Czarne, Wołowiec 2019.
Mit i życie
To jeden z książkowych reportaży próbujących zatrzymać czas, cofnąć czytelników do przeszłości tak, by poznali – i przeżyli – dość ekstrawagancki pomysł na stworzenie żydowskiego miasteczka daleko w Związku Radzieckim. Idea, która zawładnęła umysłami wielu, wspierana jeszcze przez poetykę socrealizmu, motyw pracy kolektywu i wszystkich sił poświęcanych w imię wyższych celów – najwyraźniej przypadła do gustu Żydom w ZSRR. Mogli w końcu zyskać miejsce do kultywowania własnych tradycji, budowania świadomości narodowej i wyznaniowej kolejnych pokoleń, samookreślania się – a wszystko bez konieczności podporządkowywania się państwu. Birobidżan w założeniach jawił się jako kraina wspaniała, w której szczęście jednostek składałoby się na ogólne poczucie zadowolenia. I, jak zwykle przy podobnych planach bywa, rzeczywistość zweryfikowała początkowy entuzjazm: dość szybko okazało się, że marzeń nie da się przełożyć na codzienność, a proza życia – w zderzeniu z wcześniejszymi mrzonkami – doskwiera jeszcze bardziej.
Agata Maksimowicz rejestruje w swoim obszernym tomie działania polityczne związane z budowaniem ostoi żydowskości. Pokazuje decyzje i postawy działaczy, wydarzenia, które wiązały się z realizacją wyjściowych założeń, ale też konsekwencje powstania Birobidżanu. Sprawdza, jak kształtowały się struktury miasteczka. Przez aspekt polityczny może zasugerować czytelnikom szereg komplikacji, jakie nie przyszłyby do głowy idealistom. Zbiera całą opowieść o konstruowaniu enklawy żydowskiej – w odniesieniu do czasów, w szerszym kontekście. Ale dla czytelników równie ważne jak rejestr spraw historycznych staną się relacje okołokulturalne. Chociaż trudno Birobidżan traktować jak ojczyznę, dla części artystów szybko stał się miejscem, które warto opiewać i upamiętniać w dziełach. Maksimowska sięga po fragmenty utworów, w których odzwierciedlały się śmiałe wizje, a Birobidżan funkcjonował jeszcze na prawach wyśnionego zjawiska. Proza życia to już element odkrywany dla odbiorców przez Agatę Maksimowicz: stopniowo, zgodnie z chronologią wydarzeń.
„Birobidżan” zamienia się w pewnym momencie w rejestr rozczarowań, inaczej zresztą być nie może. Autorka sporo wiadomości może odtwarzać z dokumentów, ale jeśli chodzi o odczucia związane z miasteczkiem – opiera się na komentarzach ludzi bezpośrednio zaangażowanych, zbiera opinie tych, którzy mieli współtworzyć miejsce – i którzy przekonywali się stopniowo, jak bardzo nierealne były ich wyjściowe marzenia. Jest to tom rozbudowany, imponujący szczegółowością, ale też wyczuleniem na przeżycia i doświadczenia ludzi. Maksimowicz celowo skupia się właśnie na tym aspekcie – przykrywając suche wiadomości przeżyciami. Dba o warstwę informacyjną, bardzo starannie prowadzi narrację – tak, żeby uniknąć skojarzeń ze stylistyką pop. Proponuje reportaż gęsty i treściwy, zapewniający dokładną analizę pomysłu i jego realizacji. To coś dla fanów literatury faktu, historiozofii łamanej reportażem. „Birobidżan. Ziemia, na której mieliśmy być szczęśliwi” to publikacja starannie przygotowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz