poniedziałek, 30 grudnia 2019

Izabella Frączyk: Spełniony sen

Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.

Przeczekanie

Nareszcie mija czas, kiedy bohaterki w optymistycznych obyczajówkach obowiązkowo musiały pracować w redakcjach. Izabella Frączyk Znajdzie się co prawda w „Spełnionym śnie” ekscentryczna pisarka, ale przynajmniej ubarwia ona tło powieści i pozwala na podanie kilku wyjaśnień obowiązkowo padających na spotkaniach autorskich. Izabella Frączyk Beatę wysyła na stację benzynową i pozwala jej się tu realizować. Wprawdzie ma to być zajęcie przejściowe i pozwalające stanąć na nogi – jednak kobieta całkiem nieźle się tu czuje. Zresztą, chociaż przypadek skierował ją w to miejsce, decyzję podjęła pod wpływem radosnych min pracowników: uznała, że tu warto się zatrzymać. Być może gdyby Beata miała ciotkę o lepszym charakterze, zakotwiczyłaby w Częstochowie – jednak od despotycznej krewnej uciekła, niezdolna podporządkowywać się absurdalnym wymogom. I tak realizuje się „Spełniony sen”, prosta historia obudowana anegdotami, a powiązana z charakterystycznymi zagadnieniami z literatury rozrywkowej dla pań. Beata próbuje poukładać sobie życie na nowo. Kiedyś wdała się w romans z dużo starszym od siebie mężczyzną, o tym, że dodatkowo jest żonaty dowiedziała się, kiedy już była w ciąży. Teraz jej syn zdaje maturę, a Beata szuka swojego miejsca na ziemi. Zmiana otoczenia jest najlepszym sposobem na przyciągnięcie nowej i prawdziwej miłości, tyle że Beata jest zbyt dumna, żeby pytać o zobowiązania mężczyznę, który wpada jej w oko. Zadowala się prostszym związkiem.

Jest w „Spełnionym śnie” poważne ostrzeżenie dla czytelniczek. W przypadku Roberta, którego Beata poznaje w pracy i na którego uczucie odpowiada bez fajerwerków, raczej z rozsądku, sygnały alarmowe u czytelniczek rozdzwonią się dużo wcześniej niż w przypadku bohaterki. Nie ma tu mowy o wielkim szczęściu i o wielkiej miłości, za to powoli ujawniają się problemy związane z pieniędzmi. Beata chce wierzyć ukochanemu i długo daje się zwodzić, nawet gdy dla odbiorczyń oczywiste jest już, że wpadła w pułapkę i powinna jak najszybciej uciec z tej relacji. Perypetie sercowe wypadają tu dość przewidywalnie, jakby autorka nie wierzyła, że bez zarysowanego romansu można stworzyć dobrą obyczajówkę. Praca Beaty na stacji to odnotowywanie kolejnych anegdot i co ciekawszych przypadków – charakterów ludzi i zachowań wykraczających poza wyobraźnię zwykłych czytelniczek. Nie byłoby w tym nic atrakcyjnego, gdyby autorka nie przerywała relacji z pracy sytuacjami z życia prywatnego Beaty. W tym zdecydowanie dzieje się ciekawiej, zwłaszcza kiedy chodzi o kontakty z Julą, pisarką, w której domku gościnnym bohaterka aktualnie mieszka. Jula pozwala z dystansem spojrzeć na różne sprawy, ma gotowe wyjaśnienia na wiele wątpliwości, a do tego nadaje się na powiernicę sekretów. I ta postać najbardziej ubarwia fabułę. „Spełniony sen” to prosta obyczajówka, wyprodukowana według akceptowanego przez większość czytelniczek schematu, ale niekoniecznie angażująca – chyba że rzeczywiście odbiorczyniom przejadły się tematy redakcyjne i z chęcią odetchną przy urokach pracy na stacji benzynowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz