poniedziałek, 4 listopada 2019

Stuhrmówka. A imię jego czterdzieści i cztery. Maciej Stuhr w rozmowie z Beatą Nowicką

Rebis, Poznań 2019.

Wszechstronność

Rzadko się zdarza, żeby wywiad rzeka powracał na rynek w uzupełnionym wydaniu: spora część tego typu publikacji to jedynie gadżety, sposób na przypomnienie o sobie również w księgarniach – funkcjonują przez krótką chwilę i giną w zalewie podobnych książek. „Stuhrmówka” jednak należy do wyjątków. W wersji „A imię jego czterdzieści i cztery” pojawia się ponownie – i będzie uświadamiać czytelnikom, że można ambitniej, ciekawiej i lepiej, bez pośpiechu, za to z dużą elegancją i wyczuciem opowiadać o doświadczeniach aktorskich. Maciej Stuhr w rozmowie z Beatą Nowicką zwierza się z najróżniejszych przygód i życiowych wyborów, przedstawia swoją drogę sceniczną – kabaret, film, teatr, dubbing, konferansjerkę, seriale, produkcje ambitne i masowe. Odnosi się do szeregu nieprzyjemnych wydarzeń, ale nie zamierza z niczego się tłumaczyć czy usprawiedliwiać, przedstawia swój punkt widzenia. Opowiada o szkole aktorskiej i o kolegach ze scen, o reżyserach i o rodzinie. Na każdy temat ma mnóstwo anegdot – potrafi je przedstawiać z wyczuciem puenty, idealnie podbija komiczne sytuacje, ma się wręcz wrażenie, że celowo zbiera dowcipne scenki, żeby móc ubarwiać opowieści. Przy takim podejściu przecież znacznie lepiej śledzić się będzie tekst. Owszem, są zagadnienia, przy których miejsca na śmiech nie ma, wtedy aktor stawia na oryginalne doświadczenia. Lekkość i finezyjny dowcip w całości sprawiają, że „Stuhrmówka” bez trudu podbije rynek po raz kolejny. Beata Nowicka pilnuje kierunku rozmowy i prowadzi ją w te rejony, które interesują czytelników nieszukających sensacji; zdarza się, że w imieniu czytelników zadaje pytania najbardziej naiwne (jak to jest z zapamiętywaniem tekstu) – ale odpowiedzi Macieja Stuhra nudzić na pewno nie będą.

Jest to opowieść o scenicznych przyjaźniach i inspiracjach, o wykorzystywaniu szans i kierowaniu własną karierą. Maciej Stuhr wybrał teatr, w którym może unikać porównań z ojcem, zresztą o tej „rywalizacji” też jest w książce mowa. Ma do zaprezentowania mnóstwo ciekawostek, uzupełnia więc wiedzę przeciętnego odbiorcy i uświadamia mu, jak nie dać się zaszufladkować. To rzeczywiście rodzaj artystycznej wizytówki, sposób na zwrócenie uwagi czytelników na pewne – istotne dla autora – kwestie, ale i źródło rozrywki – bo doświadczenie kabaretowe procentuje przy anegdotach. W efekcie Maciej Stuhr skupia na sobie całą uwagę, komentarze z zewnątrz na jego temat mogłyby w zasadzie nie istnieć. Istnieją, bo przyjęło się w tego typu książkach zamieszczanie laurek na temat artysty. Wprawdzie niektórzy twórcy próbują być oryginalni lub zabawni, niektórzy odwołują się do wydarzeń, których byli świadkami albo uczestnikami – ale i tak nie dorównują bohaterowi tej książki w umiejętności prowadzenia zajmującej narracji. Teksty z zewnątrz pełnią rolę ozdobników, podobnie jak liczne fotografie – można by się bez nich spokojnie obyć. „Stuhrmówka” to książka, po którą sięgnąć warto, żeby przekonać się, że wywiad rzekę powinno się przygotowywać bez pośpiechu, starannie i kiedy ma się do powiedzenia coś więcej niż wyliczenie ról. To pozycja nie tylko dla fanów Macieja Stuhra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz