Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.
Panika
Alex Sinclair operuje prostym chwytem, z którego tworzy katalizator akcji w tomie „Szóste piętro”. Sięga po obraz matki, która straciła z oczu kilkuletnią córeczkę i za wszelką cenę pragnie ją ocalić. Alice panicznie boi się wind i kiedy taka zatrzymuje się między piętrami, ucieka przez uchylone drzwi. Wydaje się, że nie ma nic trudnego w ponownym spotkaniu dziecka, jednak sprawy mocno się komplikują. Erica szuka pomocy u personelu w budynku oraz u przypadkowo napotkanych sąsiadów byłego męża. Nakręca coraz bardziej spiralę strachu, wydaje się w ogóle, że jest jedyną, która przejmuje się losem dziecka. Służby porządkowe odwlekają swój przyjazd, portier nie kwapi się z ruszeniem na ratunek, a jedyny mężczyzna, który zaoferował konkretne działania, z minuty na minutę staje się coraz bardziej podejrzany. W takich warunkach trudno o trzeźwy osąd sytuacji. Alice ukrywa się gdzieś w przestrzeni apartamentowca, nikt z mieszkańców nie chce angażować się w poszukiwania, Erica, która do budynku zakradła się mimo zakazu – czuje coraz większą grozę. I o ile Alex Sinclair bardzo przekonująco odzwierciedla pomysły matki, która straciła z zasięgu wzroku jedynaczkę – i której wyobraźnia podsuwa coraz mroczniejsze scenariusze, o tyle motywacje otoczenia są co najmniej dziwne, a na pewno – niedopracowane. Trudno wyobrazić sobie, by ktoś odmówił pomocy, gdy w grę wchodzi dobro małego dziecka, a na ścianie pojawiają się krwawe ślady. Thriller rządzi się niby swoimi prawami, ale w tym wątku Sinclair do siebie nie przekona.
„Szóste piętro” to opowieść, która rozgrywa się w obrębie jednego budynku, zamkniętego w dodatku: nikt nowy się tu nie pojawi, wystarczą ci, którzy zostali w środku – i tak nieznane są, przynajmniej Erice, ich intencje. Mała Alice samotna i wystraszona przebywa gdzieś w czeluściach apartamentowca, długie i mroczne korytarze napędzają strach – w tworzeniu atmosfery Alex Sinclair jest niezastąpiony, nawet jeśli komuś znudzi się w końcu motyw matki desperacko szukającej pociechy – to i tak sprawdzać będzie meandry psychiki i rozwój wydarzeń który odbija się w umyśle kobiety. Owszem, Erica sama siebie napędza, podsyca lęk przez snucie najgorszych wizji – i to w pewnym momencie może się nawet czytelnikom przejeść – jednak precyzja w odwzorowywaniu grozy liczy się znacznie bardziej. Nie byłoby w tej książce nic kuszącego (poza studium psychiki matki), gdyby Sinclair nie miał dobrego pomysłu na puentę. W finale książki zaproponuje coś, co nie pozwoli czytelnikom o tej historii zapomnieć – i to na długo. Nie trzeba wielkich wydarzeń, żeby wyzwolić lęk – Sinclair jawi się jako bystry obserwator i znawca psychiki ludzkiej, a do tego – autor precyzyjnych obrazków i niemal filmowego kadrowania. Nie musi uciekać się zbyt daleko do wyobraźni, pozostaje przy scenach rzeczywistych, w pewnym ujęciu tylko wynaturzonych. I to jego przepis na sukces.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz