niedziela, 3 listopada 2019

Rachel E. Carter: Czarny mag. Kandydatka

Foksal, Warszawa 2019.

U kresu

Ryiah dotarła do punktu przełomowego w swoim życiu, chociaż jeszcze nie wie, jak bardzo trudny on będzie. Udało się jej pokonać przeciwności losu i zdobyć serce księcia Darrena, w którym od pierwszego roku akademii się podkochiwała. Teraz jest narzeczoną Darrena i wkrótce wyjdzie za niego za mąż. Brat księcia zasiądzie na tronie, a jeden z braci Ryiah – który już ożenił się z jej najlepszą przyjaciółką – zostanie ważnym uzdrowicielem. Na razie jednak przed bohaterką kolejne wyzwania, potyczki i pojedynki, które mają wyłonić spośród grona magów tego najlepszego, który przywdzieje szaty Czarnego Maga. Ryiah bardzo chciałaby dostąpić tego zaszczytu, a ponieważ zależy jej na tym okrutnie – będzie walczyć ze swoim ukochanym, również pretendującym do tego miana. I tu pojawia się pewna słabość cyklu: Rachel E. Carter kieruje się przede wszystkim do czytelniczek – nastolatki zmusza jednak do ciągłego czytania o walkach (dość krwawych zresztą, bo rany, jakie odnoszą na polu bitwy bohaterowie, są poważne). Nie jest to pierwszy tom, w którym walka ma coś udowodnić – ale jeśli miało to sens na początku i przy testowaniu bohaterki (czy w ogóle nadaje się do szkoły magów), później staje się nużące. Nawet jeśli Ryiah chce trafić do frakcji bojowej i to będzie dla niej codzienność. Analizowanie kolejnych ruchów i strategii podczas walki przynosi przesyt tematem. Drugim problemem „męskiej” narracji przy bohaterce-kobiecie jest nastawienie na politykę kraju. To, co udało się Kierze Cass w pierwszej części cyklu Rywalki, tutaj zostaje wyostrzone do granic możliwości. Ryiah obserwuje rozkład sił w państwie, przygląda się sojuszom i zagrożeniom, rozpatruje temat zdrady i ceny wolności. Sprawdza, jakie konsekwencje przyniosą określone zachowania i wybory, żyje tym, co dzieje się wokół króla – zamiast zająć się sobą, do czego przecież byłaby przekonana każda z czytelniczek. W efekcie życie kraju dominuje nad życiem prywatnym, a Ryiah ma dylematy niezrozumiałe dla dzisiejszych odbiorczyń – interesuje się i irytuje sprawami, na które ma znikomy wpływ. Ocenia i zastanawia się nad decyzjami innych. Autorka szykuje dla niej spore wyzwania, przynajmniej w sferze życia politycznego – ale nie jest to zagadnienie, które przyciągnie masową publiczność, nawet jeśli owa publiczność zmęczyła się już disneyowskimi księżniczkami i łaknie krwi.

Jest w „Kandydatce” sporo dylematów rodem z lektur antyku, nie ma za to – niestety – prawdziwości uczuć. To, co Ryiah przeżywa, nie trafi do czytelniczek, nie przekona ich – ze względu na ogrom poświęceń i powinności. Ryiah wie, jak należy się zachowywać i chce zawsze być lojalna wobec rodziny, wobec kraju i wobec narzeczonego – a utrzymanie takiego stanu podczas gdy wokół toczą się walki i roi się od konfidentów nie jest zbyt realne. Na tej książce autorka mogłaby spokojnie zakończyć cykl – nawet jeśli zadaje bohaterce pytania, które domagają się odpowiedzi. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że nastąpi przesyt tematami batalistycznymi i seria się w końcu rozsypie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz