Media Rodzina, Poznań 2019.
Metamorfozy
Ta powieść jest szalona i z definicji niegrzeczna, autor będzie bezlitośnie nabijać się z łatwowiernych małych czytelników i przyciągać tych, którzy uwielbiają łamać schematy (za to niekoniecznie kochają czytać). Pokazuje im bowiem, że w literaturze można robić wszystko, nawet jeśli wydaje się to absurdalne czy nie ma pokrycia w rzeczywistości. Przygody Charliego, który zmienia się w różne zwierzęta (w kurczaka akurat niekoniecznie, na przekór tytułowi, co znowu jest grą z maluchami), to eksperyment w ramach powieści pop – książka, która nie musi dostarczać ważnych przesłań ani piękna. Ma za to przynosić rozrywkę. Jeden tylko motyw pokazuje, że śmiech przydaje się przy opanowywaniu trudniejszych spraw – ale o tym za chwilę.
Bohaterem książki jest Charlie, mały chłopiec, którego rysopisu autor celowo nie podaje (ignorując fakt, że ilustracje będą go w jakiś sposób przedstawiać): dzieci mają samodzielnie wyobrazić sobie, jak wygląda ta postać. Charlie odkrywa w swojej codzienności pewien problem: nie wiadomo dlaczego nagle może zmienić się w jakieś zwierzę. Bywa między innymi pchłą i ogromnym wężem. Ze swojej przypadłości zwierza się przyjaciołom – i kumple nie mogą wiele poradzić (chociaż zapewniają wsparcie), jednak najmądrzejsza w tym gronie dziewczynka postanawia podejść do sprawy naukowo i sprawdzić, kiedy następują niechciane metamorfozy. Dochodzi do wniosku, że Charlie musi być pod wpływem silnego stresu – i prowokuje kolejne sytuacje, które mają potwierdzić obserwacje. W efekcie chłopiec wpada w przeróżne tarapaty, podpada nauczycielom i nielubianym kolegom, daje się zamknąć w pokoju nauczycielskim albo w kanale wentylacyjnym, przechodzi metamorfozę podczas szkolnego występu i cały czas rozśmiesza odbiorców. Charlie stworzony został do tego, żeby bawić, z kolei jego najzagorzalszy wróg realizuje schemat powieściowy czarnego charakteru – a do tego posługuje się cytatami z filmów akcji (co wytyka mu bohater, bo przecież nie wszyscy mali odbiorcy wpadną na trop zabaw intertekstualnych). Szkolne perypetie są śmieszne, bo też są nieprawdziwe i wszyscy o tym wiedzą (gdyby ktoś zamierzał uwierzyć autorowi, ten wprowadza ironiczne komentarze i burzy przekonanie, że ma rację). Pojawia się jednak w tomie pewien dalszoplanowy i ważny motyw: Charlie ma starszego brata, Piąchę (Piącha zasłużył na swój pseudonim, bo każde spotkanie z nim grozi oberwaniem piąchą, to wyjątkowo drażliwy dzieciak). Aktualnie jednak Piącha przebywa w szpitalu i będzie miał robioną tomografię, nie mówi się o tym głośno, ale to dziecko chore na raka, rodzice martwią się jego stanem, a Piącha nadrabia miną – zwłaszcza kiedy jest przy nim brat, który nie powinien za bardzo się rozczulać. Tu śmiech pasuje jako sposób na poradzenie sobie z rzeczywistością.
Akcja w tej książce toczy się bardzo szybko i nieprzewidywalnie, bo też i autor nie przejmuje się prawdopodobieństwem. Może zrobić wszystko, a ponieważ już i tak łamie schematy fabularne, pozwala sobie również na naruszanie „tabu” (które jakiś czas temu tabu być przestało): wie doskonale, że dzieci rozśmieszy przez niski i rubaszny humor, wprowadza zatem tego typu żarty (Charlie jako wąż trafia głową w tyłek nieprzyjaciela, z kolei stojący na warcie kumpel nie przejmuje się ostrzegawczymi sygnałami, bo jest akurat zajęty dłubaniem w nosie). To sposoby na przyciągnięcie dzieci. Chociaż zatem Sam Copeland nie proponuje literatury ambitnej, zapewnia śmiech i sprawia, że maluchy będą chciały czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz