Sic!, Warszawa 2019.
Romans bez perspektyw
Gustave Flaubert nie chciał zatracać się w wielkim uczuciu. Jednak romans z o jedenaście lat starszą Luizą Colet sprawił, że czytelnicy do dzisiaj mogą sięgać po piękną literaturę epistolograficzną, miłosne wyznania i psychologiczne analizy przedstawione w bezpośrednich komentarzach pisarza. „Listy do Luizy” powracają na rynek w przekładzie Ryszarda Engelkinga i będą lekturą dla wymagających czytelników. Nie ma w tym tomie zbyt wielu odpowiedzi Luizy (prawdopodobnie pisarz spalił te dokumenty), czasami pojawiają się drobne wyjaśnienia ze strony przyjaciół obojga, większość książki zabierają jednak miłosne wyznania Flauberta. I chociaż ten autor pisze przez cały czas o porywach uczuć i o sercowych dylematach, nie sposób znudzić się obszernym wyborem. Przede wszystkim z uwagi na język. Flaubert wciąż przekonuje ukochaną co do swojego oddania, jednak za każdym razem czyni to oryginalnie i z pomysłem. Żeby nie wydać się błahym, dodaje też do listów przemyślenia na temat własnego charakteru czy zaobserwowanych reakcji. Odwołuje się do wspólnych wspomnień i wyraża nadzieję na przyszłe doznania. Rozpisuje się tak, by zapewnić tym wybrankę o uczuciach – i żeby dostarczyć jej całej palety różnych emocji.
Chociaż przeważnie nie ma tu odpowiedzi Luizy, sporo można wywnioskować z listów Flauberta oraz z odniesień do przeczytanych fraz. Co ważne, kochankowie nie prowadzą sielankowej znajomości: wciąż dochodzi między nimi do kłótni i spięć, a wtedy w korespondencji zaczynają się pojawiać ostrzeżenia lub wyrzuty. Flaubert co pewien czas przekonuje ukochaną, że powinni zostać przyjaciółmi, jeśli nie mogą być razem – odnosi się do wybuchowego temperamentu Luizy i do jej zachowań przy rozstaniach. Przełamuje tym samym monotonię wyznań. W tej znajomości liczy się też inspiracja, wymiana myśli, przedstawianie sobie nawzajem dzieł i odnoszenie się do nich: refleksje o sztuce tłumaczą w pewnym momencie odbiorcom, dlaczego tych dwoje próbowało być razem. Zdarza się, że miłość – czy raczej zaślepienie – nie pozwala Flaubertowi na obiektywną ocenę sytuacji, zdarza się też, że wielki pisarz zaczyna szczebioty i przesadza w czułościach – innym razem na żądanie kochanki przechodzi na „pani” i w jego słowach daje się wyczuć chłód. Dzięki temu dzisiaj „Listy do Luizy” budzą ciekawość czytelników i przynoszą rozrywkę wysokiej klasy. Możliwość podejrzenia wyznań miłosnych to jedno – tu bardziej zwraca się uwagę na warsztat pisarski, na literaturę tworzoną na prywatny użytek i trochę jako popis możliwości twórczych. Flaubert nie należy tu do twórców, którzy potrzebują kibiców – świetnie zdaje sobie sprawę z wrażenia, jakie może zrobić samym tylko tekstem – i wykorzystuje talenty do zapewniania o swoim uczuciu. Zresztą kierunek tej korespondencji może też zaskoczyć. Lektura „Listów do Luizy” pełna jest fraz przepełnionych czułością, ale i atrakcyjnych z punktu widzenia dzisiejszego odbiorcy spostrzeżeń, autoanaliz i obserwacji. Ta książka pokazuje też, jak tworzyło się listy – przedstawia zatem gatunek już dzisiaj zanikający i dla młodszych pokoleń coraz bardziej egzotyczny. W pewnym momencie nasuwa się poza tym pytanie, czy autor szuka stanu zakochania, czy raczej stan zakochania wykorzystuje jako podnietę intelektualną - do tworzenia ciekawszych dzieł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz