nikt nie jest w stanie ruszyć, bo oznaczałoby to sprzeciwienie się najsilniejszym albo dzierżącym stery. Niby sytuację Eksplozji da się odnieść do sytuacji Chin, Yan Lianke tworzy satyrę na własną rzeczywistość – a jednak udaje mu się napisać tekst uniwersalny, taki, który sprawdzi się w różnych okolicznościach i będzie pokazywać kulisy władzy. W końcu „Kroniki Eksplozji” to przede wszystkim słabość ludzi, coś, co zasługuje na ostry sprzeciw. Yan Lianke jest nie tylko bystrym obserwatorem. Kiedy przedstawia losy miasta, łatwo mu uwierzyć. Ale jeszcze lepiej angażuje czytelników, kiedy zajmuje się charakterami. Ludzie u niego są wyjątkowo słabi, a do tego też perfidni i to połączenie nie może zostać przez odbiorców zignorowane. Wyostrza wprawdzie autor scenki, które mówią o złych postaciach, ale nie traci przez to na wiarygodności, raczej czyni satyrę jeszcze bardziej przejrzystą. Yan Lianke ma pomysł na książkę monumentalną i prawdziwą, funkcjonującą w zależności od środowiska jako komentarz do realnego życia lub jako przestroga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz